Senior też może zrobić prawko!
-Co pana podkusiło, aby robić prawko w wieku 71 lat?
Krzysztof Niemiec, na co dzień portier w urzędzie miasta i wolontariusz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy: - Najbardziej zmotywowała mnie przyszywana wnuczka, której ze szkołą jest nie po drodze. Chcę jej udowodnić, że człowiek po 70-tce bez problemów zda egzamin na prawo jazdy. Może za moim przykładem przyłoży się do nauki? Pomyślałem, że mam trzeci samochód w domu, a jestem wożony jak król. A warto samemu sprawdzić się za kółkiem. Zapisałem się też na kurs dla żony Teresy, osoby niewidomej. Do lekarza zabierają ją przyjaciele lub taksówkarze. A przecież sam mogę być jej szoferem.
- W zielonogórskim sztabie WOŚP odpowiada pan za nabór wolontariuszy. Prawko tam chyba jest przydatne?
- Prawko sprawi, że współpraca jeszcze lepiej nam się ułoży. Trzy lata temu jeden z wolontariuszy, młody chłopak, pogubił się w terenie. Potwornie zmarzł. Nie mieliśmy samochodu, aby go odebrać. Wiedziałem gdzie jest, dlatego poprosiłem o pomoc policję. Gdybym był kierowcą, wsiadłbym w swój samochód i pojechał po młodego.
- Nie miał pan obaw wsiadając za kółko?
- Mnóstwo, w końcu przez całe życie nie widziałem się w roli kierowcy. Nie pociągała mnie jazda! Bałem się! Zacznę od ekonomii. Młody człowiek dostaje od rodziców komputer i nie zastanawia się, ile pochłonie jego naprawa. Siedząc za kółkiem, z tyłu głowy mam, że w razie kolizji zapłacę z własnej kieszeni. Nie oszukujmy się, senior nie ma takiego refleksu na drodze, co młodzieniec! Przekonałem się o tym na ukochanym rondzie przy Castoramie, kiedy zgasł mi silnik. Jak zdam egzamin, sprzedam forda mondeo. Kupię auto z automatyczną skrzynią biegów. Nie będę zwracał uwagi na sprzęgło i biegi. Skupię się na obserwacji drogi.
- Teorię pan zaliczył?
- W mojej grupie było 15 osób, w większości 18-letnich chłopaków. Podniosłem średnią wieku (śmiech). Zdobyłem komplet 74 punktów. Młodzi, którzy przed egzaminem teoretycznym robili sobie żarty, nie mieli tęgich min. Starsi podchodzą do sprawdzianu poważnie. Sam dwa razy w tygodniu rozwiązuję zadania z internetowej bazy pytań. Mój instruktor, Franciszek Kordziński, mobilizuje mnie, jest cierpliwy, ma nerwy z żelaza.
- Jak wyglądała pierwsza jazda?
- Pewnej środy, po 15.30, instruktor odebrał mnie z ul. Fabrycznej. Był spory ruch. Poczułem się wrzucony na głęboką wodę. Z duszą na ramieniu dotarłem na parking przy Ogrodzie Botanicznym. Miałem trudności, żeby włączyć się do ruchu, auto zbuntowało się, gasło. Przejechałem po krawężniku, koszula była mokra. Wyjechaliśmy na miasto w stronę Kotowic. Na dwukierunkowej, szerokiej drodze poszło gładko. Kiedy pobocze zrobiło się wąskie, a z naprzeciwka nadjechał samochód z belami drewna, zapytałem jak w piosence z filmu „Kiler”: I co ja robię tu? W domu puchłem z dumy, jakbym zdobył Mount Everest.
-Były inne trudne sytuacje?
- Strachu się najadłem. Na osiedlu Pomorskim, przed przejściem dla pieszych, samochód stanął dęba, a ja przed maską zobaczyłem dzieciaka, który wybiegł na ulicę. Jadąc w stronę „Lotnika”, miałem spotkanie z hulajnogą. Mocniej wcisnąłem hamulec…
- Ile godzin pan przejechał?
- Nie zliczę! Wykupiłem więcej godzin niż przypisane 30. Egzamin wewnętrzny zaliczyłem.
- Jak pan sobie radzi na placu manewrowym?
- Na początku była tragedia! Teraz oceniam umiejętności na cztery z plusem. Koledzy pomogli, pożyczali swoje samochody, udostępniali miejsca do jazdy. Ustawialiśmy słupki i do znudzenia kombinowałem, jak poprawnie wykonać cofanie po łuku. Jeździłem mondeo i fordem fiesta.
- Kiedy egzamin?
- 16 listopada. Proponowałbym zostać w domu.
- Jak się pan zrelaksuje przed egzaminem?
- Poczytam książkę i posłucham muzyki.
- Pierwsza planowana przejażdżka?
- Nie pojadę na drugi koniec Polski - w moim wieku to za trudne. Wyprawa w góry do Szklarskiej Poręby jest w moim zasięgu.
- Dziękuję.
Rafał Krzymiński