Wspólna historia ubogaca wszystkich zielonogórzan
- Pani referat przygotowany na środową konferencję „Kultura na łamach prasy Ziem Zachodnich po 1945 roku” to pierwsza praca naukowa poświęcona „Łącznikowi Zielonogórskiemu”. Czym zasłużyliśmy na tyle uwagi?
- Dr Izabela Korniluk, kierownik Działu Historycznego Muzeum Ziemi Lubuskiej: - Na pochwałę zasługuje przede wszystkim dziennikarski wysiłek Tomasza Czyżniewskiego, naczelnego „Łącznika”, który wiele inwencji włożył w popularyzację historycznej wiedzy o przeszłości nie tylko Zielonej Góry, ale również jej najbliższych okolic. Jednak moją motywacją, jako autorki referatu, nie była potrzeba docenienia „Łącznika”, tylko pokazanie fenomenu żywotności zainteresowania lokalną historią.
- O publicystyce historycznej „Łącznika” pisze pani w kontekście połączenia. Czym ono było: przede wszystkim aktem administracyjnym czy też tożsamościowym?
- Prezydent Janusz Kubicki długo przedstawiał połączenie jako narzędzie pozyskania około jednego miliarda złotych na rozwój miasta. Z tego też powodu postrzegałam połączenie jako przedsięwzięcie dość ryzykowane, wręcz karkołomne. Zmiana mojego nastawienia nastąpiła później, gdy połączenie stało się faktem. Zaczęłam interesować się innymi aspektami połączenia, głównie za sprawą felietonów historycznych Tomasza Czyżniewskiego. Te teksty uruchomiły nie tylko moje dojrzewanie do postrzegania połączenia jako zjawiska znacznie bardziej ważnego od kontekstu administracyjnego czy finansowego, nie umniejszając znaczenia tych ostatnich.
- Na czym polega ta ważność?
- Przede wszystkim, połączenie pozwoliło napełnić zielonogórzan dumą z własnego miasta. Dzięki połączeniu staliśmy się nie tyle aglomeracją, co ważne, ile normalnym miastem: z ciekawą historią, z przyzwoicie zorganizowanymi instytucjami. Dzięki połączeniu odzyskaliśmy stabilność i pewność siebie.
- Przeciwnicy połączenia wielokrotnie podnosili, że integracja miasta i gminy przekreśli lub zniweluje tożsamość każdej wsi. Słusznie?
- Połączenie nie zagrozi tożsamości zielonogórskich sołectw, jeśli takowe się zdążyły wyodrębnić, w co zresztą wątpię. Będzie wręcz odwrotnie. Ten mechanizm wzmocnienia opisuję na przykładzie publicystyki historycznej T. Czyżniewskiego. Przedtem wiedza o barwnej historii poszczególnych sołectw miała charakter elitarny, dostępna była głównie dla ich mieszkańców. Teraz ubogaca wszystkich zielonogórzan, zdzierając piętno anonimowości z poszczególnych sołectw.
- Skuteczna polityka historyczna kluczem do połączenia – tak można podsumować pani ocenę tekstów na łamach „Łącznika”. Ale dziennikarska aktywność, jeśli nie ma trafić w próżnię, musi być odpowiedzią na autentyczne zapotrzebowanie. Jak zdefiniować najważniejsze źródła tego zapotrzebowania?
- Przede wszystkim poszukujemy solidnego zakorzenienia. Zielonogórzanie bardzo chcą poznać historię własnego miasta, bo ta wiedza okazuje się być niezbędnym składnikiem naszego poczucia bezpieczeństwa, że jesteśmy u siebie. A bez tego poczucia nigdy w pełni nie będziemy traktować Zielonej Góry jako naszego miejsca na Ziemi.
- To ciekawe ujęcie: niemiecka historia Zielonej Góry gwarantem polskiego poczucia trwałości i stabilności?
- Akceptacja niemieckiej przeszłości miasta nie zawsze oznacza jej afirmację, raczej przyjęcie do wiadomości, jako historycznej oczywistości. Przyjęcie takiej postawy przez większość zielonogórzan pozwala mi sądzić, że pozbywamy się różnych zmór przeszłości, zwłaszcza lęków związanych z żywymi kiedyś obawami przed powrotem miasta we władanie Niemców. W tym sensie, połączenie dodatkowo wzmocniło i przyspieszyło ten zbiorowy proces dojrzewania, pozwalając zielonogórzanom popatrzeć na samych siebie bez kompleksów, jako na pełnoprawnych gospodarzy swego miasta.
- Dziękuję.
Piotr Maksymczak