MZK testuje elektrycznego solarisa

20 Październik 2014
To ma być komunikacyjna rewolucja. Za kilka lat wszystkie miejskie autobusy będą napędzane silnikami elektrycznymi. Na razie, po mieście jeździ jeden taki pojazd. Na próbę…

Poniedziałek. Przed 10.00. Pod Palmiarnię cichutko zajeżdża autobus Solaris Urbino E12. Niczym się nie równi od zwykłego autobusu, a to przecież nowość – autobus elektryczny.

Przyjazd z Bolechowa

- Świetnie się nim jeździ – opowiada kierowca Jacek Newelski. To on „przyprowadził” solarisa z fabryki producenta w Bolechowie za Poznaniem. To ok. 170 km od Zielonej Góry. Napędzany prądem autobus nie miał problemów z pokonaniem tej odległości. Pewnie mógłby jeszcze pojechać ze 100 km bez ładowania.

- Ma blokadę i nie można jechać szybciej niż 65 km/h – uśmiecha się J. Newelski. – Gładziutko sunie po autostradzie. Jak rusza ma niesamowite przyspieszenie. Akumulatory wyczerpały się w 60-70 procentach. Czyli, bez ładowania spokojnie mógłby jeszcze przejechać kilkadziesiąt kilometrów. Może 100.
W normalnych, miejskich warunkach baterie autobusu powinny wystarczyć na przejechanie ok. 160-180 km. – To za dużo. My planujemy, by baterie wystarczały na ok. 80-100 km – tłumaczy Barbara Langner, dyrektor MZK. – W tym modelu akumulatory ważą ok. dwóch ton. To bardzo dużo. Wolimy żeby ich było mniej, dzięki czemu autobus zabierze więcej pasażerów.

Projekt wart 300 mln zł

Testowa wizyta elektrycznego autobusu to przygotowania, do wielkiego projektu przestawienia komunikacji miejskiej w Zielonej Górze na tabor elektryczny.

- To pierwsze miasto w Polsce, które chce załatwić ten problem kompleksowo i przestawić cały tabor na pojazdy elektryczne. Większość miast raczej myśli tylko o takiej komunikacji w śródmieściu – mówi Zbigniew Kowalski, przedstawiciel Solarisa.
- Z tego, co się orientujemy jesteśmy jedynym miastem w Europie, które chce taki projekt zrealizować – dodaje wiceprezydent Dariusz Lesicki.

Zielonogórski projekt zakłada wymianę całego taboru na nowoczesne autobusy elektryczne, modernizację zajezdni MZK i budowę centrum przesiadkowego nieopodal dworca PKP. W sumie ma to kosztować ok. 300 mln zł. Większość tych wydatków ma sfinansować Unia Europejska w ramach gospodarki niskoemisyjnej. A jednym z jej elementów jest niskoemisyjny transport. Polska chce na ten program przeznaczyć miliardy złotych, głownie na remonty i budowę linii tramwajowych oraz na zakup nowego taboru. W Zielonej Górze tramwajów nie ma. Nie ma też trolejbusów. Mogą być jednak elektryczne autobusy.

Czekamy na Brukselę

- Jestem pewien, że uda się nam ten projekt zrealizować. Myślę, że zaczniemy go w roku 2015-16. Na razie czekamy, bo generalnie wszystkie projekty proponowane przez Polskę, również te regionalne muszą zyskać akceptację Brukseli. To powinno nastąpić w ciągu kilku miesięcy – tłumaczy prezydent Janusz Kubicki. – Już niedługo zielonogórzanie będą mogli korzystać z ekologicznych, elektrycznych autobusów. Można wręcz powiedzieć, że przebieramy już nogami, żeby móc je kupić. Żeby były jak najszybciej.

Dzisiaj po Zielonej Górze jeździ 66 autobusów. Po połączeniu miasta z gmina, od 1 stycznia 2015 r. liczba połączeń wzrośnie, dlatego MZK planuje wydzierżawienie pięciu kolejnych autobusów. Tych elektrycznych będzie 90. Całkiem nowych, prosto z fabryki. Dziś przeciętnie miejski autobus ma 12 lat.

Wsiadamy do autobusu, na krótką przejażdżkę. Ruszamy. W środku jest dosyć głośno. Pojazd mocno szumi. – To klimatyzacja – śmieje się Z. Kowalski. Rzeczywiście po chwili J. Newelski wyłącza klimatyzację i w pojeździe robi się cicho. Robimy małe kółko wokół Palmiarni: ul. Piaskowa, Podgórna, Wrocławska, Lwowska i z powrotem Piaskowa. Przy dojeździe do Palmiarni autobus utyka w wąskich uliczkach. Przejazd blokuje osobowa skoda. Kierowca tak zaparkował, że 12-metrowy solaris ma kłopoty z przejechaniem.

- To nie wina MZK – żartuje prezydent Kubicki.

Możesz sprawdzić jak jeździ

Testowy pojazd będzie w naszym mieście przez półtora tygodnia. Będzie kursował na dwóch liniach: nr 17 (kurs poranny) i później linii nr 37 (zjazd ok. 19.00).
- Będzie „pracował” ok. 10 godzin dziennie. Na tyle wystarcza mu akumulatory. W nocy go doładujemy i rano z powrotem wyjedzie na ulice – tłumaczy dyrektor Langner.

(tc)