Wszystko zaczęło się od marzenia
- Z jakimi uczuciami obserwowała pani tę uroczystość?
Bożenna Bukiewicz, w latach 2002-2005 radna Zielonej Góry, posłanka V, VI, VII i VIII kadencji Sejmu, była przewodnicząca lubuskiej PO: - Z wielką satysfakcją i dumą. Dumna jestem z młodych absolwentów zielonogórskiej medycyny, a satysfakcję i wielką radość odczuwałam, widząc owoc swojej pracy i wieloletnich starań. Warto było marzyć i dążyć do celu.
- A to marzenie pojawiło się…
- Jeszcze gdy byłam radną. To wtedy wsłuchując się w głosy mieszkańców dostrzegłam potrzebę stworzenia kierunku lekarskiego na UZ. Wielu młodych, zdolnych mieszkańców naszego województwa nie było stać na studia medyczne we Wrocławiu, w Poznaniu, Katowicach czy Szczecinie, ponieważ koszty utrzymania w tych miastach przekraczały możliwości finansowe ich rodzin. W Lubuskiem mamy wielu wspaniałych lekarzy. Serce rośnie, gdy czytam o zielonogórskich osiągnięciach prof. Dawida Murawy czy prof. Pawła Golusińskiego. Ale wierzę, że tuzów medycyny w Zielonej Górze będzie jeszcze więcej i kierunek lekarski w Zielonej Górze będzie reprezentował coraz wyższy poziom. To kwestia czasu.
- Od początku wierzyła pani w potencjał zielonogórskiej uczelni?
- Wykształciła m.in. wielu wspaniałych inżynierów, choćby założycieli znanego na całym świecie ADB. I choć moi przyjaciele lekarze mnie krytykowali, a znajomi uznali, że zwariowałam, gdy zostałam posłem podjęłam starania o powstanie kierunku lekarskiego na UZ. Utwierdzały mnie takie wypowiedzi, jak ta prof. Jerzego Szaflika z Warszawy, najsławniejszego polskiego okulisty: - U nas na katedrę, to czekać i się nie doczekać, to dlaczego nie mieliby przyjeżdżać do Zielonej Góry? - powiedział. W 2012 r. wraz z ówczesnym rektorem UZ Czesławem Osękowskim, panią marszałek Elżbietą Anną Polak i prezydentem Januszem Kubickim pojechaliśmy do ministra nauki i szkolnictwa wyższego z podpisaną przez nas gotowością do utworzenia kierunku lekarskiego w Zielonej Górze. Jednak negatywne nastawienie rektorów uczelni medycznych w całej Polsce, i nie tylko ich, sprawiało że do ostatniej chwili wszyscy byli przekonani, że nie mamy żadnych szans. Co z tego, że ministrowie byli mili, ja cały czas czułam, że w sens zielonogórskich studiów medycznych nie wierzą. Gdy się tak wielokrotnie odbijałam od ministra zdrowia do ministra nauki i szkolnictwa wyższego, a w sprawie przez kilka lat nie działo się nic, zdeterminowana poszłam do premier Ewy Kopacz. To był maj albo czerwiec 2015 r. Pani premier, po wysłuchaniu moich argumentów, wsparła mnie u ministra zdrowia i wkrótce uzyskałam ten bezcenny podpis…
- …bez którego medycyny, być może na wieki wieków, w Zielonej Górze by nie było?
- Moglibyśmy nawet na rzęsach stawać... Potem była mozolna praca pracowników uniwersytetu i urzędu marszałkowskiego. Duże przedsięwzięcie, ale mamy pierwszych 51 lekarzy. Będzie jeszcze więcej. Tymczasem pandemia dodatkowo pokazała, że w Lubuskiem brakuje choćby zakaźników czy anestezjologów… Medycyna to jednak najdroższy kierunek i liczbę studentów na kierunkach lekarskich narzuca ministerstwo zdrowia. Zapewne dlatego, uszczuplając ogólną pulę, mieliśmy tylu przeciwników. Na szczęście, to już historia.
- Dziękuję.
Ewa Lurc