Tu nie ma bomb, są tylko dobrzy ludzie

11 Marzec 2022
Przestraszeni, bezradni i głodni Ukraińcy mogą liczyć na wielkie serca zielonogórzan. U siebie uciekali przed rosyjskimi bombami do wilgotnych piwnic, w Zielonej Górze znajdują dach nad głową, jedzenie i życzliwość. Tylko i aż tyle…

Nikita Waresko polubił Zieloną Górę. Praca w firmie Francepol dała mu nadzieję na lepsze jutro. Kierowca to dobry fach, dlatego liczył, że w przyszłości założy szczęśliwą rodzinę. Wojna zniweczyła te plany, ale też skłoniła Nikitę do pomocy rodakom. Zgłosił się do Katarzyny Prokopyszyn na ul. Dolną 6, gdzie wydawana jest m.in. żywność i ubiór dla uchodźców. Mężczyzna wykorzystał kontakty na Ukrainie i zasiadł za kółko, aby wozić dary dla potrzebujących. W miniony wtorek ze łzami w oczach pożegnał się z panią Kasią, oznajmił, że jedzie na wojnę.

- Nie mogę inaczej, tam jest cała moja rodzina, mama, tata, rodzeństwo - tłumaczył przejęty. - Chcę walczyć za mój kraj, za wolność. Bardzo dziękuję wszystkim Polakom, pokazaliście, że nie tylko jesteście naszymi sąsiadami, ale i braćmi. Jeśli przeżyję, wrócę do Zielonej Góry, zostawiam tu kawałek serca.

 

Nie można siedzieć

Dolna 6 ma dwa oblicza - smutne, wręcz przygnębiające oraz pełne ludzkiej solidarności i współczucia. Pani Katarzyna pomaga biednym i skrzywdzonym od dawna, a pomimo tego buzują w niej emocje. Trudno jej zachować dystans. Historie Ukraińców przytłaczają, obciążają psychikę. Wszyscy wojenni uciekinierzy są roztrzęsieni, załamani. Płaczą. Przychodzą z niczym, często mają jedynie małą torebkę z wodą.

- W niedzielę miałam mały kryzys, po tym wszystkim sama będę potrzebowała psychologa - przyznaje wolontariuszka. - Każdy „pomagacz” w pewnym momencie czuje, że sytuacja przerasta go emocjonalnie. Zaniemówiłam, kiedy zobaczyłam dzieci ogromnie uradowane z małych zabawek. Zdarza się rodzina z trójką dzieci, która opowiada, że drugi samochód towarzyszący im w ucieczce został ostrzelany przez Rosjan. A wszyscy pasażerowie zginęli - urywa jej się głos.

Po dary można się zgłaszać codziennie w godz. 10.00-18.00. Wolontariusze, a w ciągu dnia jest ich około stu, zaczynają pracę o 9.00, kończą o 19.00, kiedy trzeba przygotować dary do codziennego transportu na Ukrainę. Niektórzy biorą urlopy. To harcerze, uczniowie pakujący produkty na lekcjach wuefu, często Ukraińcy, którzy już dostali wsparcie. Przychodzą emeryci z chorym kręgosłupem, mają 70, a nawet 80 lat na karku i siłę na godzinne sortowanie ubrań. Przepraszają, że tak krótko mogą pomóc. Wracają do domu odpocząć, a po paru godzinach są z powrotem, nie mogą przecież siedzieć bezczynnie. Rozumieją uchodźców, bo ich rodziny przeżyły drugą wojną światową, pamiętają 1939 r. i napaść Hitlera na Polskę.

 

Dobre anioły

To fizyczna harówka - wyładunek kartonów wręcz uginających się od ubrań, żywności, środków higienicznych. Wydawane są wózki dziecięce, nosidełka, pampersy, chusteczki, podpaski, żywność, chemia i kosmetyki. Dziennie po pomoc zgłasza się 500-600 osób, na ogół nie znających języka polskiego. Do dyspozycji są tłumacze.

Ludzie, którzy do nas przychodzą, są głodni, ale bardzo skromni - mówi z podziwem K. Prokopyszyn. - Zadowalają się skromniejszą „wyprawką”, aby nie zabrakło darów dla bardziej potrzebujących. A już brakuje nam jedzenia, produktów o dłuższym terminie spożycia: konserw, pakowanych wędlin, chlebów.

Po odbiór rzeczy przyjeżdżają też osoby, które przyjęły uchodźców pod swój dach. W mieszkaniach jest łóżko i szafa, ale nie ma chemii i kosmetyków.

- Wsparcie jest ogromne. Mieszkańcy spisali się na medal, tak jak w akcji rozdawania maseczek - podsumowuje pani Kasia. I prosi o pomoc, potrzebni są kolejni wolontariusze. Każda dodatkowa para rąk do pracy jest na wagę złota.

Jednym z dobrych aniołów jest Anna Piech. Przygodę z wolontariatem zaczęła dwa lata temu podczas pandemii. Jest administratorką facebookowej grupy Widzialna Ręka. - Kolana mi się uginają, kiedy słyszę o ludzkich dramatach - przyznaje pani Ania. - Starsze małżeństwo mówiło, że w dniu ucieczki ich dom zbombardowano. Starszej pani trzęsły się ręce, miała przy sobie tylko jedną małą torebkę. Nawet nie wiedzieli gdzie są, nie mieli miejsca do spania.

Szymon Piątek na co dzień naprawia ciężarówki. Woził wolontariuszy, którzy zbierali pieniądze dla Ani Orłowskiej. - Trzeba pomagać ludziom. Wierzę w to, że dobro wróci z podwójną siłą - przekonuje mężczyzna.

 

Kilkanaście TIR-ów

Pełne ręce roboty wciąż mają wolontariusze Stowarzyszenia Warto Jest Pomagać - w swojej siedzibie w Parku Tysiąclecia 3. I tu widać, że zielonogórzanie mają wielkie serca i współczucie dla ludzi uciekających przed śmiercią. - Przyniosłam kolorowanki dla dzieci, mazaki, kredki, skarpetki - wylicza Dagmara Mróz. - Wszystko po to, aby dzieci mogły zapomnieć o koszmarze wojny. Sama jestem mamą i serce mnie boli, kiedy patrzę na te przestraszone maleństwa, które wtulają się w siebie w ciemnej piwnicy.

Rzeczy ze zbiórek organizowanych przez szkoły, zakłady pracy, firmy i sołectwa można przynosić do magazynu ZGK przy ul. Zjednoczenia 110.

- Wysłaliśmy kilkanaście TIR-ów z darami - podsumowuje dotychczasowe rezultaty akcji Krzysztof Sikora, prezes Zakładu Gospodarki Komunalnej. - Większość pojechała do Skwierzyny, do wojewódzkiego magazynu, a stamtąd jako rządowa pomoc do Ukrainy. Przyjeżdżają do nas busy z pomocą ze zbiórek. Przyjęliśmy kilka ciężarówek i kilkanaście busów z Niemiec.

Dary segregują pracownicy ZGK oraz wolontariusze. Można tu skorzystać z pomocy na miejscu. W paczkach od miasta, które pojechały do Iwano-Frankiwska znalazły się m.in. posiłki wojskowe, agregaty prądotwórcze, łóżka składane, koce i śpiwory, latarki, nosze, respirator, żywność, baterie, świeczki, kuchenki gazowe, apteczki, opatrunki i plastry.

Miasto przygotowało ok. 400 miejsc noclegowych dla uchodźców w hali akrobatycznej przy ul. Urszuli 22.

 

Bardzo ofiarni

W pomoc Ukrainie zaangażował się urząd marszałkowski, organizator akcji „Lubuskie dla Ukrainy”. - Odzew mieszkańców przeszedł najśmielsze oczekiwania - mówi Stanisław Domasz-Domaszewicz, koordynator akcji. - Zbieramy odzież, kosmetyki, żywność, środki opatrunkowe i medyczne oraz wyposażenie militarne: buty, plecaki, śpiwory, karimaty, wszystko co może przydać się na froncie. Mieszkańcy są bardzo ofiarni, a lokalne firmy przywożą np. komplety konserw, chemii gospodarczej i środków higieny osobistej: pampersów, papieru toaletowego.

Dary można przynosić do sali kolumnowej urzędu marszałkowskiego, ul. Podgórna 7 (dojazd pod wejście od strony parkingu za budynkiem). Punkty zbiórki są czynne od poniedziałku do piątku w godz. 8.00-18.00 i w weekendy w godz. 12.00-17.00. Udziela się tu ok. 30 wolontariuszy. Jest tu kącik zajęć dla dzieci.

(rk)