Szpitalny Oddział Ratunkowy po zawale
Większość, to znaczy ilu pracowników „zachorowało”?
- Około dwudziestu - informuje Sylwia Malcher-Nowak, rzeczniczka szpitala.
Jak wyjaśniał szpital, to ministerialne decyzje gasząc jeden pożar, wznieciły następny: podzieliły środowisko, przyznając ostatnio podwyżki ratownikom pracującym w ramach państwowego systemu ratownictwa medycznego, pomijając ratowników i pielęgniarki pracujące w szpitalnych oddziałach ratunkowych. 1 października bunt sfrustrowanych pracowników szpitala w Zielonej Górze wstrzymał do godz. 19.00 nie tylko pracę tutejszego SOR-u, ale i przyjęcia pacjentów jedynego w województwie lubuskim Centrum Urazowego. Mimo zrozumienia, nasze poczucie bezpieczeństwa stopniało razem z nim.
Od piątku, 1 października…
- SOR Zielona Góra również ogłosił powstanie! – na Facebooku informowało w tamto piątkowe południe Lubuskie Porozumienie Ratowników Medycznych, nawołując do solidarności zawodowej ze zbuntowaną załogą SOR-u. Tego samego dnia karetki z Zielonej Góry - m.in. z pacjentami po udarze na pokładzie - jeździły do szpitali w Nowej Soli, Żarach, Świebodzinie… Po godz. 13.00 Robert Górski, lekarz zielonogórskiego pogotowia ratunkowego, informował gdzieś spod Świebodzina: karetki „stoją pod zatkanym SOR Nowa Sól. (…) W Zielonej Górze nie ma już wolnych ambulansów!
Tymczasem rodzimy szpital, apelując do pacjentów, by nie zgłaszali się na SOR z błahych powodów, donosił: - Trwają prace nad uzupełnieniem brakującego personelu. W przypadku fiaska tych działań, funkcjonowanie SOR stanie się niemożliwe.
Powiało grozą. Od godz. 7.30 w lecznicy pracował wewnętrzny zespół ds. rozwiązywania sytuacji kryzysowych, trzy godziny później rozpoczęła się narada Wojewódzkiego Sztabu Zarządzania Kryzysowego, z udziałem wojewody lubuskiego, przedstawicieli urzędu marszałkowskiego, lubuskiego NFZ, Szpitala Uniwersyteckiego i innych lubuskich szpitali, które miałyby wesprzeć lecznicę w Zielonej Górze, a marszałek Elżbieta Anna Polak w rozmowie z wiceministrem zdrowia Piotrem Bromberem, jeszcze niedawno szefem lubuskiego NFZ, apelowała o uwzględnienie w rozmowach z ratownikami medycznymi także roszczeń personelu pracującego na SOR-ach.
… do dziś
- Jednak konsekwencje finansowe zapewne odczuje szpital. Obie strony już dały sobie tydzień na dopracowanie szczegółów - mówi Sylwia Malcher-Nowak, która wyjaśnia, że prezes lecznicy jest już po pierwszych rozmowach z przedstawicielami ratowników i pielęgniarek z SOR-u, a za kilka dni odbędzie się kolejne spotkanie… - Jesteśmy na dobrej drodze do porozumienia - dodaje rzeczniczka.
Od tygodnia rodzime karetki wożą już pacjentów na SOR w Zielonej Górze.
- Zawirowanie trwało tu tylko kilka, kilkanaście godzin - mówi Marcin Mańkowski, dyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Zielonej Górze. - Wydaje się, że sytuacja wróciła do normy.
Jeszcze nie. SOR rzeczywiście pracuje, jak mówią w szpitalu, „normalnie, ale z pewnymi ograniczeniami”. Na oddziale ratunkowym dyżurują przede wszystkim sami pracownicy Szpitala Uniwersyteckiego, przy niedużym wsparciu z zewnątrz.
- Personel jest nadal mocno okrojony, a pracownicy, którzy wspierają oddział, niekoniecznie mają doświadczenie w ratownictwie medycznym. Dlatego poprosiliśmy, by nie przywożono do nas pacjentów ze zdarzeń masowych. Od tygodnia jesteśmy też w kontakcie z dyspozytornią wojewódzką, która przed wysłaniem do nas karetki każdorazowo uzgadnia to z lekarzem dyżurnym na SOR - mówi rzeczniczka, która ma też dobrą wiadomość: - Pełną gotowość SOR osiągnie w tę sobotę, 9 października. W środę do pracy wróciło osiem osób, nadal na zwolnieniu przebywa dziesięć, ale połowa z nich zapowiedziała powrót właśnie w sobotę.
(el)