Połączyła ich „Dama z łasiczką”
Kiedy się poznali, ona miała 19 lat i przygotowywała się do matury. On już pracował, ale jej egzamin dojrzałości przeżywał równie mocno. Do czasu potańcówki w sali wiejskiej znali się tylko z widzenia. Oboje mieszkali w Przylepie. Zresztą żyją tu do dziś.
- Najpiękniejsza dziewczyna w całej wsi - wspomina Edward. - I była taka niedostępna. Mimo że przetańczyli razem cały wieczór, nie zaiskrzyło od razu. - Burzy nie było - twierdzi Krystyna. - Buzi też nie - dodaje Edward.
Coś jednak musiało wisieć w powietrzu, bo pół roku później, w październiku 1971 roku, był już ślub. Cywilny i kościelny. - I wesele! Takie z przestawianiem mebli - wspominają. Zabawa, zgodnie z tradycją, odbyła się w domu panny młodej. Był zawodowy kucharz z „Topazu” i tańce do rana. Krystyna miała problem ze znalezieniem materiału na suknię do urzędu. Odpowiednich na ślub butów zresztą też nie było w Zielonej Górze. Po materiał na ślubną kreację pojechali do Poznania. Była w kolorze bordo. Do kościoła klasycznie - na biało. O garnitur Edwarda zadbał przyszły teść, który był krawcem. - Taksówka na ślub cywilny już czekała przed drzwiami, a on jeszcze skracał mi spodnie - śmieje się Edward.
Po drodze czekała ich kolejna przeszkoda. Na przejeździe kolejowym koło „Zgrzeblarek”, na ul. Zjednoczenia, zamknięto szlaban. Edward wyskoczył z auta i pobiegł do dróżnika. Ten rozejrzał się i zainterweniował. Młodym już nic nie przeszkodziło.
Od tamtego czasu minęło pół wieku. Doczekali się dwojga dzieci i trojga wnucząt. W latach 80. postawili dom w Przylepie. Najcieplej wspominają lata, kiedy dzieci już trochę podrosły, a oni pomarańczowo-czerwoną skodą 105s jeździli razem w góry, nad morze i… na ryby. Wędkarstwo to ich wspólna pasja. Obok żużla, bo od lat razem kibicują Falubazowi. Kiedyś na stadionie, dziś przed telewizorem.
- Nigdy nie przykładaliśmy dużej wagi do spraw materialnych - mówią. Oboje z nostalgią wspominają czasy, kiedy ludzie spotykali się spontanicznie. Rozkładali stół w ogródku i zaczynała się biesiada. Bez napuszenia i skrępowania. Za to ze śpiewami i muzyką. Jeden wujek Edwarda grał na akordeonie, drugi na skrzypcach. Towarzystwa nie brakowało.
Krystyna i Edward Haładynowie te beztroskie czasy będą mieli okazję powspominać również przy dźwięku skrzypiec. Tym razem jednak w Filharmonii Zielonogórskiej, gdzie będą oficjalnie obchodzić jubileusz 50-lecia małżeństwa.
(ah)
Soboty z „Marszem weselnym”
W sumie ponad 800 par z Zielonej Góry będzie świętować w Filharmonii Zielonogórskiej jubileusz długoletniego pożycia małżeńskiego.
Duety z imponującym, ponad 50-letnim stażem, już od października odbierają z rąk prezydenta Janusza Kubickiego odznaczenia i medale. Po uroczystej części oficjalnej słuchają koncertu w wykonaniu filharmoników. W repertuarze nie brakuje, rzecz jasna, „Marsza weselnego” Mendelssohna!
Uroczystości odbywają się w reżimie sanitarnym, w maseczkach i z zachowaniem dystansu społecznego. Ze względu na bezpieczeństwo, małżeństwa obchodzą swoje jubileusze w mniejszych grupach - w wybrane soboty, od października do grudnia. Z powodu pandemii, zeszłoroczne obchody zostały przełożone, dlatego wszyscy jubilaci świętują teraz.
W Zielonej Górze mieszka ponad tysiąc małżeństw, które przeżyły razem pół wieku i więcej, jednak nie wszystkim na uczestniczenie w obchodach pozwala zdrowie. Większość z nich medale odbiera indywidualnie w Urzędzie Stanu Cywilnego. Rekordziści przeżyli razem 70 lat. Jak dowiedzieliśmy się w USC, w przyszłym roku z rąk prezydenta Zielonej Góry odbierze medale para, która na ślubnym kobiercu stanęła 75 lat temu!