O tej piłkarskiej jesieni będziemy długo pamiętać!
Zielonogórzanie wyrównali największe osiągnięcie klubu, czyli awans do ćwierćfinału. W sezonie 1986/87 ulegli w dwumeczu ŁKS-owi Łódź, będąc wówczas o krok od wyeliminowania ekstraklasowej drużyny. Trudno przyrównywać oba wydarzenia, które dzieli ponad 30 lat, jednak wtedy Lechia grała na trzecim szczeblu rozgrywek, a piłkarze, formalnie amatorzy, praktycznie byli zawodowcami. Dziś od naszych rywali dzielą nas aż cztery poziomy, a ekipa jest amatorska, więc sukces należy uznać za spory.
Mówiła o nas cała Polska
O meczu z ekstraklasowym Radomiakiem powiedziano już niemal wszystko. Remis 0:0 i wygrana w rzutach karnych 3-1 dała Lechii awans do ćwierćfinału i kolejny raz w ciągu kilku tygodni sprawiła, że o Zielonej Górze mówiła cała piłkarska Polska. Dodajmy od razu, że o ile w grze Jagiellonii Białystok, w poprzedniej rundzie, można było na początku spotkania wyczuć jakby lekkie zlekceważenie trzecioligowego rywala, o tyle Radomiak, pomny tego jak sparzyła się Jagiellonia, od razu ruszył do przodu, chcąc szybko strzelić gola i ustawić sobie mecz. Nie udało się nie tylko dlatego, że goście mieli źle ustawione celowniki, ale też dzięki temu, że Lechia mądrze się broniła. Mało tego, w drugiej połowie momentami nie było widać różnicy poziomów rozgrywek, jaka dzieli obie ekipy. Po meczu trener Radomiaka Mariusz Lewandowski był rozczarowany i zły na swoich piłkarzy, szczególnie za pudła z rzutów karnych. Andrzej Sawicki promieniał ze szczęścia. A miał się z czego cieszyć. Ten awans to jego i zespołu zasługa. Po prostu on i jego ludzie napisali historię tego klubu. Ona wciąż trwa i czeka na kolejne dobre rozdziały.
Zakończcie fajnie tę rundę!
Takie momenty, jak ten z czwartku 12 listopada, pamięta się latami. Radość, euforię kibiców i przeświadczenie o dokonaniu czegoś wyjątkowego. Tyle, że nasza codzienność to trzecia liga i walka o każdy punkt. Piłkarze Lechii musieli więc wyczyścić głowy z pucharowej euforii, zacisnąć zęby po urazach odniesionych w meczu z Radomiakiem i powalczyć trzy dni później z LKS-em Goczałkowice Zdrój. Lechia była faworytem w spotkaniu z ekipą będącą blisko strefy spadkowej, ale zremisowała „na dołku” 1:1 (0:0). Gola dla rywali strzelił Łukasz Henzel w 68. min., a dla Lechii Rafał Dzidek w 72. min. Biorąc to wszystko pod uwagę, ten punkt trzeba szanować.
W sobotę zakończenie jesieni. Lechia jedzie do Gorzowa na mecz z Wartą. Nasi rywale są na 13. miejscu. Wygrali cztery razy, sześciokrotnie zremisowali i tyle samo przegrali. Co ciekawe, brakuje im zwycięstwa u siebie. Lechia ma 31 punktów (bilans 9-4-3) i formalnie jest faworytem. Liczymy na mocny akcent na zakończenie tej pięknej jesieni.
(af)