Można wyśpiewać z siebie chorobę
- Muzyka poważna, jazzowa, rockowa czy popowa coraz częściej sięga po tzw. etniczne brzmienia. Ze znudzenia i przesytu czy z potrzeby autentyzmu?
Anna Szczęsna, liderka zielonogórskiej Grupy Śpiewu Białego Drewno: - W dobie internetu, samolotowych podróży, ciągłych przeprowadzek i mieszanych małżeństw pojawiła się silna potrzeba zakorzenienia. Zaczynamy intensywnie poszukiwać odpowiedzi na pytanie - skąd jesteśmy i kim jesteśmy.
- Grupa Drewno stara się wiernie wykonywać stare pieśni, nawet te przedchrześcijańskie. Skąd ta potrzeba identyfikacji z muzycznym światem obcych wam ludzi?
- Przez pięć lat naszego istnienia przekonaliśmy się, że świat muzyki ludowej nie jest żadnym muzealnym skansenem, to wciąż żywa skarbnica piękna. Innymi słowy, kieruje nami szacunek dla dokonań naszych przodków. Z drugiej strony, staramy się prześledzić ludzką wędrówkę poprzez czas. Wehikułem tej podróży jest śpiew biały, jedna z najstarszych form ludzkiego muzykowania.
- Co to jest biały śpiew?
- Kiedy rodzi się dziecko, wydaje z siebie krzyk. Niektórzy mówią, że to śpiew w najbardziej pierwotnej formie. Wypływa wprost z trzewi. Podobnie zachowywali się kiedyś mieszkańcy rozległych przestrzeni wiejskich, komunikowali się poprzez krzyk albo śpiew. Te pieśni musiały być głośne, emitowane na bardzo długim wydechu. Dźwięk przy białym śpiewie nie wydobywa się tylko z przepony, ale również z miednicy. Śpiewając, energię czerpie się z samej Ziemi.
- Skąd wiecie, która wersja pieśni jest oryginalna?
- Dla nas każda wersja jest bezcenna, jeśli jest zapisem autentycznego wykonania. Urodzeni w Zielonej Górze nigdy nie zaśpiewają jak mieszkańcy Białorusi, Bułgarii czy Ukrainy. Ale zawsze możemy osiągnąć podobny poziom emocji. Niektórzy twierdzą, że dzięki białemu śpiewowi mogą osobiście odczuć bliskość nie tylko między sobą, ale też z siłami wyższymi: Bogiem, naturą.
- Podczas śpiewu powstaje wspólnota emocji. I tu pojawia się zagadka: ile w tym mechanicznego rytuału a ile magii?
- Bez rytuału nie ma magii. Przykładem wiejski krąg. Kiedyś mówiono, że kto siedzi w kręgu, ten należy do wspólnoty. Wystarczyło dołączyć do kręgu i zacząć śpiewać z innymi, nawet nie znając słów. Ludzkie głosy stapiają się w jeden strumień emocji. Kiedy nie słychać już pojedynczych głosów, rozpoczyna się przejmujący wielogłosowy splot dźwięków, a czasem czyste unisono - rozmywa się indywidualność, pojawia wspólnota.
- Jak jesteście odbierani podczas koncertów, które przecież nie mają nic wspólnego z wiejskim obrzędem?
- Grupa Drewno nie rekonstruuje wiejskich obrzędów. My tylko sięgamy po piękne pieśni, które tym obrzędom towarzyszyły. Również te, które nie były umocowane w żadnym rytuale. Przykładem pieśni zalotne czy pieśni wykonywane podczas pożegnań Kozaków jadących na daleką i długą wojnę. Dla nas ważne jest wyłącznie piękno tych pieśni. I tym pięknem staramy się dzielić z innymi.
- Świadomie rezygnujecie z terapeutycznej mocy śpiewu białego?
- Ależ nie! Gdy członek naszej grupy przychodzi przeziębiony na próbę, od razu mówimy: wyśpiewaj z siebie chorobę. Śpiew biały skutecznie rozładowuje stresy czy nadmierne napięcie mięśniowe. Pozwala odzyskać emocjonalną równowagę. Dotyczy to czasem również naszych słuchaczy. Tak było w ostatnią niedzielę, w Ochli, gdzie wieczorem wspólnie śpiewaliśmy z najstarszymi mieszkańcami wsi. Było tam miejsce na westchnienia, płacz i śmiech. Przez moment byliśmy wspólnotą bliskich sobie ludzi. To nadzwyczajne przeżycie.
- Kiedy odwiedzicie studio nagrań?
- Fachowcy twierdzą, że trzeba śpiewać ze sobą minimum 15 lat, aby osiągnąć właściwe brzmienie, czyli wciąż nie jesteśmy gotowi.
- Dziękuję.
Piotr Maksymczak