Miasteczko winiarskie będzie się rozrastało
- Byłem gościem miasteczka winiarskiego. Oferta była tak duża, że aż trudno się było zdecydować, gdzie przystanąć. To było udane Winobranie?
Agata Miedzińska, dyrektorka ZOK, organizatorka Winobrania: - Nareszcie miasteczko było pełne wina. Od 12 lat, wraz z Centrum Biznesu organizujemy to święto . Na początku było bardzo trudno, bo wina było bardzo mało. Winami winobraniowymi były wina gruzińskie, chilijskie… Po 12 latach nie ma z tym problemu.
- Jest też ciszej, nie ma sceny. Winiarze mówią, że to dobrze, bo można spokojnie porozmawiać.
- Paradoksalnie pandemia przyczyniła się do tego, że miasteczko winiarskie zaczęło nabierać innego kolorytu. Przed rokiem zabraliśmy z niego małą scenę, którą - ze względów sanitarnych - trzeba było ogrodzić. To się sprawdziło. Dzisiaj są tam rozmowy o winie, trunek można kosztować, a zadane pytanie nie ucieknie w gwarze. Jest więcej spokoju, a degustacja win wymaga spokoju. Myślę, że ten rok i minione Winobranie były właśnie tym, do czego dążyliśmy przez 11 lat. Przechadzając się po miasteczku winiarskim, a byłam tam kilka razy dziennie, słuchałam jak ludzie rozmawiają między sobą i polecają gdzie pójść i po jakie wino. Stojąc obok siebie, mówią innym gościom naszego Winobrania, na które wino warto zwrócić uwagę. Obcy ludzie. To jest genialne.
Teraz już chyba nikt nie jest w stanie spróbować wszystkich trunków oferowanych podczas Winobrania. Taki jest wybór. Taka jest różnorodność.
- I coraz trudniej jest się zdecydować, jakie wino kupić.
- Ważne stanie się, jak będzie wyglądało stoisko. Winiarze będą konkurować aranżacją otoczenia. Będziemy wchodzić do miasteczka winiarskiego, a tam kilkadziesiąt domków winiarskich i każdy będzie czymś zachęcał, by koło niego właśnie przystanąć. Już zaczyna się tak dziać. Albo idę po wino które znam, albo piję oczami.
- Ratusz był wręcz otoczony domkami z winiarzami. Niewiele więcej tam się ich zmieści.
- Zgadza się. Coraz więcej winnic chce się w tym miasteczku znaleźć, a zielonogórska starówka się nam nie rozrośnie. Natomiast jestem przekonana, że samo miasteczko winiarskie będzie się rozrastało. I pewnie doczekamy takiego roku, co nam się marzy, kiedy miasteczko winiarskie będzie od pomnika Bachusa po plac Pocztowy. Od piwnic winiarskich przy ul. Kupieckiej po piwnice winiarskie przy Grottgera, Sikorskiego i Jedności. To jest możliwe.
- Kiedy?
- Jeżeli dokupimy kolejne domki, to kto wie, czy nie w przyszłym roku. Winiarze mają więcej wina, a podczas Winobrania jest na nie popyt. Opłaca się tutaj przyjechać.
- To oznacza, że z ulicy Żeromskiego zniknie jarmark. Co z nim i na przykład lunaparkiem?
- Tak zwana „strefa gaciowa” i lunapark muszą być. Jarmark jest elementem Winobrania. Miejscem, gdzie można kupić bardzo dużo różnych rzeczy. Jest na to popyt, skoro kupcom opłaca się stać przez tydzień i zapłacić kilka tysięcy złotych za stoisko. To stały element święta. Musi być jarmark, lunapark i oczywiście różne występy artystyczne w kilku miejscach.
- Oraz strefa uspokojenia przy Palmiarni?
- Tak. Ten pomysł się sprawdził. Niby wszyscy wiemy o Palmiarni, ale ona gdzieś znikała podczas Winobrania. Nie była eksponowana. Teraz postanowiliśmy ją „wyciągnąć”. Stąd pomysł, by zrobić wokół niej strefę chillout’u. Pochodzimy po Winobraniu, później idziemy pod Palmiarnię, popatrzeć na miasto, poleżeć na leżaku i posłuchać muzyki. Cicho, spokojnie, grzecznie. Mimo tłumu ludzi, nie było żadnych zniszczeń na winnicy. Wypaliło. W przyszłym roku musi być więcej leżaków.
- W przyszłym roku wróci korowód?
- Mam nadzieję, że wróci. Teraz nie było go ze względu na obostrzenia pandemiczne.
- Przyjechało dużo turystów?
- Bardzo dużo. Na niektórych imprezach stanowili większość. Specjalnie przyjeżdżają na Winobranie. To sukces.
- Dziękuję.
Tomasz Czyżniewski