Kto ci opatrzy złamaną nogę?

14 Grudzień 2012
- Trzeba od nowa zorganizować pomoc doraźną w Zielonej Górze – postuluje dyrektor szpitala Waldemar Taborski. Ale… kosztem samorządu miasta. Tymczasem zdaniem NFZ – pomoc doraźna w Zielonej Górze jest zagwarantowana. Sprawą zajęła się komisja zdrowia Rady Miasta.

Zielonogórski szpital podlega Urzędowi Marszałkowskiemu. Ale jego dyrektor Waldemar Taborski wystąpił na ostatniej sesji Rady Miasta, wyciągając rękę po pieniądze z samorządu miejskiego.

Chodzi o Szpitalny Oddział Ratunkowy, którego 80 proc. pacjentów w ogóle nie powinno tam trafiać. To pacjenci z drobnymi dolegliwościami lub urazami, którzy powinni korzystać z pogotowia ratunkowego lub udać się do lekarza rodzinnego (w dni powszednie od 8.00 do 18.00). W dni świąteczne powinni korzystać z pogotowia ratunkowego i istniejącego tam ambulatorium (mieści się przy ul. Chrobrego). Jeśli lekarz z tego ambulatorium uzna, że konieczna jest pomoc szpitala, wówczas dopiero kieruje pacjenta do SOR.

Tymczasem zielonogórzanie masowo kierują się od razu do szpitala, a szpital nie odsyła ich z kwitkiem. To dlatego ciągle są tam tłumy. Jeśli pacjent jest potem kierowany do specjalistów, NFZ refunduje te usługi i problemu nie ma. Jeśli jednak pacjent po opatrzeniu wraca do domu, to koszt tej usługi generuje straty lecznicy. Bo odbywa się ona niejako poza procedurą i „charytatywnie”. A że sprawa ma charakter masowy, to problem się kumuluje i narasta.

– Taka sytuacja trwa od kilku lat i wielokrotnie informowaliśmy o tym nasz organ założycielski oraz NFZ – mówi dyrektor Taborski. – Nie jesteśmy w stanie odmówić pomocy pacjentom. Teraz zwracamy się z apelem do miasta, bo większość pacjentów SOR to zielonogórzanie.

Ambulatorium dla miasta?

Jak wygląda procedura finansowania Szpitalnego Oddziału Ratunkowego? - Jest finansowany na zasadach ryczałtu dobowego – wyjaśnia rzeczniczka Lubuskiego Oddziału NFZ Sylwia Malcher-Nowak. – To oznacza, że płacimy określoną kwotę za każdą dobę, a nie za każdego pacjenta, zabieg czy badanie. Kwota jest zawsze taka sama, bez względu na liczbę przyjętych pacjentów.

Jak wyliczył dyrektor – szpitalowi brakuje dziś ok. 3,5 mln zł z tytułu kosztów działania ambulatoriów chirurgicznego, laryngologicznego, okulistycznego, chirurgii dziecięcej i ginekologiczno-położniczego. – Nie chodzi już tylko o pieniądze, ale o potrzebę nowej organizacji pomocy doraźnej w mieście – podkreśla Taborski. - Chcemy podjąć o tym dyskusję z miastem. Powinno powstać ambulatorium chirurgiczne dla miasta, dla osób z lżejszymi urazami, co jest istotne zwłaszcza teraz, kiedy na drogach jest ślisko i dochodzi do złamań i stłuczeń. Zorganizowanie tego jest dość prostą rzeczą.

Prostą – może tak. Ale i kosztowną. Finansowanie opieki zdrowotnej nie należy do zadań miasta. Dlaczego pacjenci z urazami nie mogą trafiać na pogotowie? – Dlatego, że na pogotowiu nie ma aparatu RTG, a poza tym pogotowie nie ma podpisanej umowy na ambulatorium chirurgiczne – odpowiada dyrektor Taborski. – My nie powinniśmy tego robić, bo zarzuciła nam to kontrola NIK.

A może do przychodni

Zdaniem NFZ, opieka doraźna w mieście jest należycie zagwarantowana, a problem może tkwić jedynie w odpowiedniej organizacji przyjęć pacjentów. Ponadto Fundusz zamierza w przyszłym roku zwiekszyć nakłady na SOR. – W styczniu 2012 r. ryczałt dobowy był ustalony na 12.274 zł, a w styczniu 2013 r. będzie to 14.374 zł – precyzuje S. Malcher-Nowak.

Występując przed radnymi, dyr. Taborski chciał – jak mówi – jedynie pokazać, że jest problem. – Poszedłem tam bez emocji – podkreśla. – Szpital musi szukać pieniędzy poza NFZ. Inaczej nie będziemy się rozwijać.

Zarobki średniego personelu w zielonogórskim szpitalu wynoszą między 2 a 3 tys. zł, natomiast kontrakty lekarskie opiewają już na kwoty od 10 do 20 tys. zł miesięcznie. – W ramach tych kontraktów lekarz zobowiązany jest do pracy w pełnym wymiarze godzin plus cztery do sześciu dyżurów nocnych – informuje dyrektor. – Ponadto w kwocie kontraktu mieszczą się wszystkie ustawowe świadczenia, które lekarz odprowadza sam.

Niedawno W. Taborski spotkał się też z członkami komisji zdrowia Rady Miasta, którzy zainteresowali się tematem. – Rzeczywiście, powinno powstać całodobowe ambulatorium pomocy doraźnej, oprócz pogotowia – mówi członek komisji, radny Krzysztof Machalica. – Nie może wszystkiego obsługiwać tylko SOR. Moim zdaniem NFZ mógłby podpisać kontrakt z którąś z prywatnych przychodni, bo to jest zadanie NFZ a nie samorządu. Są w mieście przychodnie zdolne temu podołać. Po nowym roku chcemy się spotkać w tym celu z właścicielami przychodni.

Nie płaćmy podwójnie

Prezydent Janusz Kubicki stawia sprawę jasno: - Wszyscy ubezpieczeni zielonogórzanie płacą składki zdrowotne, z których jest także finansowany szpital, za pośrednictwem NFZ. Dlaczego mieliby płacić podwójnie, gdyby jeszcze miał do tego dokładać samorząd? Dyrektor szpitala z pomysłem utworzenia ambulatorium miejskiego powinien zwrócić się do NFZ.

Co na to NFZ? – Jeśli miasto chce takie ambulatorium sfinansować, to nie widzimy przeciwwskazań – odpowiada S. Malcher-Nowak. - Należy jednak pamiętać, że ambulatorium przy pogotowiu, które jest finansowane przez NFZ, jest dostępne dla wszystkich Lubuszan, bez względu na miejsce zamieszkania. Czy tak samo byłoby w przypadku ambulatorium miejskiego?

Tak więc zielonogórzanie mają zapewnioną opiekę doraźną. Kwestia tylko trzymania się procedur. – Mówienie, że człowiek, który złamie na ulicy nogę pozostałby bez opieki, to tylko straszenie ludzi. Nikt nie zostanie bez opieki – dodaje J. Kubicki. I dodaje: - My corocznie dokładamy do szpitala przy innych okazjach. Nie uciekamy od tego. Ale musimy dwa razy obejrzeć każdą złotówkę, zanim ją wydamy.

Michał Iwanowski
Mich.Iwanowski@gmail.com