Każdy sprzęt się przyda

11 Marzec 2022
Zielonogórzanie, wstrząśnięci widokiem bombardowanych miast ukraińskich i tysiącami uchodźców, bardzo chcą pomagać. Jedni udzielają się tu, na miejscu, drudzy wysyłają dary na wschód, a jeszcze inni starają się jakoś wesprzeć walczących Ukraińców.

- Potrzebny jest każdy sprzęt wojskowy. Brakuje nam wszystkiego - apeluje Slawek Harakuta. Sześć lat temu przyjechał do Zielonej Góry, zaciągnął kredyty i otworzył dwa lokale, m.in. kawiarnię Bonno na deptaku. Gdy wybuchła wojna, rzucił wszystko i wrócił do ojczyzny. Teraz rozwozi przesłane na granicę dary, krążąc pomiędzy oddziałami ukraińskich żołnierzy, m.in. wśród obrońców Kijowa. A wracając, zabiera dzieci, które później znajdują azyl w Polsce.

Slawek nagrywa też filmy z podziękowaniami od Ukraińców walczących na froncie. - Oni prosili, by dołączać flagi Polski, Zielonej Góry czy województwa lubskiego, tak aby mogli pokazać się z nimi. Zagadują mnie o to, jak się po polsku mówi „dziękuję” - opowiada. Czy któregoś dnia chciałby wrócić do Zielonej Góry? - Bardzo, chociaż na tydzień - odpowiada z trudem. I zaznacza, że na razie to nie będzie możliwe. - Polska dała mi dom, ale Ukraina to mój pierwszy dom, moja ojczyzna. Musimy o nią walczyć - tłumaczy ze wzruszeniem. Ale też martwi się o firmę, którą zostawił w Zielonej Górze. - Marzę, żeby to wszystko jakoś przetrwało, żeby ludzie, których zatrudniłem, nie stracili pracy. Jeśli mogę mieć prośbę do zielonogórzan to, żeby czasami odwiedzali nasze lokale, aby dalej zamawiali u nas kawę. Ja nie proszę dla siebie, cały zysk i tak przekażemy na zakup sprzętu do walki - podkreśla z determinacją. Dla niego fakt, że Ukraińcy stawiają Rosjanom zaciekły opór, to już połowa sukcesu w tej wojnie.

Nasza rozmowa ze Slawkiem jest możliwa dzięki Dimie Voichukowi, który jako wolontariusz działa w Domu Ukraińskim przy ul. Krasickiego 25, zajmuje się przesyłaniem darów. - Gdy rozpoczęła się inwazja, przez pierwsze pięć dni zgłaszało się do nas dziennie 20-30 osób, które chciały walczyć. Prosili o buty wojskowe, kamizelki taktyczne, namioty, latarki, bieliznę termoaktywną, słowem o wszystko, co przyda się na froncie. Mamy z nimi kontakt, ale nie chcą opowiadać o wojnie. Bardzo jednak dziękują Polakom za pomoc - podkreśla Dima. W Domu Ukraińskim każdego dnia wywieszana jest lista potrzeb.

W Zielonej Górze od pewnego czasu działa Fundacja na Rzecz Obronności i Bezpieczeństwa Kraju „Combat Alert”, która w ramach Grupy Operacyjnej „GROT” szkoli zainteresowanych z wojskowości i nowoczesnego pola walki. Podczas ostatnich zajęć na 60 uczestników aż 20 pochodziło z Ukrainy.

- Współpracujemy z polską armią, jeździmy na różne ćwiczenia i szkolenia, mamy bogate doświadczenie - przekonuje Grzegorz Blaut, lider grupy i działacz społeczny. - Mam nadzieję, że wojna nigdy w Polsce nie wybuchnie, ale by chronić bliskich warto wiedzieć, jak zachować się w sytuacji zagrożenia, jak obronić się np. przed szabrownikami.

Szkolenia prowadzą m.in. byli komandosi, lekarze medycyny ratunkowej czy żołnierze z doświadczeniem z misji zagranicznych.

Ukraińcy, którzy przychodzą na ćwiczenia to młodzi ludzie, np. kierowcy czy budowlańcy. - Chcą bronić ojczyzny, ale nigdy nie przeszli szkolenia wojskowego. Na froncie będzie groziła im śmierć, dlatego bezpłatnie uczymy ich wojskowej taktyki, zasad ewakuacji i poruszania się w drużynach po mieście, pierwszej pomocy na polu walki, wskazujemy najczęstsze błędy, przez które żołnierz ginie - dodaje G. Blaut.

(md)