Mundial w Katarze? To była dla nich wyprawa życia!

16 Grudzień 2022
Przed nami ostatni, ale najważniejszy weekend z mundialem w Katarze. W sobotę poznamy trzecią drużynę świata, w niedzielę mistrza. Gdy w kraju pierzemy brudy po udziale biało-czerwonych, inni sposobią się do najważniejszych spotkań kończących się mistrzostw. Lubuszan w Katarze też nie brakowało. Jak wyglądał mundial okiem kibica?

Jednych zniechęciła odległość, innych ceny, a jeszcze innych fakt, że mundial odbywa się w kraju arabskim, gdzie na wiele zachowań typowych dla kibiców zgody nie było jeszcze długo przed pierwszymi gwizdkiem. Byli jednak tacy, jak Aleksander Kozłowski, którzy powiedzieli: sprawdzam! I wybrali się do Kataru na wszystkie mecze biało-czerwonych.

Miało być Tokio

Dla naszego bohatera był to pierwszy mundial, choć jak sam mówi po powrocie z Kataru, że być może nie ostatni. Plany były jednak zupełnie inne i do ich zmiany przyczyniła się pandemia koronawirusa. Kibic planował udać się na globalną sportową imprezę, ale pod flagą olimpijską. To na igrzyska w Tokio zbierał pieniądze. Zmagania w Japonii nie dość, że odbyły się rocznym opóźnieniem, to jeszcze bez kibiców. Wzrok padł więc na kolejne sportowe święto w kalendarzu.

- Wybraliśmy biuro podróży, które zajmowało się organizacją wyjazdów na imprezy sportowe. Oni zabezpieczali loty, ze wskazaniem na Berlin jako lotnisko. Zabezpieczyli nam – za naszą aprobatą – zakwaterowanie. Nam pozostało załatwienie biletów na mecze – tłumaczy. Relacje kibicowskie pełne są przerażających kwot. A. Kozłowski dementuje. – Czasami średni dzienny pobyt w Kołobrzegu kosztuje więcej – uważa kibic, dodając, że warunki w Katarze miał wręcz królewskie. W dniach bez meczów Polaków grupa lubuskich kibiców spędzała czas na plaży. W cenie całodniowego karnetu na leżakowanie było też wyżywienie. Wyszukiwanie miejsc przystępnych dla polskiego portfela sprawiło, że dwutygodniowy pobyt kosztował kilkanaście tysięcy złotych na osobę.

Oglądanie meczów biało-czerwonych dla wielu polskich kibiców jest wszak bezcenne. Fani z kraju nad Wisłą byli jednak w zdecydowanej mniejszości. Na każdym ze spotkań dominacja fanów rywali nie podlegała dyskusji. I o ile nie dziwią tłumy kibiców z Arabii Saudyjskiej, którzy po pierwsze mieli najbliżej, a po drugie ich najazd na Katar spotęgowało pierwsze, sensacyjne, zwycięstwo nad Argentyną, o tyle olbrzymie rzesze latynoskich fanów z drugiego końca świata pokazywały, jak tam kochają futbol.

– Z Meksyku ciągnęły tabuny ludzi, z małymi dziećmi na rękach. To była jedna wielka, zielona procesja. Argentyńczyków na każdym meczu było po 30 tys. ludzi. Oni potrafią śpiewać godzinami i te melodie im się nie powtarzają – opowiada A. Kozłowski.

 Życzliwość na każdym kroku

Zielonogórzanin przyznaje, że organizacja samych mistrzostw była wręcz perfekcyjna, choć im dalej od stadionów, tym klimat mundialu był coraz mniej odczuwalny. Sportowo pewnie liczono na więcej ze strony gospodarzy, a ze strony biało-czerwonych? - Plan został wykonany, ale jak zwykle u nas jest jakieś ale. Wiadomo też, jak to u nas, każdy chce być mądrzejszy i każdy chce coś wtrącić, żeby zaistnieć. Z punktu widzenia kibica nie tylko warto, ale trzeba było być, a z punktu widzenia walorów innych niż sportowe była to najpiękniejsza podróż życia – kończy A. Kozłowski.

(mk)