Zielonogórscy studenci jadą do Maroka
Na podwórku jednego z zielonogórskich domków już z daleka widać jaskrawy limonkowy kolor. To wiekowy bus volkswagen T3 poddawany jest ostatnim szlifom. Maciek i Mariusz, główni bohaterowie podróżniczego projektu, montują właśnie wewnętrzne ledowe oświetlenie, dodatkowy akumulator i doposażają pojemniki dachowe. Oprócz siedmiorga osób załogi, musi starczyć miejsca na pojemniki z wodą, karimaty i śpiwory oraz wiele innych potrzebnych rzeczy, m.in. głośnik i sprzęt grający. Jednym zdaniem, T3 jest przygotowany do swojej najciężej wyprawy.
- Miał być „ogórek” czyli T1, ale kiedy przejrzeliśmy ceny, chwyciliśmy się za głowy. Poza tym szukaliśmy auta, które będzie w miarę sprawne. I doszliśmy ostatecznie do wniosku, że potrzebujemy auta, które będzie budzić litość a zarazem uśmiech na drodze, więc padło na volkswagena T3. To był strzał w dziesiątkę, pomijając wspomniany już stan techniczny. Naszego T3 kupiliśmy za 3 tys. złotych – wspomina Maciek Pelczyński. - Dopiero później okazało się, że nasze wymarzone auto jest totalną klapą.
Busika kupili w ubiegłym roku, robiąc zwyczajową ściepę. W aucie trzeba było wymienić praktycznie wszystko.
- Poprzedni właściciel chciał dobić to auto. Zrobiliśmy mu pełny przeszczep, zupełnie jak na oddziale kardiologicznym, łącznie z silnikiem – śmieją się młodzi ludzie. - W busie wymieniony został praktycznie każdy element. Wyłożyliśmy kabinę polakierowaną dyktą, wstawiliśmy kanapy do spania oraz znany z trwałości silnik 1.9 td od golfa trójki - przyznają zielonogórscy studenci.
W piątek 24-letni busik, z siedmioma pasażerami na pokładzie, wyrusza w swoją drugą „poważną” wyprawę. W ubiegłym roku z żakami na pokładzie odwiedził 14 europejskich krajów i dotarł do Aten. Teraz całą załogę czeka jeszcze trudniejsze zadanie. „Maroko Trip 2013 ” – to 14 tys. kilometrów, siedem przepraw promowych i dwie strefy czasowe. Tyle suchych statystycznych danych, jednak nikt nie jest w stanie przewidzieć, co się wydarzy w dzikiej Afryce.
- Co na nas czeka za górami Atlas i czy zdążymy na promy? To nasze dylematy, na które nikt nie zna odpowiedzi - mówi Mariusz Malinowski.
Zielonogórscy żacy podróżniczego bakcyla pochwycili podczas pierwszej wyprawy starym volkswagenem golfem do Chorwacji. Taki przynajmniej był cel wyprawy, jednak poważna awaria w okolicach Pragi zmieniła ambitne plany młodzieży. Ostatecznie wyprawa zakończyła się na Węgrzech, nad Balatonem.
- Stwierdziliśmy wtedy, że warto jechać czymś większym, by jak najwięcej osób mogło skorzystać z uroków podróży – uśmiecha się Mariusz.
Ubiegłoroczna podróż, przez Bałkany do Aten, okazała się dla studentów nie lada wyzwaniem. To dzięki niej na tegoroczną afrykańską wyprawę przygotowali się zdecydowanie lepiej, włącznie z zamontowaniem nowego silnika.
- W ubiegłym roku pchaliśmy naszego busa dokładnie 93 razy. Między Pragą a Brnem auto się zatrzymało. Pchaliśmy jakieś pół kilometra. Polowaliśmy na górki, to dobre miejsce, by odpalić samochód. Na przejściach granicznych wiele razy prosiliśmy celników, byśmy nie musieli wyłączać silnika, bo to może się dla nas źle skończyć. Kiedyś na przejściu granicznym odpadł nam tłumik. Na szczęście celnicy podchodzili do nas z uśmiechem. Zamiast kontrolować, oglądali nasz busik, przyglądali się mapom i dziwili, że zamierzamy tym „sprzętem” tak daleko zajechać – wspomina Mariusz.
Studenci wyruszyli w piątek, 28 czerwca, wyprawę zakończą 23 sierpnia . Ich przygody będzie można śledzić na stronie internetowej www.zindexsemwpodrozy.pl
Krzysztof Grabowski