Wierzę, że pamięć o rzemiośle nie zginie
- W Zielonej Górze mamy izbę rzemieślniczą, skąd pomysł na osobne stowarzyszenie?
Ryszard Dyderski: - Kluczową kwestią jest wiek. Nasze stowarzyszenie liczy około 50 osób, z których każda poświęciła od 30 do 50 lat na pracę w rzemiośle. Mijające dekady sprawiają, że człowiek inaczej patrzy na swój zawód i życie. Chcieliśmy stworzyć miejsce, gdzie będziemy się dzielić doświadczeniami, ale też wspierać pamięć o zawodach rzemieślniczych, edukować młodych, tak aby ocalić tę spuściznę od zapomnienia. To przecież ważna część historii miasta.
- Pan sam zawodowo zajmował się dziewiarstwem.
- W dzisiejszych czasach to wymierające zajęcie. A przecież nie zawsze tak było. Jeszcze na początku lat 90. produkcja swetrów była dochodowym i cenionym zawodem, czego przykładem były duże zakłady w Łodzi. Niestety, po przemianie ustrojowej nowy rząd nie zadbał o zabezpieczenie rzemieślników. Otwarcie na światowe rynki sprawiło, że Polskę zalały tanie swetry z Turcji i Chin. Nie byliśmy w stanie konkurować z nimi cenowo, koszt sprowadzanych produktów był ponad dwukrotnie niższy od polskich wyrobów rzemieślniczych. Zwyciężyła ekonomia.
- Na tym się jednak nie skończyło?
- Od zawsze powtarzam, że rzemiosło musi adaptować się do zmieniającego się świata. W moim przypadku kluczem do sukcesu było znalezienie właściwej niszy. W zakładzie przy ul. Dąbrówki zacząłem produkować swetry dla służb mundurowych, o odpowiedniej kolorystyce i kroju. To był strzał w dziesiątkę! Wytwarzaliśmy od 10 do 20 sztuk dziennie. Klientów nie brakowało, szybko rozniosło się pocztą pantoflową, że tutaj można znaleźć wyroby świetnej jakości. Później pojawili się żołnierze i zaczęli pytać o mundury. I to był nasz kolejny krok. Osobiście jednak najbardziej cieszy mnie, że dziś cały interes przejęła moja córka, która wprowadziła całość w świat internetowej sprzedaży.
- O jakie inne zawody rzemieślnicze nie musimy się martwić?
- Piekarze, cukiernicy, fryzjerzy, ale też na przykład mechanicy samochodowi. Mogłoby się wydawać, że w tym ostatnim przypadku nadchodząca rewolucja w motoryzacji, przejście na auta elektryczne sprawi, że ten zawód nie będzie potrzebny. To mit. Samochody elektryczne to nie tylko silnik i bateria. Zawsze znajdą się podzespoły, które ulegną usterkom, zawsze będzie coś, co trzeba naprawić. Mechnicy byli i będą potrzebni.
- Częścią tradycji rzemieślniczych jest edukacja.
- To prawda. Ja sam przez lata wykształciłem 13 czeladników, kobiety i mężczyzn. Musimy pamiętać, że choć są osoby, które idą do zawodu z powołania, to jednak w większości przypadków trafia do nas trudna młodzież. Dla nich taka edukacja to szansa, aby stanąć na własne nogi, wziąć przykład ze starszego mistrza, otworzyć firmę, założyć rodzinę. Wciąż zgłaszają się do nas nowe osoby i jest to budujące. Powoli wraca też moda na wyroby rzemieślnicze, m.in. na lody, piwo, ręczną biżuterię. To dobry prognostyk!
- Dziękuję.
Maciej Dobrowolski