Gniazdko dla rodziny zastępczej
Aż iskry lecą, tak tu kują ściany, wiercą, przycinają... Trwa remont, taki z przebudową ścian, wznoszeniem pieca, montowaniem instalacji. Gruntowny. Mężczyźni krzątają się jak mrówki. W lokalu nikt nie mieszkał od dawna, praca jest „od podstaw”. Za kilka miesięcy, może już w marcu albo w kwietniu, wprowadzi się tu rodzina zastępcza.
- Przydział na to mieszkanie dostałam pod koniec sierpnia, remont trwa od kilku tygodni – mówi Wioletta Ciszek, która z pomocą męża od 11 lat prowadzi w Zielonej Górze rodzinę zastępczą. Dzieci, od noworodków do 10. roku życia, trafiają do tej rodziny na kilka tygodni, miesięcy, kiedyś jedno było aż dwa lata. To rodzina zastępcza o charakterze pogotowia opiekuńczego. Malucha policja może tu przywieźć o każdej porze dnia i nocy, gdy tylko jest taka potrzeba. Ciszkowie przeżywali to już 42 razy.
Mieszkają na Chynowie. Tu od trzech lat wynajmują dom.
- Zimą opłaty sięgają nawet 3 tys. zł – wyznaje pani Wioletta.
Jest szczęśliwa, to widać, choć od kilku tygodni biega między urzędami (bo trzeba załatwiać różne zgody), Kupiecką (bo dogląda remontu) a Chynowem (gdzie czeka na nią dwoje biologicznych dzieci, nastolatków, i pięcioro zastępczych, maluchów). Za kilka miesięcy sytuacja materialna rodziny diametralnie się zmieni. W mieszkaniu komunalnym, które przydzieliło i znalazło im miasto, pierwszy raz będą jak na swoim. Comiesięczne opłaty za lokal się zmniejszą, do dyspozycji dziewięcioosobowej rodziny (to w każdej chwili może się zmienić) będzie stumetrowe mieszkanie, z kuchnią, łazienką, toaletą, trzema pokojami i korytarzem.
- Na szczęście, jest duży. Chcemy zabudować go szafami, bo przy tylu dzieciach musi być dużo miejsca na przechowywanie ubrań – planuje W. Ciszek. Cieszy ją dosłownie wszystko: wykuszowe okna (piękne, prawda?), piec (będzie można dogrzać pomieszczenie), otwarta kuchnia z widokiem na dach (może będzie można zrobić tu kiedyś taras dla dzieci?), sąsiedzi (są bardzo sympatyczni).
Rodzina Ciszków zawsze chciała zajmować się dziećmi, szczególnie ona, z zawodu wychowawczyni przedszkolna. To marzenie spełniło się dawno temu. Czas na kolejne: własny kawałek podłogi.
- Tylu ludzi nam pomaga. Najpierw dzięki radnym i miastu otrzymaliśmy lokal, teraz pomagają firmy. Proton za darmo zakłada nam prąd, Budimex stawia ścianki, KTBS podarowało piec grzewczy… - wymienia pani Wioletta, dla której to wsparcie jest bezcenne. - Pracy jest jeszcze bardzo, bardzo dużo. Jeszcze trzy, cztery miesiące…, ale to nic.
Teraz trzeba zająć się świętami. Dzieci czekają na Gwiazdora.
(el)