Zatonie jest bardzo zadbane
- Z przerwami licząc, to mnie w Zatoniu prawie 10 lat nie było. Wróciłem z zagranicy. I trudno nie zauważyć, naprawdę sporo się tu zmieniło. Proszę spojrzeć choćby tam – Ryszard Klimkowski macha ręką w kierunku pobliskiego parku i ruin pałacu. – Wspaniale mieszkańcy o park zadbali, gałęzie poprzycinane, a zabytki, choć to ruiny, też pięknie wyglądają. W ogóle pani powiem, że wieś jest bardzo zadbana. Ja to w ogóle po latach nieobecności widzę różnice. Drogę zrobili, chodniki, jest czyściutko. I to się ludziom podoba. Wycieczki tu do nas przyjeżdżają, chcą Zatonie oglądać. Szczególnie dużo nowożeńców nas odwiedza. Nie ma weekendu, żebym młodej pary tu nie widział z fotografem. I wcale im się nie dziwię, że takie miejsce na pamiątkową sesję wybierają.
Pan Ryszard nie może pogodzić się tylko z jednym. – Byłem zszokowany, gdy się dowiedziałem, jak mało autobusów tu kursuje. Powiem tak – stąd się czasem nie ma jak wydostać! – mówi.
- To prawda, kiepskie mamy połączenie z miastem – przyznają Elżbieta Sady i Bożena Tomaszewska. Obie panie właśnie spieszą się na autobus, dlatego rozmawiamy, idąc w stronę przystanku. – Ale to jeszcze jakoś da się wytrzymać. Bardziej to nam tu kanalizacji brakuje. I oczyszczalni ścieków – wylicza pani Elżbieta. Jak sytuację ocenia sołtys Ryszard Klimowski?
- A mnie się marzy chodnik, który połączyłby Zatonie z Marzęcinem. Bo ja z Marzęcina jestem. Drogę mamy na tym odcinku, latarnie też. Ale z chodnikiem byłoby o wiele bezpieczniej – przyznaje pani Bożena. – Proszę mi uwierzyć, z dzieckiem w wózku to strach tak ulicą chodzić.
Pomysł z chodnikiem, który łączyłby wieś z przysiółkiem podoba się też Marcinowi Gilowi z Marzęcina. – Ale ja to mam jeszcze inne marzenia – uśmiecha się pan Marcin. – Lubię pokopać w piłkę i przydałoby się boisko z prawdziwego zdarzenia. Bo to, które jest teraz, to taka prowizorka, ze starymi bramkami. A mamy trochę tej młodzieży, która chętnie mecz by rozegrała na dobrym boisku. I tak przy okazji, to plac zabaw dla dzieci można by w Marzęcinie zrobić.
- Ja tam na drogi nie narzekam, bo akurat piękny asfalt mam pod sam dom – uśmiecha się Bożena Przygrodzka. – Ale co innego chodzi mi po głowie. Jak tak patrzę, ile młodych par przyjeżdża się do nas fotografować, to czemu nie zatrzymać ich tu na dłużej? Niech urządzą sobie w Zatoniu wesele.
Pani Bożena jednak po chwili rozkłada ręce. - Pytanie jest tylko jedno: gdzie mają to wesele zrobić? – pyta. - Przydałoby się tę naszą salę wiejską wreszcie wyremontować. Bo nie ma tu miejsca na zorganizowanie większej imprezy. W budynku, gdzie jest przedszkole, to nie ma warunków. Więc jak trzeba, to się wynajmuje salę w Bartkach, my tak na Barcikowice mówimy. Albo po prostu w domu trzeba gości pomieścić.
- Oj, pamiętam czasy, kiedy się na zabawy do sali wiejskiej chodziło – puszcza figlarnie oczko Alicja Warcholińska. – Szkoda że teraz taki ładny budynek stoi nieużywany. A mieszkańcy nie mają gdzie się spotkać.
Kobiecie najbardziej doskwiera brak kanalizacji. – To jest podstawowy problem. Bardzo nam tej kanalizacji potrzeba – przyznaje. - Bo szambo nie jest najlepszym rozwiązaniem. A na pewno nie należy do tanich. I przydałoby się, żeby śmieci częściej od nas wywozili. Raz na miesiąc to stanowczo za rzadko. Dobrze, że są we wsi chociaż pojemniki do segregowania odpadów, bo tak, to nie wiem, jakbym się miała ze śmieciami pomieścić. No i autobusów za mało tu jeździ, to wiem od ludzi. Bo ja śmigam samochodem, więc mam wygodę, ale ci, co nie są zmotoryzowani, to na brak kursów narzekają.
Pani Alicja jednak swoją miejscowość chwali. – Bo to piękne miejsce. I przyjazne. Wiem, co mówię. Jestem zatonianką z urodzenia. Pewnie byłabym zielonogórzanką, ale mama do szpitala nie zdążyła dojechać... Nie miałam wyjścia, więc na świat w Zatoniu przyszłam – uśmiecha się.
Daria Śliwińska-Pawlak