Bo teraz jest dobry czas dla Zatonia
- Kogo z mieszkańców bym nie zapytała, to bez zastanowienia mówi, że w Zatoniu potrzeba przede wszystkim kanalizacji.
- Gaz mamy. I wodę. Na marginesie mówiąc, doskonałą. Ale rzeczywiście naszą największą potrzebą i chyba największym marzeniem jest kanalizacja. A o tej wodzie nie bez powodu wspomniałem. Proszę sobie wyobrazić, że pije ją niemalże 1/3 mieszkańców gminy, oprócz nas Barcikowice, Drzonków, Racula, pół Starego Kisielina... I właśnie chodzi o to, żeby chronić ujęcie wody. Po to jest potrzebna kanalizacja. Szamba, przydomowe oczyszczalnie... To nie są dobre rozwiązania, jeśli w pobliżu znajduje się zbiornik pitnej wody. Dlatego pismo do urzędników wystosowaliśmy. I cierpliwie czekamy. Liczymy na to, że kanalizacja w Zatoniu będzie wpisana w gminne plany. Jak nie bliższe, to dalsze.
- A co można by zrobić dla wsi już teraz? O, tuż za pana domem jest pętla autobusowa. I urywa się chodnik.
- Tak, z takich bieżących, drobniejszych spraw, przydałoby się zrobić chodnik od pętli autobusowej do końca wsi. Potem dobrze byłoby połączyć się chodnikiem z Barcikowicami. I połączyć Zatonie z Marzęcinem. Droga jest, w dodatku porządnie oświetlona. Tylko chodnika brakuje. To nieduży odcinek, jakieś 600 metrów. A jaki potrzebny! Mieszkańcy mogliby swobodnie chodzić do sklepu, do kościoła, na cmentarz do przedszkola, na autobus.
Pytamy mieszkańców co warto poprawić w Zatoniu? - sonda
- Inne życzenia mieliby pewnie nowi mieszkańcy Zatonia?
- I tu panią zaskoczę, bo nie widać u nas wyraźnego podziału na miejscowych i napływowych. Ci, którzy się tu wybudowali, pięknie się ze „starymi” mieszkańcami asymilują. Biorą udział w imprezach, mało tego, chętnie się zabierają za ich organizację. I dzieci do przedszkola tu prowadzają. A w Radzie Sołeckiej na siedem osób aż pięć to nowi mieszkańcy. Jest też wśród nich duże zrozumienie dla specyfiki tej miejscowości. Bo ja nowym zawsze tłumaczę, że Zatonie jest wsią rolniczą, tu ludzie jeszcze krowy hodują, pola uprawiają. I boczne drogi wyglądają, jak wyglądają... Bo chociaż o nie dbamy, wyrównujemy, utwardzamy, to oprócz tego, że po nich samochody mieszkańców jeżdżą, to i ciężki ciągnik z przyczepą musi jakoś przejechać.
- Ale ludzie wcale tak mocno nie narzekają. Raczej chwalą. Mówią, że tu dużo się dzieje.
- To był naprawdę dobry rok. Nazwaliśmy nasze ulice. Mieliśmy mnóstwo imprez, jedna niemalże goniła drugą. Bo teraz jest dobry czas dla Zatonia. Ludzie chcą działać dla tej swojej miejscowości. Stowarzyszenie „Nasze Zatonie” robi dużo dobrej roboty! I trzeba ten zapał ludzi wykorzystać, połączyć wspólne siły „nowych” ze „starymi”. Skoro wracają tu dzieci mieszkańców, którzy kiedyś wyprowadzili się do Zielonej Góry, to musi być rzeczywiście przyjazne miejsce...
- I piękne. Pogoda może nie sprzyja, ale aż chce się zapuścić w parkowe alejki...
- My o park bardzo dbamy. Przecież to nasza duma, perełka. Kilka razy w roku skrzykujemy się i porządkujemy teren w czynie społecznym. Wycinamy dziką roślinność, wszystkie odrosty. Cały dzień na to schodzi. Ale proszę spojrzeć, jaki efekt! Jest pięknie! I można pospacerować po alejkach, pocieszyć oczy. A niedługo w parku postawimy ławeczki, drewniane, stylowe. I kosze na śmieci. Też będą z drewna, pasujące do otoczenia. Mam nadzieję, że dzięki temu będzie większy porządek. Chociaż u nas, na szczęście, ludzie są z tych, co potrafią wspólne dobro uszanować.
- I to widać na każdym kroku. Może to dziwnie zabrzmi, ale nawet ruiny u was są zadbane.
- Ta nasza bogata historia, magia, którą roztaczała wokół siebie księżna Dorota Talleyrand, te malownicze ruiny, działają jak magnes na ludzi. Przyjeżdżają tu, chodzą, oglądają, robią zdjęcia. A najwięcej to gościmy u nas nowożeńców. W sezonie nie ma weekendu, żeby młode pary nie umawiały się w Zatoniu na sesję fotograficzną. Nie dziwię się, zdjęcie zrobione pośród takich zabytków to piękna pamiątka... Przydałoby się tylko te ruiny trwale zabezpieczyć.
- A jeszcze jakby wesele w tak uroczej miejscowości mogli zorganizować...
- Dlatego postawiłbym na remont świetlicy. Służyłaby i przyjezdnym, i miejscowym. Nie ma u nas dużej sali, w której mogłoby się spotkać większe grono osób. Jest salka w budynku przedszkola, ale tam możemy jedynie organizować spotkania, takie okolicznościowe, nieduże uroczystości. A jeśli ktoś myśli o dużej imprezie, to niestety, korzystamy z uprzejmości sąsiednich Barcikowic, u nich takie miejsce jest. W naszej sali ostatni raz organizowaliśmy coś, niech policzę, ponad 10 lat temu! Zdaję sobie sprawę, że remont tego budynku byłby kosztowny i musimy swoje w kolejce odczekać, bo gmina nie jest w stanie wszystkiego u wszystkich naraz zrobić. Dostali niedawno świetlicę mieszkańcy Krępy, Drzonkowa, ostatnio Nowego Kisielina. Przyjdzie i czas na Zatonie. Ale można przecież pieniądze z Funduszu Integracyjnego zainwestować, na przykład za dach się zabrać. Bo nie ma co czekać, trzeba od czegoś zacząć.
- Widzę, że tak właśnie mieszkańcy Zatonia działają. Zakasują rękawy i biorą się do roboty. Dają innym przykład.
- Bo jak widać, że ludzie są pracowici, potrafią się dogadać, skrzyknąć i chcą coś robić, to i łatwiej pomoc z zewnątrz do nas płynie. Bo my nie jesteśmy z tych, co tylko wołają o pieniądze, pokazujemy, że sami potrafimy coś zrobić. Tak było z remontem naszego kościoła. Dwa lata zbieraliśmy wśród mieszkańców na dach. Chodziło się od domu do domu, regularnie, co miesiąc, po troszeczkę. Aż każda rodzina dała w sumie po 480 zł, władze dołożyły i... dach zrobiony! I tym wspaniałym ludziom, korzystając z okazji, chciałbym życzyć wesołych świąt!
Daria Śliwińska-Pawlak