Pionierzy mają swoją tablicę pamiątkową
6 czerwca 1945 r. Tomasz Sobkowiak, pierwszy powojenny polski burmistrz Zielonejgóry (tak wtedy pisano nazwę naszego miasta) przejął władzę od rosyjskiego komendanta wojennego miasta. To wydarzenie zakończyło okres przejściowy, w którym nie do końca było wiadomo, czy Zielona Góra pozostanie w granicach Niemiec, czy też trafi do Polski.
Objęcie władzy przez T. Sobkowiaka oznacza historyczny zwrot w dziejach miasta. Dlatego 6 czerwca jest traktowany jako lokalne święto.
- To państwo 70 lat temu rozpoczęliście historię Zielonej Góry. Historię polskiej Zielonej Góry. Nigdy nie zapomnimy tego, że to dzięki pionierom my możemy żyć w tak pięknym mieście – prezydent Janusz Kubicki mówił do zebranych na deptaku pionierów. Tym razem uroczystości zorganizowano wyjątkowo w poniedziałek, 8 czerwca.
Po chwili prezydent w towarzystwie Juliana Staniewicza, szefa Stowarzyszenia Pionierów i Darii Biernackiej, uczennicy VII LO, odsłonił pamiątkową tablicę.
Czytamy na niej: Tablica upamiętniająca pierwszych mieszkańców, którzy po zakończeniu II wojny światowej przybyli do miasta na winnym wzgórzu, aby budować przyszłość polskiej Zielonej Góry.
Dzisiaj stowarzyszenie skupia 156 osób.
- Jak w latach 40. Była Zielona Góra, jak ją zapamiętaliście? – zapytaliśmy członków pocztu sztandarowego pionierów.
- Piękna i taka nieduża. Nasze miasto wspaniale się rozwinęło – zgodnie odpowiadają.
- Miałam wówczas 11 lat. Wraz z rodzicami przyjechałam do Zielonej Góry w listopadzie 1945 r. – wspomina Brygida Tańculska. – Przyjechaliśmy z Polesia, potwornie wymęczeni. Tam przez trzy miesiące czekaliśmy na dworcu aż podstawia nam wagony, którymi będziemy mogli przyjechać do Zielonej Góry. Zjedliśmy wszystkie zapasy. Panował głód.
Przyjazd do Zielonej Góry kończył długą, trudną wędrówkę, jednak ojciec pani Brygidy koniecznie chciał mieszkać na wsi i się przenieśli. – Rychło wróciłam do miasta. Żeby znaleźć pracę dodałam sobie dwa lata – wspomina.
Jej koleżanka z pocztu Krystyna Makarewicz miała 7 lat, gdy w maju 1945 r. jej rodzina zamieszkała w domu przy ul. Sienkiewicza 2. – W jednej izbie (pokój z kuchnią) mieszkało sześć osób. Ojciec zaczął pracować w Polskiej Wełnie. Montowali maszyny i uruchamiali produkcję – opowiada pani Krystyna. Wkrótce przenieśli się w okolice Wieży Braniborskiej. Tam przed wojną, w niewielkich domach z ogródkami mieszkali robotnicy z fabryki. I tam przydzielono mieszkania powojennej załodze Polskiej Wełny.
- Byliśmy jak rodzina. Wszyscy się znali. Na moją mamę wiele dzieciaków mówiło „babcia” – wspomina K. Makarewicz. – Biegaliśmy po całej okolicy. Oczywiście świetnym miejscem zabaw była opuszczona Wieża Braniborska. Zwłaszcza znajdujące się w jej pobliżu podziemia. Wchodziliśmy do nich ze świeczką w dłoni.
Jedynym mężczyzną w poczcie jest Leszek Pendasiuk, urodzony po wojnie, za pracę na rzecz stowarzyszenia przyjęty w szeregi pionierów.
- Ja wychowałem się w okolicach browaru i przedszkola przy ul. Szczekocińskiej. Tam mieliśmy prowizoryczne boiska. Olbrzymią atrakcją był staw na tyłach browaru. Już nie istnieje – opowiada L. Pendasiuk. – Zimą graliśmy na nim w hokeja. Zanim nie wycieli lodu, bo z tego stawu browar magazynował lód potrzebny do zakładowych chłodni.
- Od tego czasu miasto zmieniło się nie do poznania. Zwłaszcza w ostatnich latach. To zmiana korzystna – oceniają pionierzy.
- To dla nas ważna chwila. Myślę, że ta tablica to również wielki hołd dla naszych rodziców, którzy ciężką pracą tworzyli to miasto – podsumował uroczystość J. Stankiewicz.
Pionierzy mogli jeszcze obejrzeć przedstawienie przygotowane przez uczniów Zespołu Szkół Ogólnokształcących i Sportowych.
(tc)