Nie jesteśmy od wojen
- Zanim zaczniemy rozmawiać całkiem serio – skąd się biorą długie i mało czytelne nazwy, np. rada działalności pożytku publicznego, większość zielonogórzan, przyparta do muru, pewnie nie miałaby pojęcia, o czym mowa…?
Tomasz Lehman, przewodniczący Zielonogórskiej Rady Działalności Pożytku Publicznego: - Nazwa naszej rady wynika wprost z ustawy o Działalności Pożytku Publicznego i Wolontariacie, która nakazuje powołanie takich rad w każdej gminie i powiecie, jeśli tylko pojawi się w tej sprawie oddolna inicjatywa. W Zielonej Górze z takim formalnym wnioskiem wystąpił m.in. ZLOP kierowany przez Romana Malinowskiego. Władze miejskie nie mogły zignorować tej inicjatywy, stąd powołanie naszej rady.
- Pożytek publiczny to status prawny organizacji społecznych, które mogą otrzymywać jeden procent z naszych podatków dochodowych. Zielonogórska rada reprezentuje tylko ten typ organizacji społecznych?
- Rada działa na rzecz wszystkich miejskich organizacji oraz nieformalnych grup obywatelskich, które mają prawo do składania wniosków o otrzymanie dotacji z budżetu miasta. W Zielonej Górze jest zarejestrowanych ok. 600 stowarzyszeń czy fundacji, ok. 300 z nich aktywnie występuje o dofinansowanie publicznymi środkami.
- Wśród członków różnych organizacji często krąży opinia, wedle której organizacje społeczne potrzebne są albo do wykonywania szczególnie niewdzięcznych zadań, albo do legitymizowania władzy. Jaki jest główny cel powołania zielonogórskiej rady pożytku publicznego?
- Nasza rada jest ciałem doradczym i konsultacyjnym. Co prawda, aktywne i sprawne organizacje potrafią sobie poradzić i bez rady, ale większość miejskich organizacji nie ma ani zaplecza technicznego, ani zaplecza administracyjnego, w przypadku sporów z miastem - zawsze zajmą tę słabszą stronę. Rada pożytku publicznego jest szansą na wyrównanie tych dysproporcji, jest szansą na zainicjowanie prawdziwie partnerskiego dialogu. Rada będzie mediatorem szukającym sposobów na rozładowanie napięć pomiędzy szeroko pojętą miejską władzą i społecznymi aktywistami. Będzie także platformą stałych kontaktów i wymiany opinii na tematy interesujące obie strony.
- Na radę naciskać będą i urzędnicy, i organizacje społeczne. Czyje spojrzenie będzie dla was najważniejsze?
- Społeczny aktywista skonfrontowany z urzędniczą machiną z natury rzeczy ma słabszą pozycję negocjacyjną. Stąd aż tak liczna, bo aż siedmioosobowa reprezentacja społeczników w składzie rady. Ale przedstawiciele prezydenta w radzie także należą do różnych organizacji obywatelskich. Taki personalny skład rady daje dużą nadzieję na konstruktywną współpracę. My nie jesteśmy od toczenia wojen, tylko od wspólnego szukania dobrych rozwiązań.
- Organizacje obywatelskie biorą udział w wyścigu, w którym finansowe nagrody przypadają tylko nielicznym. Będziecie godzić zwaśnione strony?
- To będzie jeden z najważniejszych obszarów naszej aktywności. Sposób podziału publicznych pieniędzy jest mało czytelny dla wielu organizacji społecznych: dlaczego jedne stowarzyszenia, np. sportowe, otrzymują dotacje idące w setki tysięcy, dlaczego inne organizacje otrzymują kwoty na poziomie tylko dwóch tysięcy? Owszem, dotacje dla klubów sportowych są również elementem promocji miasta, my to rozumiemy, ale zasady i kryteria przyznawania tych dotacji powinny być dla wszystkich jasne i czytelne.
- Czym zielonogórska rada zajmie się w najbliższym czasie?
- Przede wszystkim zajmiemy się przygotowaniem długofalowego programu współpracy w oparciu o wyniki ankiety, jaką zamierzamy rozkolportować wśród miejskich organizacji pozarządowych. Wnioski wypływające z tej ankiety powinniśmy poznać najpóźniej do listopada br. Równolegle uczestniczyć będziemy w posiedzeniach rady miasta i jej problemowych komisji. Nawiążemy również współpracę z wojewódzką radą pożytku publicznego. Przed nami bardzo dużo pracy.
- Dziękuję.
Piotr Maksymczak