Być niczym Dedal
- Organizatorom konkursu oddaliśmy trzecią, już ostatnią dokumentację, za którą dostaliśmy 14 punktów na 20 możliwych. To było ok. 60 stron tekstu naukowego po angielsku – relacjonują eksperymentatorzy z zielonogórskiej grupy DedalSat, którzy od kilku miesięcy intensywnie pracują nad prototypem minisatelity. Czasu mają coraz mniej. Za dwa tygodnie na poligonie wojskowym, pod Rzeszowem, ich CanSat (satelitarna puszka), który będzie ważył zaledwie 370 g, zostanie wystrzelony w niebo na 3 km. W trakcie opadania na spadochronie wykona precyzyjne pomiary temperatury powietrza i ciśnienia atmosferycznego oraz prześle je do stacji naziemnej.
Tydzień – 8 dni
- Dla nas doba powinna mieć 25 godzin, tydzień 8 dni – mówią młodzi badacze spod znaku mitologicznego Dedala, który wzbił się w powietrze na skrzydłach z piór i wosku. Oni również eksperymentują, ruszając na podbój nieba z puszką po napoju o regulaminowych wymiarach: 115 na 66 mm. Bez mikroskopu ani rusz... Pojemnik musi pomieścić niezbędne akcesoria. Spadochron i antenka radiowa zainstalowane na zewnątrz satelity. Zadanie wydawało się być wystarczająco „odlotowe”, żeby się go podjąć.
Kilka miesięcy temu z inicjatywy Wojciecha Grabowskiego, nauczyciela fizyki w III LO i opiekuna grupy, zgłosili się do międzynarodowego prestiżowego konkursu ESERO CanSat realizowanego przez Europejską Agencję Kosmiczną. Do rywalizacji, którą w Polsce przy wsparciu firmy Boeing organizuje Centrum Nauki Kopernik, zgłosiło się kilkadziesiąt zespołów z kraju. Konkurs zachęca uczniów szkół średnich do samodzielnego konstruowania minisatelitów i do prowadzenia z ich pomocą własnych badań naukowych.
- Marzyłem o nich od dziecka. Co prawda, na początku widziałem siebie w roli samotnego naukowca, który dokonuje odkrycia o wielkim znaczeniu dla ludzkości, ale teraz myślę racjonalniej i zadowolę się pracą badawczą w zespole – mówi Rafał Bereś. Jest najmłodszym członkiem ośmioosobowej grupy DedalSat. Uczy się w Gimnazjum nr 1, ma 16 lat i „od zawsze” pasjonują go nauki ścisłe. Do zespołu zarekomendował go starszy brat świadomy nieprzeciętnych umiejętności Rafała w dziedzinie elektroniki. Kogoś takiego właśnie szukali.
Nieziemskie zdolności
Potencjalnych członków zespołu trudno było znaleźć w jednej szkole. Grupę tworzą więc uczniowie I i III LO, w tym sześcioro tegorocznych maturzystów, oraz jeden gimnazjalista. Zadanie skonstruowania kosmicznego statku wymaga nieziemskich zdolności i pracowitości. Spełniają te wymagania w stu procentach. Liderem grupy jest Hubert Bereś. W pracy nad skonstruowaniem satelity odpowiada za programowanie, analizy, kontrolę pomiarów. Na barkach Tomka Puśleckiego spoczywa mikroprogramowanie. Za komorowy spadochron sterujący opadającym satelitą, aerodynamikę i testy odpowiedzialny jest Maciek Michałów. Rafał Bereś pilnuje elektroniki, zasilania, sensorów. Budżetem projektu, finansami i kontaktami ze sponsorami zajmuje się Kasia Skoczylas. Za dokumentację zdjęciową i obróbkę filmów odpowiada Ada Zakrzewska. Skomplikowanego zadania, które wymaga dużych umiejętności związanych z tłumaczeniem naukowej dokumentacji na angielski, podjęła się Ola Krauze. A Miłosza Jezierskiego, humanistę z krwi i kości, ucznia drugiej klasy licealnej, wyznaczono do kontaktów z mediami, odpowiada za promocję i public relations.
- W konkursie oceniany jest nie tylko satelita czy dokumentacja, również promocja. Dlatego prowadzimy warsztaty dla młodzieży oraz konkursy dla przedszkolaków i uczniów szkół podstawowych oraz gimnazjów. W ten sposób próbujemy rozwijać ich pasję do fizyki. Mamy też stronę na Facebooku i tworzymy materiały promocyjne – wyjaśnia rzecznik grupy.
Znika aerodynamika
Na poligonie pod Rzeszowem grupa DedalSat będzie rywalizowała z dziewięcioma zespołami, które również zakwalifikowały się do polskiego finału konkursu. Stawką jest udział w międzynarodowym etapie.
Satelitarna puszka, obok podstawowej misji pomiarowej, musi wykonać dodatkowe, wybrane przez dany zespół zadanie i… wylądować na ziemi w jednym kawałku.
- Podczas testów podczepialiśmy prototyp pod drona (LO III dostało go od miasta – dop. red) i wykonując zrzuty urządzenia, próbowaliśmy sterować nim za pomocą spadochronu komorowego. Naszym celem był lot sterowany – relacjonuje lider zespołu.
- Chcieliśmy, żeby satelita wylądował w wyznaczonym przez nas miejscu. Wylądował na drzewie – śmieje się młodszy brat lidera. - Przy tak miniaturowych rozmiarach znika cała aerodynamika.
Nadal ponawiają próby. Ich kosmiczny statek opanuje ósemki i skręty wykonywane „na zawołanie”, ale z lądowaniem blisko wyznaczonego celu – jak sądzą – chyba sobie nie poradzi. Zadanie jest niezwykle trudne dla tak małego i lekkiego sputnika, w dodatku podatnego na każdy powiew wiatru.
- Jedną z ciekawszych rozmów, które odbyłem ze sponsorami naszego projektu, była ta z Hertz Systems. Spotkaliśmy się m.in. ze specjalistami od GPS i komunikacji radiowej. Bardzo nam to pomogło – mówi Hubert. – Dzięki wszystkim sponsorom, którzy wsparli nasz projekt, wystarczy nam pieniędzy na jego realizację – zaznacza Miłosz. Elektronika pochłania lwią część budżetu. Zasiliło go kilkanaście lokalnych firm i organizacji.
- DedalSat, przekuwając swoje marzenia w rzeczywistość, promuje nauki ścisłe i zawody deficytowe na rynku pracy. Wielu przedsiębiorcom robią więc dobrą robotę – mówi Jarosław Nieradka z Organizacji Pracodawców Ziemi Lubuskiej, która patronuje i wspiera inicjatywę.
(el)