Żużel. Liczby idealnego sezonu!

13 Październik 2023
Najlepsi - tak można najprościej określić żużlowców Enei Falubazu w zakończonych przed tygodniem rozgrywkach I ligi. Kibice od pierwszego do ostatniego meczu mogli być dumni z drużyny. Ta przez zaplecze elity przejechała jak… walec. I po dwóch latach przerwy znowu będzie w gronie najlepszych. Oto liczby, fakty i subiektywne oceny.

1 - to miejsce w tabeli po rundzie zasadniczej i co najważniejsze - na koniec sezonu. Falubaz marsz po awans zaczął w Rybniku i na konfrontacji z ROW-em sezon zakończył, wygrywając ostatni mecz w Zielonej Górze 58:32. Jeszcze w trakcie spotkania, dokładnie po 11. biegu zapanowała wielka radość, bo wtedy stało się jasne, że żadna siła nie zabierze zielonogórzanom elity. - Ja tego nie odbieram w kategoriach sukcesu, bo na to, mam nadzieję, jeszcze przyjdzie czas. Udało się zrealizować cel - mówił skromnie po dekoracji Piotr Protasiewicz, dyrektor sportowy Enei Falubazu, który dziękował drużynie za wkład w awans. Sam podczas dekoracji otrzymał największy aplauz od kibiców. „Jedynka” odnosi się też do wychowanków. Kacper Rychliński, który był w składzie, ale nie pojechał w żadnym meczu, był jedynym wychowankiem Falubazu. 0 Mam nadzieję, że za rok, dwa lata pojawi się kilku zawodników, którzy będą pukać do bram pierwszej drużyny - dodał dyrektor sportowy.

20 - tyle zwycięstw w sezonie odnieśli zielonogórscy żużlowcy. Tym samym przeszli suchą stopą przez pierwszoligowy sezon, będąc pierwszym zespołem, który wygrał wszystkie mecze w rozgrywkach w XXI w. Jak podał portal WP Sportowe Fakty, ostatni raz takiego wyczynu dokonała Unia Leszno w 1996 r., też na zapleczu najwyższej klasy rozgrywkowej, odniosła wtedy triumf w 22 meczach. - Nie spodziewałem się, że będzie aż tak. Wiedziałem, że mamy mocną ekipę, która zawalczy o awans. Cała drużyna pojechała świetnie. Mogliśmy liczyć na wszystkich. Tworzyliśmy świetną atmosferę - stwierdził po ostatnim meczu Przemysław Pawlicki, lider zespołu.

4 - tylu żużlowców Enei Falubazu znalazło się w pierwszej dziesiątce pod względem średnich biegowych. To kolejno: 2. Przemysław Pawlicki (2,41); 3. Rasmus Jensen (2,33); 4. Krzysztof Buczkowski (2,26) i 7. Rohan Tungate (2,17). Wyższą średnią od Pawlickiego miał tylko rewelacyjny junior Wiktor Przyjemski, który ze względu na kontuzję opuścił jednak mecze półfinałowe, w sumie występując w 16 spotkaniach i kończąc sezon ze średnią 2,50. Rewelacyjny junior w przyszłym roku też będzie przeciwnikiem zielonogórzan, ale już jako zawodnik mistrza Polski, Platinum Motoru Lublin.

53,7 - tyle średnio punktów w meczach I ligi zdobywali zielonogórzanie. Najmniej w niemieckim Landshut, wygrywając w Bawarii z Trans MF Devils 46:44. Nieoczekiwanie najlepiej na zielonogórskim torze wypadł Zdunek Wybrzeże Gdańsk, który w rundzie zasadniczej „ujechał” 41 punktów. Inna sprawa, że w trakcie tamtego spotkania Falubaz już „manewrował”, szykując grunt na fazę play-off. - Nawet gdybyśmy przegrali, to co by się stało? Nic by się nie stało - mówił po tamtym meczu P. Protasiewicz. Żużlowcy Falubazu nie przegrali. Ani razu. Najwyżej wygrywając na wyjeździe w Gdańsku, ale w ćwierćfinale play-off 60:30 i u siebie na koniec rundy zasadniczej z ROW-em Rybnik 65:25 oraz wcześniej z niemieckimi „Diabłami” 62:28.

779 - tyle dni czekali na PGE Ekstraligę fani Falubazu, licząc od ostatniego meczu zielonogórzan w elicie przegranym we Wrocławiu z Betardem Spartą 37:53, do niedzielnego starcia z ROW-em Rybnik. Jeśli policzyć od ostatniego domowego meczu w elicie z Unią Leszno, do przewidywanej premiery w kwietniu 2024 wyjdzie prawie 1000 dni oczekiwania. W zupełności wystarczy.

13.500 - tylu kibiców obejrzało ostatni mecz z ROW-em Rybnik. To pokazuje, odnosząc się do poprzedniej statystyki, że kibice znów zatęsknili za jazdą w elicie. Sporą widownię miał też ubiegłoroczny finał z Cellfastem Wilkami Krosno. Ale dopiero w ostatnim finale widać było, że nie ma gdzie na stadionie wsadzić szpilki. Dodatkowa pula „stojących” biletów też zeszła na pniu. Stadion Falubazu tak pękał w szwach chyba dekadę wcześniej, gdy zielonogórzanie zdobywali siódmy, ostatni dotychczas tytuł Drużynowych Mistrzostw Polski. Wtedy jednak mieliśmy tylko fetę, bo meczu z torunianami nie było. Teraz był i mecz, i wielkie świętowanie. Kibice jeszcze długo po ostatnim biegu cieszyli się wraz z zawodnikami, a radość okraszona była fajerwerkami i efektami świetlnymi.

220 - to punkty Przemysława Pawlickiego na torach pierwszoligowych w barwach Falubazu. W sumie trzech żużlowców przekroczyło 200 „oczek”, oprócz Pawlickiego to R. Jensen i K. Buczkowski. To kolejna statystyka pokazująca moc zielonogórzan i liderów, którzy jechali świetnie mimo upadków, cało i zdrowo od początku do końca. Byli to też najbardziej eksploatowani zawodnicy. „Buczek” i „Przemo” odjechali 97 wyścigów, Duńczyk jeden bieg mniej. - U mnie wróciła większa pewność czucia motocykla. Zniknął strach, by coś zmieniać w maszynie w trakcie zawodów. Bardzo się cieszę z tego ruchu - podsumował jazdę w Falubazie P. Pawlicki. Dodaje, że z Zielonej Góry nie chce się ruszać.

2 - to sezony Krzysztofa Buczkowskiego w Falubazie. „Buczek” cieszył się w niedzielę z awansu z Falubazem, ale w elicie z zielonogórską drużyną nie pojedzie. We wtorek został ogłoszony nowym zawodnikiem bydgoskiego zespołu. - Brakuje mi tej kropki nad „i”. Chciałem zostać, ale najwidoczniej nie jest to mój czas. Muszę pracować jeszcze więcej, ale po sezonie jestem szczęśliwy i zadowolony z siebie. Dziękuję za wszystko - mówił po pokazie fajerwerków. Dwa niepełne sezony odjechał też na zasadzie dwukrotnego wypożyczenia z macierzystej Unii Maksym Borowiak. - Kontrakt mam podpisany w Lesznie i tego się trzymajmy - zaznaczył.

(mk)