Co ważniejsze? Park czy rów?
Sytuacja jest absurdalna. Ponad rok temu mieszkańcy Ochli na zebraniu wiejskim przegłosowali, że chcą, by za 311 tys. zł z Funduszu Integracyjnego odnowić chociaż część zabytkowego parku we wsi. Inwestycja utknęła na... rowie, który przecina prywatne działki.
- Za te pieniądze można przygotować projekt inwestycji i odnowić fragment parku. Zaczniemy od oczyszczenia stawu i rowów – zgodnie wówczas mówili radny Jarosław Berent i sołtys Aleksander Kosowicz. – Resztę zrobimy w kolejnych latach.
Taka koncepcję przegłosowało zebranie wiejskie i takie porozumienie zawarło miasto z gminą w sierpniu zeszłego roku. Projektanci zabrali się za pracę.
Natrafili na dwie przeszkody. Konserwatora zabytków i właścicieli działek wzdłuż rowu za parkiem.
Z konserwatorem zabytków sprawa jest prosta – nie zgadza się na trwałe elementy powodujące zmianę krajobrazu, Głównie chodzi o scenę i jej zadaszenie, która zasłaniałaby widok na staw. Na to nie ma zgody.
Drugą, większą przeszkodą jest strumień, którego uregulowania zażyczyła sobie gmina. Chodzi o ciek wodny za parkowym stawem, ujęty na innej działce niż sam park. Problem w tym, że płynie on sobie nielegalnie, a do stawu „na dziko” zrobiono przekopy. Jego uregulowania nie przewidywała ubiegłoroczna umowa miasta z gmina.
Przed laty ktoś zmienił jego przebieg, rosną tu piękne drzewa i część z nich pewnie pójdzie pod topór. Co najważniejsze rów biegnie częściowo przez prywatne grunty. A nie powinien! Teraz właściciel żąda, by zrobić z tym porządek. A gmina chce, by to zrobili projektanci finansowani z Funduszu Integracyjnego. To zabiera czas i pieniądze przeznaczone na wykonanie robót przegłosowanych przez mieszkańców Ochli.
Żeby rozwiązać ten problem wszyscy zainteresowani stawili się w parku w zeszły piątek.
Piotr Reda, projektant i specjalista dendrolog, prowadził kilkanaście osób pokazując którędy naprawdę powinien biec rów. I które drzewa trzeba wyciąć.
- Chcecie tutaj poprowadzić rów? – denerwował się P. Reda, mówiąc do gminnych urzędników. – To naruszy system korzeniowy i drzewo się wywróci. Ja, jako dendrolog na coś takiego na pewno się nie zgodzę. I jestem pewien, że konserwator też nie.
Stanęło na tym, że tu zmian nie będzie.
Jednak najważniejsze jest uregulowanie spraw własnościowych.
- Ja od projektantów nic nie chcę. Ja chcę, żeby gmina zrobiła porządek z tym rowem. Napisałem do was pismo w tej sprawie, to otrzymałem odpowiedź, że nie macie na to pieniędzy – mówił Andrzej Osuch, przez którego działkę płynie strumień. – A ja cały czas płacę podatki i składki na spółkę wodną.
A. Osuch pokazuje mapką podłużnej działki. Rów przecina ją na pół. Wzdłuż. Rzeczywiście właściciel nie ma z niej żadnego pożytku. A przecież rów powinien biegnąć poza nią po gruncie gminnym.
- Macie bałagan. Gmina powinna była dawno uporządkować rów i sprawy własnościowe, a teraz usiłujecie to zrobić czyimś kosztem – padło w stronę przedstawicieli gminy.
- Dla mieszkańców najważniejsze jest, by wykonać prace w parku. Za tym głosowali – przekonywała radna Dorota Bojar.
- Nie zgodzę się na takie rozwiązanie, że nie uregulujemy spraw związanych z wpływem i odpływem wody do stawu – twardo stawiał sprawę Ryszard Huczek, odpowiedzialny w gminie za inwestycje. Jego zdaniem projekt powinien być przygotowany kompleksowo i załatwiać wszystkie problemy.
- Czy pan rozumie, że my mamy zlecenie na rewitalizację parku a nie rowu. To jest poza zakresem zamówienia. Jeżeli mamy to robić, to jest potrzebne osobne zlecenie i dodatkowe pieniądze. W dodatku stracimy na to kolejne miesiące – przekonywała projektantka Joanna Piotrowicz.
- A ile to czasu zajmie? Dwa, trzy miesiące. Możemy poczekać. Do końca roku zdążymy wyczyścić staw – odpowiadał R. Huczek. Nie wywołało to entuzjazmu.
Sytuację usiłował ratować J. Berent.
- Panie kierowniku, to spróbujmy podzielić to zadanie na dwa etapy – zaproponował. - Niech projektanci robią projekt na zmianę przebiegu rowu, ale my zamknijmy to, co mamy w tej chwili i zabierzmy się za oczyszczanie stawu. Projektowanie nie może opóźniać inwestycji, bo mieszkańcy na nią czekają.
- Myślę, że takie rozwiązanie jest możliwe. Wymaga to uzupełnienia porozumienia pomiędzy miastem i gminą – odpowiedział R. Huczek.
(tc)