Winobranie. Czy warto zmieniać korowód?

5 luty 2025
- Mogę wyreżyserować korowód z niezliczoną liczbą artystów, aktorami w roli winiarzy, platformami winiarskimi i beczkami. Tyle że to kosztuje. 250 tys. zł to minimum - mówił Robert Czechowski, dyrektor Lubuskiego Teatru.

Od ostatniego korowodu wieńczącego zielonogórskie Winobranie minęło niecałe pół roku. Na horyzoncie jest już następny pochód. - Jaki ma być? Wciąż powielanie tego samego, czy odświeżony? - zapytał Ruch Miejski i zaprosił mieszkańców miasta na dyskusję do BWA. Przyszło około 60 osób.

Za ile porządny pochód po włosku?

Organizatorzy podzielili dyskusję o Winobraniu na pięć bloków: korowód, miasteczko winiarskie, jarmark winobraniowy, kultura oraz promocja/oprawa wizualna. Najwięcej emocji wzbudził ten pierwszy. Korowód to wizytówka miejskiego Winobrania, promocyjny szyld, którym od wielu lat miasto kusi turystów do przyjazdu na wrześniowe święto pod wodzą Bachusa.

- Powinno być w nim więcej winiarskich i historycznych akcentów. Scenariusz musi być szykowany z większym wyprzedzeniem - stwierdził Krzysztof Fedorowicz z winnicy Miłosz, pisarz, autor powieści „Zaświaty”. Radzi, aby szukać inspiracji w Europie. Jemu bardzo podobał się korowód, który widział w Sienie we Włoszech. -U nas też mogliby wystąpić aktorzy, którzy grają np. historyczne postaci z dziejów Zielonej Góry: osadników z Frankonii, czarownice czy króla Prus Fryderyka II Wielkiego.

Zapędy studził Robert Czechowski, dyrektor Lubuskiego Teatru, od wielu lat reżyser zielonogórskiego korowodu winobraniowego: - Wszystko rozbija się o pieniądze. Mogę wyreżyserować korowód z udziałem niezliczonej liczby artystów, z aktorami grającymi winiarzy, platformami winiarskimi, historycznymi beczkami. Tylko wszystko kosztuje. 200 czy 250 tysięcy zł to absolutne minimum, by zrobić coś porządnego - mówił.

Winiarze i „liche tabliczki”

Wiceprezydent Marek Kamiński odpowiedział, że na palcach jednej ręki można było policzyć winnice, które chciały wystąpić w ostatnim korowodzie. - Udział winiarzy był mizerny. Pozytywnym wyjątkiem był Łukasz Robak z winnicy Folwark Pszczew, który jechał traktorem - mówił. I dodał, że udział winiarzy w korowodzie mógłby być jednym z warunków przyznania im niższych cen za wynajem domków w miasteczku winiarskim.

- Chętnie weźmiemy udział w korowodzie, ale jeśli organizatorzy zapewnią nam przyzwoite warunki - ripostował Tytus Fokszan z winnicy Pod Winną Górą w Cigacicach. - Chodzi o odpowiednią scenografię, dekoracje. Żebyśmy byli naprawdę ważną częścią tego pochodu, a nie szli tylko z lichymi tabliczkami z nazwami winnic.

A może jak w Cottbus?

Hubert Małyszczyk, kierownik informacji turystycznej Visit Zielona Góra, jako następną inspirację wskazał Pochód Radosnych Ludzi w Cottbus. - W tym roku odbędzie się 3 marca. Idzie w nim pół miasta, są kluby karnawałowe z Łużyc - opowiadał. Zaproponował, by szkoły, które co roku biorą udział w zielonogórskim korowodzie, już z kilkuletnim wyprzedzeniem wiedziały, jaka będzie ich rola w paradzie. - Z góry ustalmy, że uczniowie jednej szkoły będą np. przez kilka lat z rzędu odgrywali winiarzy. Wtedy będą mogli się bardziej zaangażować, stworzyć z wyprzedzeniem stroje, nie przygotowywać się na ostatnią chwilę. Unikniemy nudy.

Wanda Rudkowska, była dyrektorka Zielonogórskiego Ośrodka Kultury: - Organizatorzy powinni odpowiedzieć na pytanie: Po co robimy korowód?

Marek Kamiński: - Korowód jest, bo zawsze był. Trzeba go utrzymać.

(sp)