Zabierzmy się za ulice w Łężycy
W starszej części wsi, tak jak i w „nowej” Łężycy, gdzie się człowiek nie obróci - tam las na niego przyjaźnie kiwa gałęziami. Cisza i spokój… Przez śnieg brnie z siatką zakupów Anna Laska.
- Słyszałam o tych pieniądzach, które mają do nas trafić z miasta. I wybieram się na zebranie wiejskie – zapewnia pani Anna. – Tak sobie pomyślałam, że pójdę i głos zabiorę. Bo ja to oddałabym wszystko na świetlicę. Żeby ją powiększyć. Bo teraz jest za mała, ciśnie się razem z biblioteką.
Pani Anna odwraca się w stronę budynku, z którego przed chwilą wyszła. – O, przecież tu, przy sklepie, są pomieszczenia, do których mogłyby się książki przeprowadzić, a tam, gdzie teraz biblioteka, zrobiłoby się więcej miejsca i można by salę wiejską poszerzyć – mówi. – Bo widzi pani, taka duża sala potrzebna jest. Żeby na przykład wesele urządzić, bo teraz nie ma gdzie. I mogłaby taka świetlica wtedy też na siebie zarabiać.
Pani Anna kieruje się w stronę domu. Nie wiadomo, czy idzie po chodniku, czy też poboczem. Bo samochody przejeżdżające przez wieś zaznaczyły tylko granicę drogi. Resztę przykrywa śnieg. – I bardzo dobrze, że śnieg leży. Przynajmniej nie widać, w jakim stanie są te chodniki. Jeśli w ogóle są, bo to nie jest tak, że my wszędzie je mamy – zaznacza Kazimierz Cegliński. – Wydaje mi się, że rozsądnie byłoby zabrać się za poprawienie chodników, może warto wziąć się też za drogi?
Jednak zdaniem pana Kazimierza, największym strapieniem mieszkańców są autobusy kursujące do miasta. – Jest ich za mało. Jeżdżą zaledwie co godzinę, a w soboty jeszcze rzadziej, a przecież niektórzy ludzie chcą się dostać do pracy także w weekendy – mówi.
W kwestii autobusów pan Kazimierz akurat podziela zdanie „nowych” mieszkańców wsi. – I chyba tylko w tym jednym się zgadzamy. Bo tak, to mamy zupełnie inne potrzeby. Ta stara i ta nowa Łężyca, to jak dwie zupełnie inne miejscowości. Dwa różne światy – uważa.
Henryka Kulczyckiego udaje nam się zagadnąć, zanim zaciągnął go na dobre w las sympatyczny kudłacz Topik. – Najbardziej potrzeba nam kanalizacji, bo wszystkie inne media są – przyznaje pan Henryk. – A potem najrozsądniej byłoby zabrać się za drogi. Na przykład, za ulicę Dolną, przy której mieszkam. Nawet śnieg, który dziś spadł, nie zdołał przykryć tych wszystkich dziur.
Daria Śliwińska-Pawlak