Pomoc pod jednym dachem

2 Listopad 2017
Opowiadają o Domu, który w Zielonej Górze mógłby powstać. Dającym poczucie bezpieczeństwa, darzonym zaufaniem, który stałby się sercem kompleksowej opieki specjalistów oraz profesjonalnego wsparcia rodziców i ich maleńkiego dziecka. Jego częścią byłoby hospicjum perinatalne.

- Już wspieramy młodych rodziców i ich nowo narodzone maleństwa. Ich przede wszystkim. Nie leczymy, lecz zajmujemy się profilaktyką i przywracaniem równowagi. Chcielibyśmy to robić pod jednym dachem – mówi Joanna Habura, położna i prezes zielonogórskiej Fundacji Centrum Rodziny.

- Bo nasza fundacja to właściwie grupa ludzi i cykl wydarzeń, a nie miejsce – wyjaśnia Julita Hypki.

Fundacja Centrum Rodziny powstała zaledwie sześć lat temu, przede wszystkim z woli i potrzeby samych rodziców. Po to - jak mówią jej członkowie - by pozyskiwać granty i dotacje, żeby dzięki nim móc pomagać. Funkcjonuje w maleńkiej kamienicy przy ul. Kazimierza Wielkiego, kątem przy Szkole Rodzenia Ksenia prowadzonej przez J. Habura. Kilka niewielkich, za to klimatycznych pokoi, w których wsparcia rodzinom udzielają położne, promotor karmienia piersią, dietetyk kliniczny, fizjoterapeuta, masażysta, psycholog, psychiatra oraz neurologopedzi. Łączy je mały korytarz, strome schody i ściany od dołu do góry w fotografiach niemowlaków, które - w oczach postronnego obserwatora - podobne są do siebie, jak dwie krople wody. Jaś, Antoś, Zuzanka i inne bobasy ze zdjęć doświadczyły opieki Centrum Rodziny i specjalistów współpracujących z fundacją, a ich rodzice ogromnej pomocy.

- Każdego dnia odpowiadamy na pytania zagubionych w swoim rodzicielstwie rodziców, dotyczące pielęgnacji malucha, jego zdrowia, rozwoju czy karmienia. Staramy się, by poczuli się pewnie w swoich rolach, kompetentni - mówi J. Habura.

- Co nas wyróżnia? U nas nikt nie patrzy na człowieka i rodzinę fragmentarycznie. Osobno głowa, osobno brzuch, pierś, a dusza... kto by się nią przejmował? Albo on i ona, oderwani od otaczającej rzeczywistości. Nic z tych rzeczy, naszym celem nadrzędnym jest holistyczne, czyli całościowe wspieranie rodziny - tłumaczy J. Hypki.

Otwarci są również na rodziny, w których na świat ma przyjść chore dziecko, i na te, które już doświadczyły bolesnej straty. Ofiarowują im „towar” deficytowy: czas, empatię, wyczerpującą informację i rozmowę. - Staramy się, by rodzice mogli zbudować zdrową rodzinę. To często dramatyczne sytuacje – mówi pani Julita.

- Dlatego od dawna jestem zafascynowana „Gajuszem” i myślę, jak jego doświadczenia przenieść na zielonogórski grunt – stwierdza Alina Rozpędowska, członek zarządu fundacji.

Łódzka Fundacja „Gajusz” to dla zielonogórskiej organizacji wzór do naśladowania. Pomaga chorym maluchom i ich rodzinom, prowadząc m.in. hospicjum perinatalne. To miejsce opieki psychologicznej i lekarskiej nad rodziną oczekującą dziecka, u którego zdiagnozowano ciężką chorobę lub upośledzenie. Wiele z nich to tzw. choroby letalne. Śmiertelne. Niektóre maluszki umierają tu zaraz po narodzeniu.

- Chore dzieci nie powinny byś same, ich rodziny nie powinny być pozbawiane wsparcia – tak na stronie „Gajusza” napisała jego założycielka.

- Gdy kobieta dostaje tego wsparcia wystarczająco dużo, do tego pełną informację i wszystkie potrzebne dane do podjęcia świadomej decyzji o urodzeniu dziecka z wadą letalną, najczęściej decyduje się na poród. W hospicjum nie pozostaje sama. To nie jest miejsce do uporczywej terapii, lecz do wspólnego, rodzinnego przeżywania - tłumaczy Barbara Jasińska, położna, która w zielonogórskiej fundacji uczy pary naturalnej metody planowania rodziny.

W Polsce, która znajduje się w europejskiej czołówce badań i terapii prenatalnej, funkcjonuje 14 hospicjów perinatalnych. - Polki chcą rodzić, potrzebują tylko kompleksowej opieki - mówili specjaliści od terapii prenatalnej w reportażu emitowanym kilka dni temu na małym ekranie. A mama Blanki, która tej opieki doświadczyła, opowiadała o rodzinnym powitaniu córeczki na świecie, krótkim czasie z nią spędzonym i pożegnaniu. – Kochałam ją jeszcze bardziej, jeśli to możliwe – mówiła.

W zachodniej Polsce - w Szczecinie, Gorzowie Wlkp., w Zielonej Górze - nie ma ani jednego hospicjum dla noworodków, a kobiety szukają wsparcia po omacku.

- Po stracie dziecka w szpitalu doświadczyłam bezduszności i bolesnych błędów proceduralnych. Nie było mowy o wsparciu – opowiada jedna z mam.

- Zamiast wsparcia często dostają słowa, które izolują w cierpieniu: jesteście młodzi, będziecie mieli następne dziecko. To trywializacja. Rodzice, którzy stracili dziecko mają prawo do przeżywania cierpienia, smutku, żałoby – mówi pani prezes. - Na studiach medycznych nauka komunikacji w trudnych sytuacjach nie zajmuje zbyt wiele czasu.

Zielonogórska fundacja chce swój zespół specjalistów zamknąć pod jednym dachem. Stworzyć Centrum Rodziny z prawdziwego zdarzenia, w którym profesjonalną opiekę znaleźliby rodzice oczekujący narodzin dziecka i ci, którzy o nim marzą, ale z jakichś przyczyn wciąż go nie mają, oraz rodzice dzieci nowo narodzonych. Tych z trudnościami rozwojowymi lub ze zdiagnozowaną wadą letalną, czyli tych, z którymi tuż po narodzinach rodzice będą musieli się pożegnać. Oraz tych zdrowych jak rydze, ale swoich młodych, niepewnych rodziców przyprawiających o palpitację serca. Hospicjum perinatalne byłoby tylko częścią kompleksu.

Najpierw pojechali po naukę do najlepszych, do Łodzi. Zrobili szkice wymarzonego budynku, wizualizację i jego opis. O potrzebie stworzenia nowego miejsca na mapie Zielonej Góry opowiedzieli radnym, do miasta zwrócili się o użyczenie działki, teraz zielonogórzan chcieliby poprosić o głosy w Budżecie Obywatelskim. - Robimy krok po kroku, ale takiemu zadaniu nie podołamy sami - mówią.

(el)