Budżet miasta na 2013 r. uchwalony w dwie godziny
Sesja budżetowa wyznaczona na 9.00 przebiegała nad wyraz spokojnie. Już po pół godzinie wyczerpano wszystkie problemy proceduralne, a radni przestali zadawać pytania do prezydenta. Zazwyczaj zajmuje im to ok. dwóch godzin. A tu po pół godzinie był już koniec. I na wniosek szefa klubu PiS Piotra Barczaka ogłoszono półgodzinną przerwę. Na spotkanie z prezydentem.
Przerwy były zmorą sesji budżetowej przed dwoma laty, kiedy to po wygranych w cuglach wyborach prezydencki, radni ostro spierali się z prezydentem Januszem Kubickim. Obrady trwały kilka dni i składały się głównie z przerw.
Tym razem wystarczyła tylko jedna przerwa. Wszystko poszło błyskawicznie. Nawet nie było wielkich sporów nad budżetem liczącym ok. pół miliarda złotych. W projekcie złożonym przez prezydenta zapisano, że dochody miasta wyniosą 498,4 mln zł. Na tyle samo opiewają wydatki. W ostatnich latach te pozycje nigdy nie były sobie równe. Nie uchwalano tak zrównoważonego budżetu.
Natychmiast swoje wątpliwości zgłosiła radna Bożena Ronowicz. – Planowane dochody spadły z 508 mln zł w tym roku do 498 mln. To o 10 mln zł. Dlaczego się tak dzieje? – pytała radna.
- Urealniliśmy dochody ze sprzedaży nieruchomości. Wcześniej były zawyżane – odpowiadał prezydent Kubicki.
– Co z planowanymi na 2013 r. podwyżkami cen biletów MZK i podatków od nieruchomości? – pytał szef klubu PO. Mirosław Bukiewicz.
Tu również prezydent był bardzo lakoniczny: - Miasto nie planuje podwyżek. Podatki pozostają bez zmian. Ceny biletów MZK zostaną na tym samym poziomie.
Tradycyjnie radny Bukiewicz dopytywał się o inwestycje. – Przeznaczono na ten cel tylko 47,2 mln zł , to 9,5 proc. budżetu miasta. Czy nie uważa pan, że budżet inwestycyjny jest na diecie odchudzającej? – pytał. – Przewodniczącemu dieta dobrze służy, ale miastu? Czy nie popadnie w anoreksję?
Przewodniczący rady Adam Urbaniak natychmiast wstał prezentując efekty kuracji. Widać efekty, ale do anoreksji daleko.
Według prezydenta anoreksja nie grozi również miastu. – To kwota, która będzie szybko rosnąć, bo pozyskujemy dodatkowe środki z zewnątrz – tłumaczył Kubicki. -
3,5 mln budżetu obywatelskiego to też inwestycje. Fundusze zewnętrzne na rozbudowę stadionu to kolejne 2,5 mln zł, muzeum przyrodnicze – kolejne 9 mln zł, do tego dojdą drogi współfinansowane ze schetynówek. Szukamy środków na zewnątrz i wtedy dokładamy z własnych. Nigdy jednak nie zgodzę się na to, żeby przez nieprzemyślane wydatki doprowadzić do sytuacji jak w Grecji. Teraz musimy szykować się do kolejnej perspektywy finansowej Unii Europejskiej, żeby mieć pieniądze na wkład własny. Dzięki temu będziemy mogli kupić elektryczne autobusy.
Swój pomysł na zwiększenie dochodów miasta zgłosiła Radna Ronowicz, która zaproponowała kampanię społeczną „Mój podatek dla Zielonej Góry”. Podobne akcje odbywają się w innych miastach. - Wiele osób u nas pracuje, korzysta z opieki lekarskiej, uczy się, jednak podatki płaci innym gminom. Przekonajmy ich żeby płacili je w Zielonej Górze – opowiadała Ronowicz.
Dyskusję zamknął Tomasz Nesterowicz: - Nie ma rozwiązań idealnych, bo zawsze jest coś więcej do zrobienia.
Jego zdaniem tworzenie budżetu miasta jest prawie idealnie, bo składa się trzech elementów budowanych przez: mieszkańców (budżet obywatelski wart 3,5 mln zł), radnych (każdy ma do podziału po 120 tys. zł, a kluby po 1 mln zł na inwestycje drogowe) oraz prezydent.
Radni przystąpili do głosowania. Na 24 obecnych wszyscy byli za budżetem. Przy ogłoszeniu wyników słychać było nawet oklaski. Do propozycji prezydenta nie złożono żadnych poprawek. Wbrew opiniom niektórych gminnych polityków miejscy radni nie kwestionowali Funduszu Inwestycyjnego i w uchwalonym budżecie znajdują się 3 mln zł na finansowanie w sołectwach inwestycji.
Tomasz Czyżniewski
T.Czyzniewski@Lzg24.com.pl