Prezydent to żaden sztywniak
Tuż po wyjściu z samochodu, prezydent Janusz Kubicki spotkał Agnieszkę Włodarską, gdy ta wypychała motocykl z ciasnego garażu. Stękając z wysiłku, bez cienia nieśmiałości, od razu wypaliła: - Jestem za połączeniem!
Prezydent rzucił się z pomocą. Wielki motocykl stał się obiektem prezydenckiego podziwu oraz fachowego wykładu o jego możliwościach technicznych.
Do rozmowy dołączyła mama Agnieszki. – Nasza cała rodzina jest za połączeniem. Panie prezydencie, będziemy głosować na TAK – zapewniała.
Kubicki, kilka ulic dalej spotkał Teresę i Jerzego Małowskich. - Ja lubię Zieloną Górę. I będę głosowała na TAK. Dla moich wnuków. Już cieszę się z tańszych biletów MZK, niższych podatków, no i tańszych wejść na basen, dla dzieci. Moja wnuczka, Karolina, najwięcej skorzysta na połączeniu. A panu, panie prezydencie, życzę wszystkiego najlepszego, żeby się udało, żeby pana ponownie wybrali.
Do przypadkowego spotkania doszło na jednej z bocznych uliczek Nowego Kisielina. Samochód z piskiem opon zatrzymał się tuż obok prezydenta. Kierowca, Tomasz Kaszubski, ponad 20 lat temu pogrywał towarzyskie mecze koszykówki z dzisiejszym prezydentem Zielonej Góry. Rozmowa błyskawicznie zeszła z koszykówki na połączenie z miastem. – Gmina jest słaba, połączenie da nam wszystkim kopa, dlatego będę głosował na TAK. Trzymam kciuki, wszystkiego dobrego.
- Zapraszam do udziału w referendum – prezydent z szerokim uśmiechem przywitał Magdalenę Kulik, która z synkiem, Wojciechem, właśnie wyruszała na spacer. Kubicki wypytywał o ulubione potrawy małego Wojciecha, pani Magdalena wypytywała o synów prezydenta. – Chciałbym jak najlepszej przyszłości dla naszych dzieci, dlatego namawiam mieszkańców do połączenia – tłumaczył Kubicki. – To dobry pomysł - przyznała pani Magdalena. - Ja też chciałabym połączenia, bo dzieci szybko rosną.
Do kolejnego spotkania doszło kilkadziesiąt metrów dalej. Prezydenta Kubickiego otoczyła grupka rozmówców: Wiesław Koziołowski, Magdalena Kuśnierz z synkiem Wojtkiem oraz Beata Pamięta z kilkuletnią Zosią. Również oni serdecznie przywitali prezydenta. – Niech się pan nie martwi, nas nie trzeba namawiać, zagłosujemy! – zapewniał Koziołowski. Panie ochoczo ustawiły się do pamiątkowego zdjęcia. – Prezydent to miły i sympatyczny człowiek, żaden sztywniak, chętnie z nami żartował – podsumowała rozmowę pani Magdalena.
Narastający tłum zaskoczył prezydenta licznymi gestami poparcia i życzliwości. – Wybaczcie, jeszcze muszę rozdać całą torbę ulotek – Kubicki szybko pożegnał się z rozmówcami.
Prezydent nie naciskał przycisków domofonów. – Co innego rozmawiać z tymi, którzy chcą, co innego wpychać się ludziom do domów – tłumaczył. Zastając zamknięte drzwi, materiały informacyjne wrzucał do skrzynek pocztowych. Towarzyszył mu Tomasz Nesterowicz, zielonogórski radny.
Prezydent małą sensację wzbudził pod sklepem w Nowym Kisielinie. Kubicki bez namysłu podszedł do grupy mężczyzn siedzących za ogrodowym stołem. Każdy z nich natychmiast wyciągnął dłoń po materiały informacyjne. – Jesteśmy za połączeniem – od razu wypalił Jerzy Wieja. – Żeby tylko wojewoda i komendant policji powrócili do Zielonej Góry – zażartował, wzbudzając głośne rozbawienie uczestników rozmowy. – Zrobię wszystko, by Zielona Góra była dla was dobrym miejscem do życia, ale to również zależy od waszej decyzji – zapewniał prezydent.
Prezydencki spacer po Nowym Kisielinie zakończył się przy jednej z piaszczystych dróg. Na jego widok, z domu wyszła Jadwiga Mackiewicz. Prezydent został zaproszony do przydomowego ogródka. – Nasza cała rodzina jest na TAK, będziemy głosowali za połączeniem, bo to się nam wszystkim opłaci, może wreszcie miastu uda się wybudować nam normalną drogę – w imieniu rodziny zadeklarowała pani Mackiewicz.
Gdy prezydent rozmawiał z mieszkańcami Nowego Kisielina, kolejne zespoły pojechały do innych sołectw.
- Mnie nie trzeba przekonywać. Jestem za połączeniem. Na referendum pójdę. Materiały wezmę, bo trzeba popracować nad niektórymi sąsiadami – śmiał się Piotr Lewandowski z Zatonia. Pod sklepem rozmawiał z wiceprezydentem Krzysztofem Kaliszukiem, radnym Piotrem Barczakiem i swoim sąsiadem, Jarosławem Skorulskim. Wszyscy podziwiali zabytkowy park po drugiej stronie ulicy. – Koniecznie trzeba z nim coś zrobić. To prawdziwy skarb, ale najpierw trzeba go skomunalizować. Gmina na to nie pójdzie, a miasto tak – opowiadał K. Kaliszuk.
Mniej zdecydowany był kolejny mężczyzna. – Raczej jestem na TAK. Mieszkam w Barcikowicach, ale zameldowany jestem w Zielonej Górze – tłumaczył Gracjan Żejmo.
- To nie jest przeszkodą, można się dopisać do listy wyborców. Wystarczy przyjść w niedzielę na festyn w Drzonkowie. Tam będzie specjalne stoisko, przy którym pomożemy ten problem załatwić – zachęcał K. Kaliszuk.
(pm, tc)