Miasto jest jak lodołamacz
- Wkrótce referendum w gminie. Na pewno będzie jednym z tematów rozmów podczas rodzinnych spotkań wielkanocnych. Dojdzie do połączenia?
Janusz Kubicki, prezydent Zielonej Góry: - Zobaczymy 18 maja. Wtedy mieszkańcy sami zadecydują o połączeniu miasta z gminą. Nie prezydent, nie wójt i nie radni będą o tym decydować, lecz mieszkańcy. Dlatego apeluję: Szanowni państwo, przyjdźcie i zagłosujcie! Niech nikt za was nie decyduje. Ja jestem optymistą. Wierzę, że dojdzie do połączenia.
- Dlaczego ludzie mają przyjść i głosować za połączeniem?
- Przez te półtora roku, od kiedy prowadzimy kampanię połączeniową, nie usłyszałem żadnego poważnego, merytorycznego argumentu przeciw połączeniu. Słyszę głównie „nie, bo nie” lub ciągłe utyskiwanie nad szczegółami Kontraktu Zielonogórskiego, że np. będziemy likwidować szkoły, przestaniemy dowozić dzieci, zlikwidujemy OSP i sołectwa a podatki będą wysokie itd. Dlatego wciąż powtarzam: szkół nie będziemy likwidować (bo ich sieć jest racjonalna), dzieci będziemy dowozić (bo nakazuje tak prawo), zachowamy OSP i sołectwa (bo są świetne) a podatki już obniżyliśmy. Rada to uchwaliła. To fakt! Tak jak niższe ceny biletów, niższy podatek rolny, darmowe bilety MZK dla maluchów, 100 mln zł na inwestycje w gminie – to nie są obiecanki. Rada miasta już to uchwaliła.
Przecież nie po to chcemy doprowadzić do połączenia, żeby wszystko polikwidować i zaoszczędzić kilka milionów.
- To o co chodzi?
- Chodzi o przyszłość. O to, by wykorzystać nadarzającą się okazję i jak najlepiej zagospodarować przyznane Polsce fundusze z Unii Europejskiej. Do 2020 r. to ostatni taki okres, w którym dostaniemy tak olbrzymie pieniądze. Musimy je tak wykorzystać, by później bez nich dać sobie radę. To nasz wspólny interes, jeżeli chcemy żyć na przyzwoitym poziomie.
- Czyli zaraz przejdziemy do „Duży może więcej” i miliarda złotych dodatkowych pieniędzy…
- Wiem, że sceptycy uważają, iż powiększenie Zielonej Góry o kilkanaście tysięcy mieszkańców niewiele da. A miliard to mrzonki. Nie mają racji. Mamy już pierwsze konkrety. W ramach Zintegrowanych Inwestycji Terytorialnych będziemy mieli ok. 300 mln zł. W zeszłym tygodniu ogłosił to zarząd województwa.
- Przedstawiciele gminy uważają, sam pan to wiele razy słyszał, że te pieniądze należą się gminie jak przysłowiowa „psu zupa”. Nie robi pan tu nikomu łaski.
- Odpowiem pytaniem: a skąd ta „zupa dla psa” się wzięła? Czemu jej nie mają Wymiarki czy Łagów? Bo duży może więcej! I nie ma tak, że otrzymuje się coś z automatu. ZIT powstał w ramach polityki miejskiej, wymuszonej przez Unię Europejską. To fundusze na wspólne działania aglomeracji. Jest tylko jeden warunek – musi być centrum, wokół którego te projekty są realizowane. Bez Zielonej Góry, tych 60 mln euro nikt by nam nie dał. Jeszcze dwa lata temu, gdy zaczynaliśmy proces połączenia, nie było pewne, że pieniądze na ZIT dostaniemy. Wtedy mówiło się o siedmiu, ośmiu wielkich ośrodkach. Musieliśmy walczyć o swoje. Później ta liczba wzrosła do 12 ośrodków, by stanąć na 17.
W naszym województwie mamy dwa takie ZIT – w Gorzowie i Zielonej Górze. Początkowo przeznaczono na nie ok. 40 mln euro. Dzięki negocjacjom i przedstawianym projektom kwota ta wzrosła o połowę – do ok. 60 mln zł. W ten sposób, na naszych oczach, „psia zupa” wzrosła. I nie dlatego, że ktoś w gminie mówił, iż mu się należy. Obrazowo mówiąc - Zielona Góra jest jak wielki lodołamacz, który przebija się przez lody i ciągnie za sobą mniejsze statki. Im jesteśmy silniejsi, tym bardziej wszyscy korzystają. Same statki przez lód się nie przebiją.
- Trzeba się przepychać przez lód. Łokciami?
- Tak, bo otoczenie nie jest korzystne dla miast takiej wielkości jak Zielone Góra. Obok mamy Wrocław, Poznań, dalej jest Szczecin, a za miedzą Berlin. Tam na pewno nie zastanawiają się jak nam pomóc. Wręcz odwrotnie. Polityka państwa też opiera się na wielkich ośrodkach. My, teraz, nareszcie jesteśmy wśród dużych i musimy skorzystać z nadarzających się możliwości. I walczyć również o pieniądze spoza województwa, np. o ok. 400 mln zł na elektryczne autobusy. Tak dobrego i kompleksowego projektu jeszcze nikt w Polsce nie zaproponował. Jestem przekonany, że się z nim przebijemy i za unijne pieniądze wymienimy wszystkie autobusy MZK. Na elektryczne, o wiele tańsze w eksploatacji. Teraz dostaliśmy 18 mln zł na budowę Centrum Nauki Keplera w byłym kinie Wenus. Będzie tam również planetarium. Przecież te inwestycje to korzyść dla nas wszystkich.
Jeżeli dojdzie do zgodnego połączenia, otrzymamy jeszcze od ministra finansów 100 mln zł. To mieszkańcy gminy zadecydują, na co je wydać w swoich sołectwach. Jeszcze nigdy w historii mieszkańcy nie mieli takich realnych możliwości na załatwienie najważniejszych bolączek. Zamiast w 15 czy 20 lat, będzie je można załatwić w pięć lat.
Podczas referendum mieszkańcy gminy będą sobie musieli odpowiedzieć na pytanie: czy myślą o lepszej przyszłości czy też zadowala ich to, co teraz jest.
- Są ludzie, którzy uważają, że teraz jest dobrze i czemu miasto pcha się na wieś? Tylko można na tym stracić.
- Podstawowe pytanie jest następujące – czy „nicnierobienie” jest bezpieczne? Czy od „nicnierobienia” będzie nam lepiej? Spójrzmy na miasto i gminę jako jedną całość. Przecież te organizmy, pomijając granice administracyjne, od dawna funkcjonują jako zintegrowany obszar, w którym miasto jest centrum, a otaczające je wsie zurbanizowanymi dzielnicami. Wszyscy robią w mieście zakupy, chodzą do lekarza, teatru, kina, na widowiska kulturalne i sportowe. Jak wynika z badań, 60 proc. pracujących mieszkańców gminy pracuje w mieście. Nasz los zależy od kondycji miasta. Mamy wspólną komunikację, kanalizację, wywóz śmieci itd. I powinniśmy wspólnie zadbać o naszą przyszłość.
Połączone miasto z gminą będzie też sprawniej funkcjonować. Podam przykład – nasz najważniejszy projekt gospodarczy – Lubuski Park Przemysłowo-Technologiczny, budowany wspólnie przez nas, marszałka i uniwersytet. Dzięki tej dobrej współpracy jest realizowany. Miasto znalazło argumenty, by przekonać marszałka to tego projektu i pieniądze na jego wsparcie. Włożyliśmy tam już kilkadziesiąt milionów złotych, mimo że park leży na terenie gminy. Teraz dalej trzeba teren uzbrajać, ale wójt nie chce się do tego dołożyć. Taka dbałość o przyszłe miejsca pracy go nie interesuje. Niech zrobi to ktoś inny. Sytuacja jest absurdalna. Przyjeżdża inwestor i… głupieje. O inwestycji rozmawia nie tylko z miastem, ale musi również z wójtem i starostą. Jeżeli dojdzie do połączenia, wszystko załatwi w jednym urzędzie.
- Referendum trochę pana zaskoczyło. Radni gminy już nie chcieli z panem dyskutować na temat warunków połączenia.
- Może uznali, że zapisy zawarte w Kontrakcie Zielonogórskim są na tyle dobre, że nie warto nad nimi dyskutować. Ja uważam, że przygotowanie dobrego kontraktu jest obowiązkiem radnych, prezydenta i wójta. Po to nas ludzie wybrali. Unikanie rozmów po trosze oznacza zaprzestanie reprezentowania wyborców. Charakterystyczne, w jaki sposób radni gminni przegłosowali poparcie dla zmiany granic powiatu. Tu niepotrzebne im były konsultacje, referendum, rozmowy z mieszkańcami. Nic. Może dlatego, że przy zmianie granic powiatu nie zmienia się liczba radnych…
- Mamy już święta. Siądzie pan zadowolony do śniadania wielkanocnego?
- Uwielbiam białą kiełbasę, zasmażaną, z czosnkiem. To smakuje mi najbardziej. Zawsze spotykamy się całą rodziną u mojej mamy. Do tego serniki, jabłeczniki, mazurek. Wszystko jest takie syte, że potem zawsze się rodzi koncepcja, by przesunąć obiad w okolice kolacji. Na pewno będę zadowolony. I pewnie trochę zmęczony. Jedzeniem. A korzystając z okazji, chciałbym złożyć życzenia wszystkim mieszkańcom miasta i gminy. Życzę zdrowych i pogodnych Świąt Wielkanocnych, spędzonych w gronie rodziny i przyjaciół. Wszystkiego najlepszego!
- Dziękuję.
Tomasz Czyżniewski