Jak jechać, to tylko po chodniku
- Jak gdzieś pojadę, to od razu zgadują, że ja na wsi mieszkam. Wystarczy, że rzucą okiem na mój samochód. Pani też niech spojrzy. Co widać? Cały błotem obryzgany! – Adam Tomaszuk macha ręką w stroną auta. – Nic dziwnego. Asfalt to jest tylko na głównych drogach, a już na bocznych sam piach. Błoto się robi. I z górki spływa. A jak jeszcze jakiś ciężki sprzęt przejedzie, to zostawia po sobie koleiny. Osobowym autem przez takie wertepy czasem przedrzeć się nie da.
Nietrudno zgadnąć, na co w pierwszej kolejności pan Adam wydałby pieniądze z Funduszu Integracyjnego. – Drogi! – odpowiada bez zająknięcia. Wtórują mu pytani przez nas mieszkańcy. I od razu zaznaczają, że wiedzą, jak sprawy wyglądają. – Bo my przecież wiemy, że zanim kanalizacji i wodociągów tu nie zrobią, to na drogi i chodniki nie ma co liczyć. Logiczne. Ale pomarzyć można – uśmiecha się Danuta Pierucka. Jedną ręką buja spacerówkę. – Chodniki to nasza największa bolączka. Jak tu wózkiem przejechać? Pobocze do niczego, drogą iść trzeba. Chyba nie muszę dodawać, że to niebezpieczne.
Przytakują inne mamy zgromadzone na przystanku w centrum wsi. Przytupują nogami, bo zimno dzisiaj. A na dzieci zaczekać trzeba, bo za chwilę przyjedzie autobus gminny, przywiezie pociechy ze szkoły. – Przecież nie puszczę dziecka samego, żeby szło drogą – dodaje pani Danuta.
- Ja już chyba nie odważę się prawa jazdy zrobić. Dlatego taki pojazd wybrałam. I dobrze mi idzie - Marta Dziadek podjeżdża do nas swoim skuterem, pewnie trzyma kierownicę. - Tylko jest jeden problem.
Niech zgadnę. Drogi? – Nietrudna zagadka, co? – śmieje się pani Marta. – Takim pojazdem po piaszczystych ulicach ciężko przejechać. Dziury, kałuże, to są czasem przeszkody nie do pokonania. Ale jak już pani pyta, co we wsi przydałoby się zrobić, to o, tam jest miejsce, które można by bardziej wykorzystać. Świetlica wiejska. Jakieś kursy urządzić, zajęcia dla najmłodszych, żeby coś się działo. Szczególnie jesienią, zimą, kiedy tak naprawdę nie ma tu co robić.
- Ja to na przykład chciałbym, żeby było gdzie we wsi popływać. Bo ja bardzo lubię pływać – przyznaje Jan Sobieraj. I dodaje: – Ale przecież basenu mi tu nikt nie wybuduje. To może chociaż porządne boisko przydałoby się zrobić. W piłkę chętnie bym pokopał.
Rozmawiamy niedaleko wspomnianej przez panią Martę świetlicy. Odremontowany kilka lat temu budynek robi wrażenie. – O, a jak w środku pięknie – zapewnia Anna Skwarczyńska. – Tylko przydałoby się, żeby sala częściej była mieszkańcom udostępniana. Nie tylko na imprezy, ale na jakieś zwykłe zajęcia. Na przykład plastyczne, dla dzieci. Żeby nie siedziały tylko w domach przed komputerami. Warto im coś w zamian zaproponować.
- Dzieci już teraz uczą się tu gry na instrumentach muzycznych – zaznacza Wioletta Grzezułka, sekretarz Stowarzyszenia na Rzecz Rozwoju Zawady i Krępy. – Tylko sala jest za duża, echo się tworzy i nauczyciele szukają mniejszych pomieszczeń na ćwiczenia. Dlatego marzy nam się, żeby wyremontować pomieszczenie znajdujące się pod sceną. Zrobić do niego wejście od środka. Byłoby tam sporo miejsca i na naukę, i na to, żeby instrumenty złożyć. I szatnia też by się jakaś przydała.
Pani Wioletta podkreśla, że to właśnie sprawy lokalowe byłyby tymi, na które w pierwszej kolejności warto przeznaczyć pieniądze. – Jest taki budynek, tuż przy figurce, nazywamy go betlejemką. Do wyremontowania, na spotkania dla młodzieży, starszych – wylicza. – Zresztą, my jako stowarzyszenie działamy już od 2004 roku, dokumentów i sprzętu przybywa. Trzymamy to wszystko w prywatnych domach, bo do tej pory nie doczekaliśmy się żadnego kąta na siedzibę. A tu ludzi, którym chce się coś robić jest znacznie więcej, wystarczy wspomnieć choćby panie z Koła Gospodyń Wiejskich, Radę Sołecką...
Pani sekretarz Stowarzyszenia przyznaje rację mieszkańcom i sołtysowi, którzy wskazują potrzebę zrobienia boiska, placu wiejskiego. – Ten nasz plac festynowy potrzebuje jeszcze czegoś w rodzaju rozprowadzenia prądu. Bo teraz na czas imprez pożyczamy go od mieszkańców – dodaje.
Takich miejsc, które funkcjonują i spełniają swoją rolę, jest w Krępie więcej. A każde z takich miejsc można by jeszcze doposażyć, dopieścić. – O tak, choćby taki plac zabaw. Mamy z dziećmi chętnie tu przychodzą, bo zabawki są nowe, bezpieczne, czyściutko jest. A tuż obok rośnie lasek, który dałoby się zagospodarować. Jakieś ławeczki postawić – sugeruje W. Grzezułka. – Naszym wielkim marzeniem jest też oczywiście odbudowanie przystani na Odrze, bo ludzie tu chętnie przyjeżdżają. Z Zawady, z Zielonej Góry. Ruch w sezonie jest bardzo duży.
I tu znów kłania się sprawa dróg i chodników. – Cywilizowane połączenie z miastem i Zawadą bardzo by się przydało. Najlepiej chodnik ze ścieżką rowerową. Pamiętam czasy, kiedy droga z Zielonej Góry do Łężycy taka była, że dwa auta ledwo się mijały. A teraz? Piękny trakt do Czarkowa wiedzie. Tylko u nas tak jakoś biednie nadal. Trzeci świat – dodaje pani Wioletta.
Daria Śliwińska-Pawlak