Zielonogórzanka prasuje najlepiej na świecie
Ewa Michalewicz szukała pomysłów na biznes i troszkę przez przypadek została właścicielką pralni na telefon, na os. Mazurskim. Przyznaje, że nie miała o tym biznesie zielonego pojęcia. Uśmiechnął się do niej los, kiedy poznała Magdę Syrojeszko, która o doprowadzaniu do ładu koszul i spodni wie prawie wszystko, zawodowe szlify zdobywała nawet za granicą.
Spotykamy się z paniami. Od M. Syrojeszko bije skromność. Uśmiecha się nieśmiało, jakby naprawdę zastanawiała się, czy to o niej mowa. A przecież w nagrodę za mistrzostwo dostała 10 tysięcy złotych, a pralnia profesjonalny stół do prasowania! Ale po kolei. E. Michalewicz o konkursie dowiedziała się z mediów społecznościowych. Pomyślała, że pani Magda ma szansę, żeby zaistnieć w Warszawie, w rywalizacji mistrzów żelazka.
– Jest pracowita i ambitna, a prasowanie to jej pasja – mówi E. Michalewicz. – Jest jednak bardzo skromna, nie docenia swojego talentu. Tymczasem klientki chwalą, że jak Magda wyprasuje, to mucha nie siada. Niektóre oszukują mężów mówiąc, że to one wyprasowały te koszule.
– Wkładam w to serce – przyznaje pani Magda, którą do stolicy trzeba było wyciągać za uszy. Emocje były tym większe, że poleciała samolotem pierwszy raz w życiu. – Bałam się nie tylko tej podróży z Babimostu, ale i konkurentów – opowiada mistrzyni. – Rywalizowałam z panami, mistrzem i wicemistrzem świata z 2008 r. Pomyślałam, że z nimi to nie mam szans.
Zielonogórska pralnia w zawodach jako jedyna reprezentowała woj. lubuskie. Organizatorzy pozwolili uczestnikom przyjechać dzień wcześniej, żeby wypróbować sprzęt. Nasza reprezentantka jednak nie skorzystała z takiej możliwości. Na miejscu już się nie stresowała, nie było presji na dobry wynik.
– Na treningach Magda prasowała koszulę w 2 minuty i 15 sekund – wyjaśnia E. Michalewicz. – W eliminacjach niektórym ta czynność zajmowała dwa razy więcej czasu, dlatego powiedziałem Magdzie, żeby się nie stresowała.
Pani Magda eliminacje przeszła jak burza. Zajęła trzecie miejsce z wynikiem 55 punktów na 60 możliwych. Wyprzedziło ją dwóch panów. W finale brzydsza płeć, o dziwo, też miała przewagę. 52 uczestników dostało 9 minut na wyprasowanie koszuli i spodni. M. Syrojeszko zajęło to zaledwie 7,5 minuty. Do finału weszła z najlepszym czasem. Międzynarodowe jury punkty przyznawało za szybkość, technikę pracy (pani Magda dostała dwie „dwudziestki”!) i jakość wykonania.
W finale trzeba było wyprasować koszulę lnianą, spodnie i marynarkę. Jury utrudniło zadanie, rzeczy były bardzo zgniecione. M. Syrojeszko nie była z siebie zadowolona. – Na jednym boku rękawa marynarki zrobiłam „zagniot” – przyznaje. – Ekspert był surowy, sprawdzał nawet kanty.
Pani Magda nie dała jednak nikomu szans. Jej dzieło, poza jednym zagiętym kantem, było bliski perfekcji. Następnego dnia po zawodach, zamiast świętować, skoro świt stawiła się do pracy. Bo przecież koszule same się nie wyprasują. W pralni pojawił się za to szampan. A na ulotkach reklamowych i w mediach społecznościowych będzie wzmianka, że w zielonogórskiej pralni pracuje mistrzyni.
– Dobrze, że los postawił nas sobie na drodze, bo chyba dodałam Magdzie wiary w siebie. To bardzo dobry człowiek, jak mało kto zasłużyła na wygraną – przekonuje E. Michalewicz. – A jej praca jest ciężka i niedoceniana. Z żelazkiem czasem stoi się 12 godzin dziennie. Ludzie nie lubią za taką usługę płacić, bo każdemu się wydaje, że prasowanie to żaden problem.
– Za rok jedziemy bronić tytułu! – zapowiadają obie panie.
(rk)