Zapaść polskich miast

23 Styczeń 2015
Nie ma co udawać – polskie miasta się wyludniają. Jak twierdzą demografowie, liczba mieszkańców największych miast do roku 2050 skurczy się o 20 proc. To dramat. Jak na tym tle wypada Zielona Góra? Dobrze. Z danych GUS wynika, że jesteśmy w gronie najbardziej atrakcyjnych miast w kraju.

Prognozy demograficzne są bardzo ważne, bo w przybliżeniu pozwalają ocenić, jak będzie wyglądała przyszłość. Jeżeli miasta będą się nadmiernie wyludniać, to trudno im będzie utrzymać dotychczasowe funkcje obsługi ludności. Tak było np. w Cottbus. Dlatego władze Brandenburgii administracyjnie przesunęły granice miasta. Dzięki temu można tam utrzymać dotychczasowy poziom usług.

Za 35 lat z grona wielkich miast, powyżej pół miliona mieszkańców, wypadnie Łódź i Poznań. Tylko w tym pierwszym mieście „wyparuje” 220 tys. mieszkańców (dzisiaj w Łodzi mieszka 705 tys. osób). W Poznaniu, liczącym dzisiaj 545 tys. mieszkańców, w 2050 r. zostanie tylko 402 tys. ludzi.

Skąd te dane? Główny Urząd Statystyczny co kilka lat sporządza prognozę ludności. Najnowsza dotyczy okresu do 2050 r. W Polsce będzie wówczas mieszkać 33 mln 951 tys. ludzi. W porównaniu do roku 2013 oznacza to spadek o 4,55 mln osób, czyli o 12 proc. Oprócz ujemnego przyrostu naturalnego obserwować będziemy postępujące starzenie się społeczeństwa. Osoby powyżej 65 lat będą stanowiły prawie 1/3 populacji.

Pod koniec grudnia, GUS opublikował kolejne dane demograficzne, tym razem dotyczące regionów i największych miast. Ujął w nich prognozę dla 66 największych polskich miast funkcjonujących na prawach powiatu. Mieszka w nich 12,6 mln obywateli. Wśród tych miast jest również Zielona Góra i Gorzów Wlkp.

Wielkie spadki

Według GUS, w 2050 r. tylko dwa miasta będą ludniejsze niż dzisiaj. To Warszawa i Rzeszów. W stolicy Polski przybędzie ok. 40 tys. mieszkańców (wzrost o 2,3 proc.). Natomiast stolica Podkarpacia odnotuje wzrost o 1,6 proc., czyli o ok. 3 tys. osób. To premia za najbliższe lata, w których Rzeszów, jako jedno z nielicznych miast wciąż będzie miał dodatni przyrost naturalny. I nadal będzie atrakcyjnym miastem do osiedlania się. To jeden z efektów polityki rozszerzania granic miasta.

Gdzie indziej nie będzie już tak różowo. Miasta walczą głównie o to, by odpływ ludności był jak najwolniejszy.

Jednak w wielu przypadkach sytuacja wygląda wręcz dramatycznie. Miastem, które najwięcej straci, jest Konin – nr 1 w tabeli spadków. Liczba jego mieszkańców skurczy się o 40,4 proc. Dramat. Z grona miast stutysięcznych wypadnie Opole, które jeszcze w 2000 r. miało 130 tys. mieszkańców. Będzie mniejsze od Zielonej Góry.

Według prognozy GUS, liczba mieszkańców Bydgoszczy spadnie z 357 tys. do 262 tys., w Kielcach z 198,5 do 138 tys., w Lublinie z 342 do 265 tys., w Toruniu z 202 tys. do prawie 158 tys. O 1/3 zmaleje ludność Katowic - z 302 tys. do 208 tys. mieszkańców.

Gorzów zostawiamy w tyle

Na tym tle sytuacja Zielonej Góry wypada znakomicie – spadek wyniesie tylko 10 proc., co daje nam szóstą pozycję w Polsce. Lepsze od nas są tylko: Warszawa, Rzeszów, Kraków, Gdańsk i Chorzów. UWAGA! Wszystkie te dane dotyczą prognoz sprzed połączenia, czyli nie uwzględniają mieszkańców dzisiejszej dzielnicy Nowe Miasto, dawnej gminy Zielona Góra. Bez tej zmiany, Zielona Góra jest 31 miastem w Polsce, przynajmniej co do wielkości. Za 35 lat przesunie się na 25 pozycję, uwzględniając mieszkańców Nowego Miasta może się zbliżyć do pierwszej dwudziestki.

Jak to się ma do naszego sąsiada z północy? Nawet bez połączenia, w 2050 r. Zielona Góra byłaby większa od Gorzowa. Dlaczego? Bo północna stolica województwa „zwija” się szybciej – spadek o 18,6 proc. W 2050 r. ma mieć 101 tys. mieszkańców (u nas bez połączenia – 106,5).

- Bez przesady. Przecież z Zielonej wszyscy wyjeżdżają – będą oponować sceptycy. To skąd ten dobry wynik? Sprawdźmy kolejne tabele prezentowane przez GUS. Najciekawsza jest ta dotycząca migracji wewnętrznej, czyli pokazująca, ile osób do danego miasta przyjeżdża a ile z niego wyjeżdża (bez emigracji za granicę).

Tu znowu Zielona Góra odbiega od większości miast. Na plus. Wyobraźcie sobie - na 66 diagnozowanych miast tylko w ośmiu bilans migracji wewnętrznej jest dodatni. Tylko w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Rzeszowie, Gdańsku, Chorzowie, Świnoujściu i… Zielonej Górze więcej osób się osiedla niż z nich wyjeżdża. Tu spadki ludności spowodowane są jedynie ujemnym przyrostem naturalnym – więcej nas umiera niż się rodzi.

Ważna migracja

Saldo migracji to bardzo ważna informacja. Pokazuje, że Zielona Góra jest i prawdopodobnie będzie miastem, które wciąż przyciąga nowych mieszkańców. Jeżeli chcemy te tendencje utrzymać, wciąż musimy dbać o podnoszenie jakości życia w mieście. I wciąż musimy w nie inwestować. W przypadku naszego miasta prognoza przewiduje, że nadwyżka przyjeżdżających nad wyjeżdżającymi wyniesie 1.386 osób. To 10 razy mniej niż we Wrocławiu, ale w Poznaniu ten bilans wynosi minus 70 tys. Tu jednak duży odpływ ludności to wynik przeprowadzki do ościennych gmin.

Podobne zjawisko występuje w naszym województwie. W 2050 r. tylko w dwóch powiatach będzie więcej mieszkańców: w ziemskim gorzowskim i zielonogórskim. To wynik ruchu z miast na wieś. W pow. zielonogórskim większość tego ruchu generowała się w dawnej gminie Zielona Góra. Teraz część tych przeprowadzek zamknie się w wielkiej Zielonej Górze. Czy to oznacza, że powiększona Zielona Góra może nawet rosnąć? Tego nie wie nikt. GUS nie opublikował prognoz dla gmin.

Tomasz Czyżniewski

 

KOMENTARZ - CZYNNIKÓW JEST WIELE
Prof. Czesław Osękowski:
- Nie ma jednego czynnika powodującego, że te spadki są u nas mniejsze niż w reszcie kraju. Dla mieszkańców województwa, Zielona Góra jest wciąż atrakcyjnym centrum akademickim, kulturalnym i gospodarczym. Oferujemy wyższą jakość życia niż otoczenie. I o to musimy wciąż dbać. Oferować coraz wyższy standard. Lepszą komunikację, rozrywkę, opiekę zdrowotną i miejsca pracy. Połączenie miasta z gminą jest jednym z czynników to ułatwiających i zapobiegających ubytkowi ludności.