"Rafale, Ty jedziesz tutaj zawsze z nami"
Symbolika niesamowita. Żużlowy wieczór i ekstraligowe ściganie miało poprzedzić wspomnienie Rafała Kurmańskiego. Pogoda krzyżowała szyki. Minuta ciszy miała być na prezentacji, tę jednak z uwagi na niepewną pogodę odwołano. Moment dla Kurmanka nadszedł po próbie toru. Chwilę zadumy dopełniła oprawa kibiców, którzy po tym, jak stadion pogrążył się w ciszy, zaczęli skandować imię i nazwisko idola. Był kandydatem na jedną z legend zielonogórskiego żużla, którego młodszym fanom nie było dane zobaczyć na żywo.
W chwili upamiętnienia żużlowca, z ciemnych chmur podświetlanych błyskawicami, lunęło. Ścigania nie było, wieczór wyglądał tak, jakby był zarezerwowany tylko dla Kurmanka.
Widział wszystko
Symbolika niesamowita. To właśnie przeciwko Włókniarzowi żużlowiec odjechał swój ostatni ligowy mecz na domowym torze. 25 kwietnia 2004 r. zielonogórska drużyna przegrała 42:48, a Kurmański trapiony problemami sprzętowymi zdobył 7 punktów z bonusem w sześciu startach, w jednym z występów notując defekt. Następny mecz, który odbył się w Zielonej Górze, był już bez Kurmanka. Spotkanie z Unią Leszno odbyło się nazajutrz po tragicznej nocy. Wielu kibiców wspomina, że takiej ciszy na stadionie w trakcie meczów nie doświadczyli nigdy później. A żużlowcy? - Przydusiło nas wtedy bardzo - mówi Andrzej Huszcza, jeden z uczestników tamtego spotkania. - Sam nie wiem, jak to się stało, że myśmy pojechali. Do tego jeszcze przegraliśmy - dodaje legenda Falubazu. A jeździeckie umiejętności Kurmańskiego kwituje: - On był niemożliwy! Zawsze miał czas na torze, żeby się obejrzeć i pomóc.
Symbolika niesamowita. Równo dwa miesiące wcześniej w szpitalu zmarł Robert Dados, który kolejny raz targnął się na swoje życie tydzień wcześniej. - Pamiętam, jak Rafał zadzwonił do mnie po śmierci Roberta Dadosa i był zdruzgotany, nie wierzył, jak mogło do tego dojść - wspomina Marek Staniszewski, dziennikarz Radia Zachód, relacjonujący wiele spotkań z udziałem zielonogórskich żużlowców. Relację z Kurmankiem określił mianem bliskiej. - W tych ostatnich miesiącach miał „doła”, także sportowego. Wiem, że przez chwilę korzystał z pomocy psychologa, ale odrzucił to. Zabrakło tej pomocy, by wyprostować pewne sprawy.
Najpierw Kurmanek, potem Romanek
To był tragiczny rok na polskich torach, otworzył puszkę Pandory, bo na początku czerwca 2006 r. życie postanowił zakończyć niespełna 23-letni Łukasz Romanek. Na zdjęciu, które prezentujemy stoi po prawej od Rafała Kurmańskiego. Zresztą zdjęciowe archiwa jeszcze kilka razy tych żużlowców przy sobie skojarzą, jak nie na prezentacji, to na odprawie i na podium. Tak się złożyło, że obaj swój największy indywidualny sukces celebrowali w tych samych zawodach - Mistrzostwach Europy Juniorów do lat 19 w Pardubicach w 2001 r. Romanek wygrał, Kurmanek był drugi, wygrywając „dodatek” o srebro. W sierpniu 2018 r. odszedł Tomasz Jędrzejak. Po latach te żużlowe dramaty diagnozowane są już bez tabu - depresja.
Symbolika niesamowita. Niemal każdy zapytany o wspomnienie dotyczące Kurmańskiego wspomina bez zastanowienia, gdzie „zastała” go tragiczna wiadomość. Maciej Noskowicz, który dziś żużlowe zmagania komentuje na antenie Canal+, wtedy pracował w radio. O śmierci powiedział mu jeden z kolegów w redakcji, gdy przyszedł po sprzęt do nagrywania. - Ludzie wtedy dowiadywali się pocztą pantoflową. Nie było mediów społecznościowych. Nastrój niedowierzania to było coś, czego dzisiaj nie da się uchwycić słowem. Byłem wtedy młodym dziennikarzem, który znalazł się na grafiku, by wieczorem poprowadzić takie sportowe podsumowanie weekendu. Pytałem swojego kierownika, jak ja mam to poprowadzić, z niemałą bezradnością. Kierownik, którym był Marcin Nowak, powiedział mi: „Zrób to tak, jak czujesz”. Dla mnie to było też przeżycie, bo to był mój kolega. Pamiętam, jak zadzwonił do radia zapłakany nauczyciel Rafała. Niesamowity ładunek emocjonalny miał ten program.
Powinien jeszcze jeździć
Symbolika niesamowita. Żużlowcy zielonogórskiego klubu, wówczas jako drużyna balansowali na granicy najwyższej klasy rozgrywkowej i jej zaplecza. Kurmanek zdawał się być ostatnią nadzieją na odbudowanie potęgi. W tragicznym 2004 r. klub utrzymał się w gronie najlepszych po barażach, spadł rok później. Niewielu wówczas mogło przypuszczać, że pięć lat później drużyna będzie na szczycie. Przecież w 2009 r. Falubaz został Drużynowym Mistrzem Polski. Wielu kibicom na tym podium brakowało Rafała Kurmańskiego. Podobną refleksję miał Robert Dowhan, ówczesny prezes zielonogórskiego klubu.:- Zastanawiałem się zawsze, jakby się potoczyły losy klubu z Rafałem. Gdyby on był, praktycznie mielibyśmy drużynę w całości złożoną z wychowanków. Ten sukces też dedykowaliśmy m.in. jemu. Powinien być tu z nami, może nawet jeszcze jeździć, jak jego rówieśnik, Jarek Hampel.
Marcin Krzywicki