Powstała książka o zielonogórskich kabaretach

16 Marzec 2018
- Zielonogórskie kabarety raczej nie podejmują politycznej tematyki. I jeśli podejmują tematykę obyczajową, to raczej w subtelnej formie – przekonuje Aleksandra Mrówka Łobodzińska.

- Jak się powinno pisać o kabaretach: poważnie czy wesoło?
Aleksandra Mrówka Łobodzińska, autorka książek o zielonogórskim życiu kulturalnym: - Jeśli mowa o zielonogórskich kabaretach, to przede wszystkim warto oddać głos twórcom. Sami powinni opowiedzieć o swej ciężkiej pracy. Takie też założenie przyjęłam z Marcinem Olechnowskim, współautorem naszej książki „Historia Zielonogórskiego Zagłębia Kabaretowego”. Pisząc tę historię, świadomie zrezygnowaliśmy z naukowej metodologii, np. z przypisów. To wywiad-rzeka. Chodziło nam o wywołanie wrażenia, że to czytelnik prowadzi rozmowę z naszymi bohaterami.

- Skąd się wzięła nazwa Zielonogórskie Zagłębie Kabaretowe?
- Autorem jest Piotr Bałtroczyk, który wiele lat temu, chyba podczas jednego z krakowskich Przeglądów Amatorskich Kabaretów PaKA, po raz pierwszy w ten żartobliwy sposób opisał fenomen zielonogórskich kabaretów. Według niego, o ile dobrze pamiętam, na Śląsku wydobywa się węgiel, a w Zielonej Górze – kabarety.

- Ilu kabaretów doliczyli się autorzy książki o ZZK?
- Trudno policzyć. Stałych formacji było ok. 50. Obok nich, w studenckim klubie Gęba, bardzo często miały miejsce improwizowane wydarzenia kabaretowe, które przetrwały tylko jeden wieczór.

- Które z nich wyszły poza premierę pierwszego programu?
- Większość, na pewno legendarny Potem oraz istniejące do dziś zespoły: CIACH, Jurki czy Hrabi. Z młodszych kabaretów, tytułem przykładu, wymienię Nowaki, K2 i Zalotkę. Ale integralnym i zarazem bardzo popularnym elementem ZZK są także programy w mieszanych składach, improwizacja oraz pokazy w formule stand up, czyli komediowego monologu. Jest tego dużo.

- Gdyby miała pani jednym zdaniem podsumować legendę zielonogórskiego kabaretu, co by pani napisała?
- ZZK to nie szacowna legenda, tylko wciąż żywe i autentyczne zjawisko. A wracając do pańskiego pytania – lata mijają, pojawiają się nowe pokolenia twórców, ale animatorzy ZZK wciąż chcą być razem, by dyskutować, bawić się czy ćwiczyć nowe numery. Kabaret był i jest dla nich znakomitym sposobem na ucieczkę od rzeczywistości. Zarazem muszę przyznać, że powoli zmienia się styl bycia samego środowiska studenckiego. Przez kolejne dekady w mateczniku zielonogórskiego kabaretu, czyli w klubie Gęba, było na ogół tłoczno. Obecnych studentów bardziej interesuje aktywność w internecie niż na kabaretowej scenie.

- Co wyróżnia „nasze” kabarety?
- Zielonogórskie kabarety raczej nie podejmują politycznej tematyki, unikają prostych scenicznych chwytów i szarży, czyli przysłowiowego walenia młotem po oczach. Za to nie stronią od poetyki absurdu i żonglerki literackimi konwencjami. I jeśli już podejmują obyczajową tematykę, to raczej w subtelnej formie.

- Na telewizyjnym ekranie widać czasami straszne rzeczy...
- Kabarety w warunkach klubowych często przedstawiają ten sam sceniczny numer zupełnie inaczej, niż podczas dużej realizacji telewizyjnej. W obu przypadkach rządzą odmienne prawa, no i widownia jest często bardzo odmienna... Ale zielonogórskie kabarety, nawet podczas telewizyjnych programów, charakteryzują się estetycznym umiarem. To jedna z cech odróżniających nasze zespoły od „reszty świata” (śmiech).

- Wiemy już, co łączy ZZK, a co dzieli?
- Przygotowując książkę, przeprowadziliśmy ponad 60 rozmów z naszymi kabareciarzami i mogę powiedzieć, że nie dostrzegliśmy żadnych głębokich animozji, które mogłyby podzielić to środowisko. Jeśli się różnią, to głównie podejściem do tworzenia tekstów lub nowinek technicznych.

- Gdzie będzie można zdobyć waszą książkę?
- W ten piątek, 16 marca, w Muzeum Ziemi Lubuskiej, al. Niepodległości 15, godz. 17.00, najpierw otworzymy wernisaż fotogramów wykonanych przez fanów zielonogórskich kabaretów. Potem zaprosimy na spotkanie autorskie, podczas którego zaprezentujemy naszą książkę. Nakład niewielki – około 250 sztuk. Zapraszam serdecznie, wstęp wolny.

- Dziękuję.
Piotr Maksymczak