Na spacer? – do Ogrodu Botanicznego

2 Kwiecień 2015
- Jeśli wystrzelą pąki w klonie czerwonym, to znak, że zima bezpowrotnie odeszła – Sebastian Pilichowski delikatnie nagina gałązkę w moim kierunku. Rubinowe listki łaskoczą w nos. O tak, wiosna na dobre zagościła w Ogrodzie Botanicznym! Sprawdźcie sami.

To nic, że za chwilę deszcz zmusi mnie do zakrycia obiektywu, że wiatr będzie szarpał kartki notesu, w którym pilnie notuję nazwy roślin. Taki po prostu jest kwiecień. – A naprawdę, wystarczyłoby parę słonecznych dni i spacerowałaby pani po zupełnie innym ogrodzie – uśmiecha się mój przewodnik, Sebastian Pilichowski, pracownik Ogrodu Botanicznego Uniwersytetu Zielonogórskiego, doktorant na uczelni.

Cała moja wyprawa wzięła się z tęsknoty za wiosną. Może tu ją znajdę? Uzbroiłam się w fotograficzny aparat, choć bez większej nadziei na jego użycie. Przecież ujęcia zdominują wczesnowiosenne zielenie, brązy, szarości… Nuda. Czego innego mogę się tu spodziewać? – Kolorów! Proszę się rozejrzeć! – pan Sebastian zatacza ręką dookoła. Ma rację! Już pstrykam zdjęcia jak szalona. Kto by pomyślał… A opiekun tego barwnego świata, ukrytego w lesie, przy ul. Botanicznej, zaczyna odkrywać przede mną jego kolejne cudowności.

Już wiem, wczesna wiosna mieni się różem, czasem bledszym, z kroplą bieli, innym razem wpadającym niemal w dostojną purpurę – mijamy kalinę wonną, wiśnię „Spire”, podziwiamy wielkie pąki magnolii gwiaździstej. Te ostatnie wyglądają, jakby miały zaraz wystrzelić! – Bo tu niedługo będzie ogromne bum! Wszystko wybuchnie! – naukowiec nie ukrywa zadowolenia. – Pani mówi o budzeniu się przyrody? Ja bym powiedział, że jesteśmy już w trakcie pożywnego śniadania. Pełnego barw i zapachów.

Trudno się nie zgodzić, kiedy na suto zastawionym stole mamy takie smaczki jak choćby leszczynowce – skąpane w girlandach delikatnych żółci, niedaleko stachiurek w podobnym odcieniu i popularnej w wielu ogródkach złocistej forsycji. Jakby dla kontrastu, niebieskim dywanem kładą się cebulice syberyjskie i już wystawiają główki spod ziemi granatowe szafirki. Pod stopami rozwija się prawdziwa tęcza, kiedy trafiam na zakątek tulipanów. Moc ich barwy tonują wszechobecne, niewinnie białe zawilce.

Słychać bzyczenie? Nie wierzę, pieris japoński ma gości! Nie zważając na silne podmuchy wiatru, pracowite pszczoły uwijają się pośród girland jasnych kwiatów. Niedaleko, na gałązkach derenia przysiadł czarny ptaszek z jaskrawym dziobem. - To pan kos! – wyjaśnia S. Pilichowski. – Zbudował już gniazdo i czeka na brunatną panią kosową. Zwierząt w ogrodzie spotkamy więcej. Są ptasi lokatorzy: m.in. bogatki, sójki, sroki. I masa osobników, którzy czynią roślinom szkody: ślimaki, pomrowy, krety, zdarza się, że dziki sforsują ogrodzenie.

Słońce nieśmiało za nami podąża, gdy przyglądamy się oczarom. Dotykam tych magicznych roślin, z których niektóre kwitną zimą i czuję, że mój tekst dryfuje w stronę poezji. A powinien być raczej tekstem o lekkim zabarwieniu... erotycznym. Bo jak sklasyfikować te nabrzmiałe pąki, strzelające liście, eksplodujące kwiaty wabiące słodkim zapachem? Eros w czystej postaci. Esencja życia. Wiosna.

- Pani, widzę, mocno uległa czarowi tej pory roku. Ja jednak twierdzę, że ogród jest zachwycający w każdym momencie – dodaje mój przewodnik. – Warto tu zaglądać regularnie, by zobaczyć coś wyjątkowego, ulotnego, dostępnego tylko przez moment. Za chwilę tego nie będzie. Przekwitnie, zmieni kolor, zgubi liście… Zmieni się. I to jest cudowne.

Zajrzyjcie do tego magicznego świata. Zatrzymajcie się na chwilę przy porzeczce krwistej, potrzyjcie palcami listki, powąchajcie. Tu nie ma miejsca na pośpiech.

Ogród zaprasza codziennie. Także w święta. W kwietniu i w maju od godz. 9.00 do 19.00.

Daria Śliwińska-Pawlak