Jubilat CRS - nasza perełka i duma
- Pamięta pan pierwszą wizytę w gotowym CRS?
Robert Jagiełowicz: - Ciężko mi powiedzieć, że to było „wow”, bo codziennie, od początku uczestniczyłem w procesie budowy. Raz nawet z dźwigu udało mi się obejrzeć jak inwestycja postępuje. Od podpisania umowy do momentu otwarcia obiektu minęło 20 miesięcy. Mogę powiedzieć, że widziałem przyklejanie każdej płytki. Pamiętam, że pomagaliśmy się wyprowadzać ostatnim lokatorom dawnej giełdy, mniej więcej z miejsca dzisiejszych zjeżdżalni. Następnego dnia już podpisywaliśmy umowę z wykonawcą…
- Jakie były największe problemy z inwestycją?
- Pierwszy przetarg na projekt się nie udał. Czas nas gonił. Wpadliśmy z prezydentem na pomysł, żeby zrobić to w formule zaprojektuj-wybuduj. Jeździliśmy z szefem po Polsce i sprawdzaliśmy, jak funkcjonują inne obiekty. W tzw. międzyczasie nanosiliśmy jeszcze zmiany do Programu Funkcjonalno Użytkowego. Tu, gdzie dziś jest siłownia miała być kręgielnia. Po wizycie we Wrocławiu, gdzie zobaczyliśmy fajną siłownię stwierdziliśmy, że u nas też będzie potrzebna.
- Cieszymy się z tego, że mamy halę na prawie 5 tys. miejsc, choć ta wielkość nie była wcale tak oczywista.
- Miał być obiekt na 4 tysiące osób, czyli 3 tysiące stałe plus tysiąc rozkładany. Po trudnych rozmowach udało się doprowadzić do tego, że mamy dziś obiekt na 5 tysięcy. Na tamten czas i na teraz uważam, że to wielkość optymalna dla naszego miasta. Obiekt na kilkanaście tysięcy osób byłby dla Zielonej Góry za duży. Szczerze mówiąc, wiele nauki wyniosłem z tej inwestycji. Poznałem też wielu życzliwych ludzi. Życzliwych tej inwestycji. To był fajny okres w moim życiu. Ciężki, ale fajny.
- Jaka była pierwsza impreza tuż po otwarciu?
- O ile dobrze pamiętam, to był camp Marcina Gortata. To były wakacje. Do naszego nowego obiektu przyjechał gracz NBA! Kilka miesięcy później odbył się pierwszy mecz reprezentacji, Polska-Rumunia, grudzień 2010 (w piłce ręcznej - dop. mk).
- Niesamowicie zbiegło się to z rosnącą siłą koszykarzy. CRS i nowożytna era koszykówki, pełna sukcesów, to nieodłączne małżeństwo.
- Wszystko też temu było podporządkowane i to kolejna rzecz, która wspólnie nam się udała. Ciężka praca nasza, ale i koszykarzy, którzy musieli ten awans wywalczyć. Rok wcześniej byli już bliscy awansu, ale wtedy im się nie udało. Może to i dobrze, bo spotkaliśmy się w jednym miejscu…
- Która z imprez w hali CRS najbardziej utkwiła panu w pamięci?
- Tych imprez było tak dużo, że ciężko coś wybrać. W koszykówce to wizyta FC Barcelona i CSKA Moskwa, w siatkówce to Memoriał Huberta Wagnera, Grand Prix siatkarek. Ostatnio dowiedziałem się, że to jedyna impreza w żeńskiej siatkówce, na której był komplet publiczności. Przez wszystkie trzy dni! Pod względem prestiżu i wymagań, to jednak największy był mecz polskich tenisistek ze Szwajcarkami. Przyjeżdżały różne delegacje, żeby sprawdzić, czy podołamy. Nikomu to nie pasowało. Małe miasto, a wymagania wielkie. Szef szwajcarskiej federacji tenisowej i kandydat na szefa światowej federacji gdy wyjeżdżał, powiedział, że chętnie tu wróci. Tak mu się podobało. Miło wspominam też spotkanie z Mariuszem Pudzianowskim. Rozmawialiśmy podczas gali KSW, nie mógł uwierzyć, że ten obiekt ma tyle lat i dalej jest taki czysty i zadbany. A ja wiele razy podkreślam, że to komplement dla moich ludzi. Mamy tu wspaniałą ekipę, dzięki której CRS jest tak znany i tak chętnie odwiedzany. Mamy w mieście perełkę i dumę.
- A chwile grozy były?
- Wiele się działo. Kiedyś ktoś nam włączył alarm, tzw. ROP-a (ręczny ostrzegacz pożarowy - dop. mk). Nikt nie zareagował. Koszykarze grali, kibice oglądali mecz. Dobrze, że nasza reakcja była szybka, nikomu nic się nie stało, winny został później złapany.
- Planujecie jakieś uroczystości jubileuszowe? Pewnie byłoby hucznie, gdyby nie koronawirus?
- Planujemy, żeby połączyć 10-lecie CRS z otwarciem parku w Zatoniu. Może uda się to wspólnie zorganizować. Jeśli nie, poczekamy. Co się odwlecze, to nie uciecze. Ostatnio siatkarscy działacze też o to pytali, bo mówili, że chętnie by nas odwiedzili z gratulacjami. Czekamy, co się wydarzy.
- Zielona Góra „rozpływała się” dzięki pływalni w CRS?
- Wszyscy pracownicy MOSiR-u mogą być dumni z tego, co zostało zrobione. Podczas lekcji, które się tu odbywały i odbywają tysiące osób nauczyły się pływać. Wśród nich mnóstwo dzieci. Wyjeżdżając na wakacje, jesteśmy spokojniejsi o nasze pociechy, bo one są bezpieczniejsze. Dorośli również. Mam kolegę, którego mama nauczyła się pływać w wieku 70 lat!
- Jakie są plany na kolejne lata dotyczące całego obiektu?
- Ostatnio sporo energii włożyliśmy w sprawy remontowe, minęło już 10 lat. Powtórzę, CRS to perełka, o którą trzeba dbać. Nadal staramy się o ważne imprezy dla miasta, przykładem choćby najbliższe mecze siatkarzy z reprezentacją Niemiec. Będziemy starali się trzymać wysoki poziom zarówno w hali, jak i na basenie.
- Czego życzyć jubilatowi?
- Aby pandemia się skończyła, bo wtedy, drodzy zielonogórzanie, nie będziecie mieli wolnego czasu. Tyle będzie się tu działo! Mam takie zapotrzebowanie na halę i basen, że w ciągu najbliższego roku niczego nie wciśniemy. Mamy przygotowanych mnóstwo atrakcji.
- Dziękuję.
Marcin Krzywicki
CRS w liczbach
HALA
5 tys. pojemności
52x32 m wymiary płyty areny głównej
506 imprez sportowych, w tym 281 meczów koszykówki
171 wydarzeń kulturalnych
BASEN
4,6 mln odwiedzających
1600 gości dziennie
1850 mkw. wody w nieckach
5,5 tys. dzieci i dorosłych nauczyło się pływać