Jak z eobuwie.pl buty jadą do klientów
Chodzi o internetowy sklep eobuwie.pl, którego główna siedziba od niedawna mieści się w Nowym Kisielinie, w Lubuskim Parku Przemysłowo-Technologicznym.
- Właśnie kupiłem u was, przez internet, parę fajnych tenisówek. Za ile godzin wyślecie ją do mojego domu? – w progu firmy pytam Marcina Zduńczyka, dyrektora marketingu.
- Jeżeli zapłacił pan np. przez PayPal lub wybrał płatność przy odbiorze, to zamówienie automatycznie idzie do realizacji – odpowiada M. Zduńczyk. – Piotrze, jaki mamy czas na realizację zamówienia?
- Około czterech minut - od momentu przyjęcia zlecenia, do chwili zapakowania butów – odpowiada Piotr Zwirecki, kierownik logistyki.
Cztery minuty? Myślę, że w cztery minuty to nie dojdziemy do końca hali, ale nie zdradzam głośno swoich wątpliwości.
Centrum logistyczne w Nowym Kisielinie pełną parą działa od lutego. Wtedy wprowadzili się tutaj ostatni pracownicy. Ponad hektar pod dachem. Blisko 400 pracowników. Z tego 60 osób pracuje jeszcze w fili przy ul. Dekoracyjnej, gdzie przyjmowane są zwroty i 30 osób na Chynowie, gdzie znajduje się studio fotograficzne. Tam na potrzeby firmy fotografowane są buty sprzedawane przez eobuwie.
Idziemy na halę. Ma ponad 100 metrów długości i kilkanaście wysokości. Właśnie na rampie skończył się wyładunek butów przywiezionych od producentów. Najpierw trafiają one do działu przyjmowania.
- Tutaj każda partia obuwia jest sprawdzana i wprowadzana do systemu komputerowego – tłumaczy M. Zduńczyk.
I buty wędrują dalej. Właśnie Aleksander Pysin wiezie do magazynu partię pudełek z firmy Gino Rossi. Każde opisane: logo firmy, rozmiar, typ, kod kreskowy.
- Jesteśmy w magazynie wolnego składowania – wyjaśnia nasz przewodnik. To stąd „wystartują” moje buty. Magazyn ma aż trzy piętra. Nic dziwnego, eobuwie.pl ma w swojej ofercie 450 marek i ok. 40 tys. modeli butów. Patrzymy na magazyn, w którym znajduje się ponad milion produktów! Za jednym zamachem można obuć całe województwo lubuskie. Wszystkich mieszkańców. Niesamowite! Stąd buty wyruszają do klientów z kilkunastu krajów.
Półki są niewysokie. Wszystko w zasięgu ręki człowieka. Wchodzę między regały. Pomarańczowe pudełko, czarne, białe, duże, małe, znowu duże... Dla mnie totalny chaos. Wygląda na to, że wkładano je w pierwsze wolne miejsca. Jedno wolne miejsce – jedno pudełko. Dwa wolne miejsca – dwa pudełka.
To stąd moje buty w cztery minuty dotrą do bramy zakładu. Jedne wśród miliona kartonów. Jak oni cokolwiek tutaj znajdują?
Między półkami pracuje Oskar Blinkiewicz. Nie wygląda na zagubionego. Jego rejon biegnie aż do końca korytarza.
- Każdy odpowiada za swoją strefę. Mam specjalny czytnik, on pokazuje mi, które pudełka mam zabrać – opowiada skanując kody kreskowe. Czytnik to jego nawigator po tym pudełkowym świecie. Pan Oskar wybiera odpowiednie pudełka i znika między regałami. Każdy z nich ma swój numer. Każda półka ma swój numer. Tu wszystko ma swoje numery!
Pan Oskar już wraca. Zabrane z półki pudełka z butami zostawił na specjalnym taśmociągu, którym jadą właśnie na drugi koniec hali. Takich linii jest wiele.
Opuszczamy magazyn. Wchodzimy na piętro, z którego widać całą halę. I to tutaj zbiegają się wszystkie nitki taśmociągów. Z każdego piętra magazynu. Na dole widać tzw. wyspy, czyli stanowiska, do których za chwilę trafią przejeżdżające obok nas pudełka.
Schodzimy do jednej z takich wysp. Jest tu czworo pracowników. Wszyscy młodzi. Zajmują się m.in. dokładaniem do pudełek rachunków, gadżetów. Ivana Kostiuk, zanim zapakuje towar do kartonu, sprawdza każdą parę obuwia. I wszystko odnotowuje w komputerze. Na spakowanie towaru ma kilkanaście sekund.
- Tutaj obsługujemy klientów, którzy zamówili tylko jedną parę obuwia – tłumaczy P. Zwirecki. – Pudełka trafiają tutaj automatycznie.
Więcej zachodu wymaga obsłużenie klientów, którzy kupili kilka par butów i np. torebkę. To zmartwienie Dmytro Staroduba, który na specjalnej półce kompletuje zamówienia. Wyświetlacze informują, co i gdzie się znajduje i do jakiego kraju ma trafić. Na przykład Polska świeci się na czerwono, Niemcy na żółto.
Kiedy zamówienie jest skompletowane, trafia do kolejnego węzła. Obowiązuje standard – wszystkie towary wysyłane w świat przez eobuwie.pl, pakowane są w jednakowe kartony. Przyglądam się dziwnym napisom na białym, firmowym pudełku.
- Każdy kraj ma opakowanie w swoim języku. To są kartony przeznaczone dla klientów z Grecji. Sprzedaż do tego kraju rozpoczęliśmy trzy tygodnie temu – tłumaczy M. Zduńczyk. Firma obsługuje klientów z 12 krajów m.in. z Niemiec Litwy, Węgier, Bułgarii, Czech. Wszyscy oni są zaopatrywani z centralnego magazynu w Zielonej Górze.
Stąd można wysłać w świat prawie 100 tys. par butów na dobę. Na razie, w szczycie sezonu, jest to 30 tys. par butów na dobę. Trzeba jednak pamiętać, że zielonogórski sklep internetowy rośnie w niewiarygodnym tempie. Z roku na rok podwaja sprzedaż.
Idziemy dalej. Moje buty są już zapakowane w firmową paczkę. Za chwilę trafią do magazynu końcowego i na samochód (dziennie z firmy wyjeżdża kilkanaście ciężarówek z towarem). Od roku pracuje tu Remigiusz Kowalski. To on ostatni sprawdza, czy wszystko się zgadza, np. waga. Jeżeli paczka wagowo odbiega od normy, trzeba ją rozpakować i sprawdzić.
- Jeżeli ktoś do 19.00 zamówi u nas buty, to gwarantujemy, że jeszcze tego samego dnia opuszczą one nasz magazyn i trafią do kuriera. Naszą dewizą jest, by towar dotarł do klienta w 24 godziny – zapewnia dyrektor Zduńczyk.
Tomasz Czyżniewski
PS. Twórca firmy, Marcin Grzymkowski, w miniony weekend reprezentował Polskę w prestiżowym konkursie World Entrepreneur Of The Year w Monte Carlo. Rok wcześniej wygrał polską edycję tego konkursu.
Będąc w Monte Carlo M. Grzymkowski poinformował stację tvn24bis, że w tym roku spodziewa się podwojenia obrotów do 600 mln zł. – Chcemy być liderem internetowej sprzedaży obuwia w Europie Środkowo-Wschodniej – mówił prezes Grzymkowski. W przyszłości planuje ekspansję na zachód Europy. Podczas rozmowy zdradził, że planuje budowę kolejnej, dużej hali magazynowej w Zielonej Górze.