Detektoryści najechali Zatonie
„Detektoryści”? Brzmi prawie jak „iluminaci” – obecni w wielu popularnych książkach i filmach członkowie tajnego i groźnego zakonu, który spiskował, gdzie się da... Detektorystów też interesują tajemnice, ale sami są bardzo widoczni. W jaskrawych kamizelkach narzuconych na polowe ubrania, rzucają się w oczy z daleka. Słuchawki na uszach, detektor w dłoni – pilnie szukają metalowych części.
- Szukają skarbów? To coś dla mnie – stwierdziłem na wieść o detektorystach. I pojechałem do Zatonia.
Co kryje ziemia
Kilka razy w dziennikarskiej karierze szukałem już ukrytych krypt kościelnych, wierciłem dziury w posadzkach i patrzyłem na georadarze, co jest kilka metrów pod ziemią. Może teraz znajdę skarb księżny Doroty de Talleyrand, która w XIX wieku przebudowała tutejszy pałac.
- Skarby? Oczywiście! Tylko nie licz, że znajdziesz tutaj skrzynię ze złotem – śmieje się Jarosław Skorulski, szef Stowarzyszenia Nasze Zatonie. Jest jedną z tych osób, które doprowadziły do zabezpieczenia i oświetlenia ruin pałacu oraz trwającej odnowy unikatowego parku. Zatonie powoli staje się zielonogórską perełką.
- Teraz jest ostatni moment, by przeprowadzić poważne badania. Za chwilę rozpoczną się prace w parku, będą odnawiane stare aleje parkowe i trudno będzie sprawdzić, co leży w ziemi – tłumaczy J. Skorulski. – Dlatego zaprosiliśmy detektorystów. Chodzą po parku z wykrywaczami metali i sprawdzają, co kryje ziemia. Znaleziska są pakowane do foliowych torebek i oznaczane, gdzie leżały.
Kiwam głową ze zrozumieniem, ale wciąż liczę na skrzynię ze skarbami…
- Jest, znalazłem! – śmieje się mężczyzna z detektorem, pracujący nieopodal fontanny przed głównym wejściem do pałacu. - To klocki Lego…
To Waldemar Jasiński z Lubuskiej Grupy Eksploracyjnej. Przyjechał z Nowej Soli. – Znalazłem guziki i drobne monety – opowiada pan Waldemar. – Koledzy na łące odkryli ciekawsze rzeczy.
Towarzyszy mu Filip Ulmer, mieszkaniec Zatonia, który na badania przyszedł z mamą i siostrą.
- Chodzimy razem i szukamy – śmieje się Anna Ulmer. – Filip dostał detektor po tacie na szóste urodziny.
Guziki, pieniądze, elementy ubrań
- W takich poszukiwaniach najczęściej znajduje się to, co ludzie zgubili. Drobne pieniądze, guziki czy np. sprzączki do pendantu do szpady. Sprzączka to element wyższej kultury, nie używali ich chłopi – opowiada Arkadiusz Michalski, dyrektor muzeum archeologicznego w Świdnicy, który nadzoruje badania. Na stole ustawionym w ruinach pałacu poszukiwacze układają znalezione rzeczy.
- Ciekawe są ślady średniowiecznej obecności człowieka w tym miejscu. Znaleźliśmy monetę brandenburską z XV wieku. To oznacza, że już wtedy ktoś gospodarzył w rejonie parku. Może wypadła mu z trzosu – pokazuje kolejne eksponaty A. Michalski.
Z innych ciekawostek, znaleziono także rzadki medal wolnomularski z kielnią, cyrklem i obeliskiem pokryty napisami, no i kilka „boratynek” Jana Kazimierza, czyli najbardziej zepsutej polskiej monety. Dobrze zachowany świecznik znaleziono w okolicach groty.
Niezwykle ciekawym znaleziskiem jest też odznaka 24. Pułku Ułanów im. Hetmana Wielkiego Koronnego Stanisława Żółkiewskiego, który wchodził w czasie II wojny w skład dywizji gen. Maczka. Dobrze zachowany proporczyk na zakrętkę, więc chyba z beretu. Kto go zgubił i kiedy? Może ktoś wracający po wojnie z frontu do domu?
- A tutaj jest element ławki parkowej – pokazuje Agnieszka Kochańska, architekt krajobrazu, która zajmuje się rewitalizacją parku. Też jest ciekawa, co znajdą poszukiwacze.
Stoimy wśród dzikiej plantacji czosnku niedźwiedziego. Intensywny zapach czuć w całym parku. Z ziemi wystają fundamenty fontanny. Ma zostać odbudowana. Wokół rozpościerać się będzie ogród kwiatowy. Jak przed wiekami.
Cenny tłok
- Ciekawostka, znaleźliśmy tłok pieczęci z herbem – jeden z detektorystów kładzie na stole drobny, metalowy przedmiot.
- Zgadza się. Trzeba sprawdzić, czyj to jest herb - A. Michalski pilnie ogląda znalezisko. Zgodnie dochodzą do wniosku, że trzeba poprosić o pomoc prof. Wojciecha Strzyżewskiego, specjalistę od herbów.
Kilka godzin później zachwycony J. Skorulski informuje, że to pieczęć z herbem rodu von Knobelsdorff.
- To zdecydowanie najciekawsze znalezisko – ocenia J. Skorulski. - Sigismund von Knobelsdorff odkupił część Zatonia w połowie XVI wieku od rodziny von Kietlitz i odtąd przez jakiś czas Zatonie pozostawało w rękach dwóch właścicieli. Wiemy, że w 1608 roku von Unruh ponownie scalił wieś, stając się jedynym właścicielem. Znalezienie tej pieczęci w okolicach pałacu może sugerować, że Baltazar von Unruh wybudował swój barokowy dwór w 1689 roku nie w pustym polu, ale w miejscu, gdzie istniała już jakaś siedziba. Być może odpowiedź na tę zagadkę znajdziemy, gdy przyjdzie czas na odkrycie i zbadanie pałacowych piwnic, które nie są pod całym budynkiem.
Łącznie odnaleziono ok. 150 artefaktów. Ich wartość oceni konserwator zabytków. Trafią do muzeum archeologicznego, w przyszłości będą prezentowane w Zatoniu.
Tomasz Czyżniewski