Budowa szpitala. Miasto rozmawia z mieszkańcami
Podczas trudnej, ale szczerej, niemal trzygodzinnej rozmowy poruszono wiele wątków dotyczących inwestycji. Mimo że na konsultacjach społecznych zjawiła się delegacja zwolenników zachowania parku w pierwotnym kształcie, wzięli w nich udział również zielonogórzanie, którym zależy na powstaniu w mieście nowoczesnego ośrodka poświęconego neuropsychiatrii dziecięcej.
Obawy i prośby
- Dziękujemy prezydentowi za spotkanie - zaczęła Renata Zdanowicz, przedstawicielka komitetu obrońców parku. - Podkreślam, że nie jesteśmy przeciwnikami budowy szpitala. Ale dla nas, jako mieszkańców, ten zielony teren jest niesamowicie cenny przyrodniczo. Nasze stanowisko jest jasne: zależy nam, aby nie zaczynać tam żadnej budowy. Trudno nam pojąć, aby w tak dużym obszarowo mieście nie było innej potencjalnej lokalizacji pod taką inwestycję. W przestrzeni publicznej nie padła żadna inna propozycja. Dlatego bardzo prosimy, aby prezydent rozważył możliwość, żeby poszukać innej działki.
- Opowiadanie, że inwestycja jest możliwa tylko tam i kropka to dla mnie policzek jako obywatelki miasta - nieco ostrzej zaznaczyła swoje zdanie jedna z uczestniczek spotkania. – Rozmawiałam z osobami mającymi dzieci z problemami i one twierdzą, że ze względu na bliskość torów i akademika nie powinno tam być takiej placówki. To nie jest bez wpływu na komfort pacjentów. My seniorzy, całe życie płacący podatki, też zasługujemy na swoje miejsce. Czy my się w ogóle nie liczymy?
- Ta lokalizacja może nie być dobra dla dzieci. W okolicy są szkoły, dużo młodzieży. Młodzi ludzie potrafią różnie się zachowywać, mogą szukać kontaktu z pacjentami - wskazywał zielonogórzanin Maciej Stawiarski.
Skorupa urbanistyczna
- To miejsce zostało wskazane przez ekspertów i lekarzy, którzy wzięli pod uwagę m.in. cały proces diagnozowania pacjentów, dojazdu karetką do szpitala – tłumaczył Marcin Pabierowski. - Jako prezydent jestem uwięziony w inwestycyjnych uwarunkowaniach, bo mój poprzednik nie zabezpieczył miejsca dla budowy szpitala na terenach miejskich. Nie ma tego w studium po połączeniu miasta z gminą ani w miejscowych planach. Tkwimy więc w pewnej skorupie urbanistycznej, która nie jest dostosowana do oczekiwań mieszkańców. Musimy bazować na istniejącej miejskiej tkance. Zaletą tej działki jest to, że jest uzbrojona oraz dobrze skomunikowana z dworcami PKS i PKP i ze Szpitalem Uniwersyteckim. Jednocześnie warto pamiętać, że to nie jest teren miasta. Już wcześniej planowano tu budowę akademików. Uczelnia ma prawo nim dysponować. Gdybyśmy na siłę ograniczyli jego przeznaczenie, uniwersytet mógłby domagać się odszkodowania, które miasto zapłaciłoby z kasy podatników.
Wiarygodność dendrologa
Na spotkanie zaproszono Piotra Redę, doktora nauk biologicznych, dendrologa, który zbadał cały teren pod kątem ochrony drzewostanu.
- Wspólnie z moim zespołem przygotowaliśmy ekspertyzę, która pozwala na zrealizowanie inwestycji w sposób jak najmniej kolizyjny z dziką przyrodą. To plan uwzględniający obawy mieszkańców. Nowa placówka może przynieść wiele dobrego, a wszyscy wciąż będą mogli cieszyć się z okolicznej zieleni - wskazywał dr Reda.
Podczas spotkania padły zarzuty, że ekspert zatrudniony przez inwestora może nie być obiektywny, że dopasował całość „do tezy”. - Bardzo długo się pracuje na swoją markę, a można ją stracić w pięć minut. Dewizą moją i mojego zespołu jest jakość i bezstronność. Nie ma możliwości, aby inwestor coś na mnie wymusił - stanowczo zaprzeczył dr Reda.
Odpowiedzialność społeczna
Patryk Nowakowski, społecznik, podkreślił, że dziwią go protesty w tej sprawie. - Jazda do Zaboru jest dla wielu osób problematyczna. Jeżeli będzie można znaleźć pomoc na miejscu, przeprowadzić odpowiednią diagnostykę, jest to duże ułatwienie. Porównywanie obecnych planów wycinki do działań poprzedniej władzy uważam za nieuczciwie. Powinniśmy być zdolni do kompromisu, uratujmy jak najwięcej drzew, ale szpital jest potrzebny - przekonywał P. Nowakowski.
- Ochrona zieleni i drzew jest dla miasta ważna - wielokrotnie zaznaczał prezydent Pabierowski. - Pamiętajmy jednak, że jako miasto powinniśmy zadbać o dobro dzieci. To też obowiązek samorządu, a teraz nadarza się okazja do pozyskania milionowych funduszy na specjalistyczną placówkę. Życie i zdrowie naszej młodzieży jest priorytetem, od którego nie wolno nam uciekać.
Prezydent podkreśla, że wciąż rozważa wszystkie za i przeciw inwestycji. - Nie uciekam od rozmów z zielonogórzanami ani od odpowiedzialności. Jakakolwiek zapadnie decyzja, ktoś będzie niezadowolony - wskazuje M. Pabierowski.
KOMENTARZ
Artur Łukasiewicz
Ballada o „psychiatryku”
W okolicy ul. Wyspiańskiego wyrosła już nowa szkoła muzyczna. Dalej jest starzejący się stadion i piękny, dziki Park Poetów z wąwozami. Dlaczego nie zgodzić się na centrum dziecięcej psychiatrii w dawnym miasteczku ruchu drogowego? To dobre miejsce, a nie „dom zły”.
Miasteczko, w którym w zamierzchłych czasach w klatkach żyły lamy w zwierzyńcu a uczniowie zdawali na kartę rowerową, nie jest parkiem. Nie ma tu ani jednej ławki. To miejsce przechodnie. Dla spacerowiczów i rowerzystów wygodny skrót do Parku Poetów, a dla działkowiczów do swoich ogródków. Wystarczy pokonać kawałek drogi z resztką asfaltu i pobrodzić w błocie. W środku trochę sosen, czarnych bzów i ściany niedostępnych krzaków. Zdarza się, że buszują tu dziki, moszcząc legowiska. Nie raz się na nie natknąłem, pewnie nie jestem wyjątkiem. Wieczorem nikt rozsądny tu się nie zapuszcza. Na obrzeżach rosną potężne dęby, niektóre z tabliczkami pomników przyrody. Jest jeszcze staw z kaczkami i akademik uniwersytetu, liczący ze dwie dekady.
W środku dawnego miasteczka ma powstać centrum psychiatrii dziecięcej ze szpitalem, przeniesionym w części z Zaboru, gdzie od pół wieku trwa w XVII-wiecznym magnackim pałacu. O szpitalu w Zaborze mówi się „zamek”. Mali pacjenci śpią w wysokich, surowych komnatach, po ośmioro. Przypomina to sceny z głośnego filmu „Dreszcze” Wojciecha Marczewskiego. W pałacu po ziemiaństwie urządzono „za Stalina” obóz dla pionierów. Strome schody, zakamarki, dreszcze.
Najnowsze zdjęcia z „zamku” pokazała właśnie „Wyborcza”. - To oddział zamknięty. Choć nigdy nim być nie powinien - tłumaczy w niej dr Przemysław Zakowicz, psychiatra dziecięcy. - W nowoczesnych szpitalach są elektroniczne drzwi, śluzy, pokoje wyciszeń. W Zaborze konserwator zabytków nie pozwala zmienić nawet koloru ścian. Nie można otwierać okien, nie ma porządnej wentylacji. Na szybach zbiera się rosa.
- Jak ktoś się posika, moczem pachnie tydzień. Najmłodsi pacjenci mają siedem lat. Są tu, bo mają problemy z agresją. Kopią, biją, gryzą z bezsilności - opowiadają terapeuci. Dzieci lubią Zabór, ale nie z powodu miejsca a dobrej kadry, która je rozumie, traktuje po ludzku.
Dr Zakowicz namawia od paru lat na nowy szpital i centrum psychiatrii dziecięcej. Przekonuje z marszałkiem i rektorem UZ, by postawić je w zielonogórskim miasteczku ruchu drogowego. Teren należy do uczelni - ta jest gotowa użyczyć ziemię marszałkowi. Inwestycję, wartą 50 mln zł, sfinansuje rząd. Zielona Góra nie jest jedyna. Centra powstają w Lublinie, Szczecinie, na Pomorzu. Są koniecznością.
Przeciwko lokalizacji protestuje część mieszkańców. - Szpital tak, miejsce nie - odpowiadają. Główny powód to drzewa i wycinka. Nie uspokaja ich ekspert dendrolog. - Znikną samosiejki, trochę sosen. Straty minimalne - twierdzi. A to człowiek, któremu przyroda dużo zawdzięcza. Nie kręci.
Śledzę komentarze internautów. Odrzucają pomysł, bo blisko tory i bloki. - Niebezpiecznie. Czy będą ogrodzenia, mury? - dociskają. Podskórnie czuję, jak mijają się dwie rzeczywistości. Płyną obrazy z niesławnych „psychuszek”, szpitale za drutami, z kratami w oknach i izolatkami. Czy nie wzorem Cibórz w lesie w poniemieckich pawilonach, z dala od osiedli?
I jest druga rzeczywistość. Piętrzące się u szkolnych pedagogów i psychologów w poradniach orzeczenia o lękach, depresjach, a nawet zespołach stresu pourazowego, jakby dzieci widziały wojnę z bliska. Psychiatrzy mówią o lawinie „dwubiegunówek” i uczniach z osobowościami borderline.
Co powiemy ich rodzicom? Że lokalizacja zła? Ta ballada powinna mieć szczęśliwszy koniec.
(md)