Ala, Ewa, Aga ze Streamsoftu. Masz je w komputerze?
Przełom lat 80. i 90. Gracze godzinami siedzą nad takimi klasykami jak Test Drive, Commando czy The Great Giana Sisters - świetnej podróbce Super Mario. I choć swoje miejsce na rynku próbują znaleźć komputery Atari STE, czy pierwszy Macintosh Portable, protoplasta dzisiejszych notebooków, od kilku lat prym przewodzi słynny Commodore 64. Podstawowe oprogramowanie w rażąco niebieskim kolorze dawało parę możliwości: pozwalało pisać nowe programy, odczytywać dane z magnetofonu i stacji dysków.
Znajomi z akademika robią firmę
Piątce znajomych z zielonogórskiej Wyższej Szkoły Inżynierskiej, poprzedniczki politechniki i uniwersytetu, tkwienie w komputerowych grach to było za mało. Cezary Miadziołko, Zbigniew Jastrzębski, Janusz Dydak, Dariusz Chojnacki i Jacek Szaferski zakładają więc firmę. Nazwą ją Streamsoft. Wówczas niewielu polskich przedsiębiorców widzi w informatyce potencjalną przyszłość. Oni młodzi, po studiach, z pomysłami - myślą inaczej.
- Już wtedy wierzyli, że informatyka wkroczy do codziennego życia. I dziś mimo że są zajęci prowadzeniem przedsiębiorstwa, wiedzą wszystko o funkcjonalnościach zawartych w programach, które produkują. To informatycy-pasjonaci - opowiada Jolanta Uździcka, dyrektor działu marketingu.
Pierwsze programy napisali pod system operacyjny DOS. Miały m.in. rejestrować transakcje, tworzyć kartoteki towarowe, wystawiać dokumenty sprzedażowe, magazynowe i zakupowe. Okazały się na tyle potrzebne, że zaczęły się nieźle sprzedawać.
- W rozpowszechnieniu programów zadziałała na pewno informacja ustna i pierwsze reklamy. Archiwizuję wszystkie materiały reklamowe. Czasem porównuję te z lat 90. z obecnymi. Różnica jest ogromna - wspomina Uździcka.
Właściciele Streamsoft nowych pracowników szukali na uczelni. Najlepszym studentom proponowali staże, potem pracę. I tak krok po kroku zbudowali kadrę. Początkowo pracownicy Streamsoftu zajmują mały pokój w biurowcu przy ul. Chopina. Z czasem przenoszą się na Kossaka, by w 2012 r. uruchomić drugą siedzibę przy ul. Wyczółkowskiego.
Ewa fakturuje, Aga płaci
Gdy na rynek światowy wkracza Windows, Streamsoft wypuszcza trzy czołowe programy, napisane pod ten system: Ala (do uproszczonej księgowości), Ewa (do fakturowania i magazynu) i Aga (do kadr i płac). Gdy w 1993 r. rząd wprowadza podatek VAT, programy sprzedają się jak świeże bułeczki.
- Ale z czasem nasi klienci zaczęli sami podpowiadać, co zrobić, by programy były jeszcze lepsze. Pojawiła się potrzeba stworzenia zintegrowanego systemu. Po 2000 r. pojawił się nasz Streamsoft Pro, zintegrowany system rachunkowości - dodaje Uździcka.
Szybko okazało się, że z pomocy programów chcą korzystać również przedsiębiorcy z sektora przemysłowego. Firmy produkcyjne albo posiadały bardzo drogie, duże systemy, które nie zawsze udało się do końca wdrożyć, albo nie miały żadnych.
Uździcka: - Trudno napisać zintegrowany system wspomagający zarządzanie procesami w produkcji, gdy każda firma produkcyjna mówiła nam, że "jest inna, specyficzna". Po czterech latach współpracy z firmami produkcyjnymi znaleźliśmy podobne problemy i staraliśmy się zebrać różne rozwiązania w jeden system. Opracowaliśmy nawet własną metodykę wdrożenia pod hasłem "modelowe wdrożenia produkcji".
Streamsoft Prestiż, bo o nim mowa, był świetnym startem dla firm, które dopiero wchodzą na rynek i dla tych, które choć produkują od lat, nie informatyzowały swoich działań. Dzięki niemu Streamsoft wypracował sobie pozycję lidera rynku średniego ERP w Polsce [czyli takich programów, które pomagają zarządzać firmą - przyp. red.]. A Streamsoft Prestiż jest najchętniej kupowanym systemem ERP. Najmłodsze dziecko Streamsoftu to program Streamsoft Verto, który można poddać rozbudowie w oparciu o specjalną platformę programistyczną.
Zostają w Zielonej Górze
Dziś Streamsoft zatrudnia 145 osób. Swoje oddziały ma w Krakowie, Wrocławiu i Warszawie. Współpracuje z 75 tys. firm w całej Polsce. Z Zielonej Góry nie zamierza się wyprowadzać.
- Na rynku jest prawdziwy kiermasz rozmaitości, istnieją setki marek i niełatwo jest konkurować, ale staramy się działać tak, aby klient czuł się ważny. Wychodzimy z założenia, że nasze programy muszą być partnerem w codziennej pracy. Taka taktyka działa - kończy Uździcka.
Agata Źrałko
Gazeta Wyborcza”