Sołtys Olszewski: Na początek zróbmy ulicę 9 Maja
- Jak tak porównuję Przylep z innymi sołectwami gminy, to widzę same „naj”: wieś największa, sołtys najmłodszy...
- O nie, nie... Nie najmłodszy, prowadzenie w tej kategorii oddaję sołtysce Kiełpina... Ale mówiąc poważnie. Przylep to duża wieś. Największa w gminie. I sołtys ma pełne ręce roboty, proszę mi uwierzyć. Ale też w Przylepie dużo już jest. Tak naprawdę dopiero teraz to widzę, jako sołtys. Bo jako zwykły mieszkaniec, nie zwracałem na te rzeczy uwagi. Mieszkam tu od urodzenia, czyli 29 lat. Przez ten czas nasza wieś się niesamowicie zmieniła. Są media, powstają drogi - ładne, brukowane, mamy piękną szkołę z doskonałym zapleczem sportowym, z którego korzystają też mieszkańcy miasta, są place zabaw, urokliwy park... I lotnisko, które przyciąga wielu gości. Tu ludzie się chętnie osiedlają. Bo to wieś, a jednak do miasta blisko. Mówi się przecież, że Przylep, bo przylepiony do Zielonej Góry...
- Jacy są mieszkańcy tak dużej wsi? Zżyci ze sobą, czy raczej podzieleni na „starych” i „nowych”?
- Taki podział jest chyba widoczny w każdej wsi, szczególnie w dużej, do której przeprowadzają się ludzie z miasta. I u nas da się zauważyć, że najbardziej zaangażowani w sprawy wsi są ci „starzy” mieszkańcy. To właściwie stałe grono, które przychodzi na zebrania, do sołtysa. Z nimi też najczęściej i najwięcej, siłą rzeczy, rozmawiam. Nie ukrywajmy, ci „nowi” na spotkania nie przychodzą, a do mnie raczej nie zaglądają. Pewnie nie wiedzą, jak sołtys wygląda. Z kolei ja, choć bardzo bym chciał, to nie jestem w stanie znać każdego z widzenia.
22 lutego
to termin spotkania nt. połączenia dla mieszkańców Przylepu,
Szkoła Podstawowa, ul. 9 Maja 6, godz. 18.00
- Trudno, żeby pan znał osobiście każdego z niemalże trzech tysięcy mieszkańców...
- Te blisko trzy tysiące, to są osoby zameldowane. A ile jest takich, którzy meldunku nie mają, a tu mieszkają? Szacowałbym, że to z tysiąc dodatkowych osób będzie. To naprawdę duża wieś. Wie pani, ile zajmuje mi objechanie całego Przylepu, żeby sprawdzić, czy wszędzie działa oświetlenie? Półtorej godziny!
- Skoro Przylep tyle już ma, to czego może jeszcze potrzebować?
- Drogi! To najważniejsza sprawa! Tak istotna, bo dotyka wszystkich, i starych, i nowych mieszkańców. Jestem przekonany, że każda z zapytanych przez panią osób w pierwszej kolejności wskazała właśnie na ten problem. Mam rację?
- Zgadza się! Nawet ci, którzy mieszkają przy głównej drodze, mówili o znajomych, rodzinie, którym przyszło zmagać się z dziurami i błotem na bocznych ścieżkach.
- Nic dziwnego. Niezależnie, czy mieszka się w mieście, czy na wsi - każdy chce mieć dobry, porządny dojazd do domu. Oświetlony. Najlepiej z chodnikiem. A w Przylepie jest dużo domów i wciąż ich przybywa, więc i dróg potrzeba coraz więcej. One będą robione, systematycznie, ale to wymaga czasu. Bo to sporo kosztuje, a przecież w gminie jest nie tylko Przylep, trzeba sprawiedliwie obdzielić wszystkie wioski.
- To może w rozwiązaniu problemu pomogą pieniądze z Funduszu Integracyjnego?
- I tego się właśnie boję. Że te pieniądze zamiast pomóc, to wywołają burzę. Wie pani, dlaczego? Już mówiłem, że drogi będą dla mieszkańców zawsze najważniejsze. I teraz, jak to zrobić, żeby każdego zadowolić? Jak rozplanować inwestycje? Jak wytłumaczyć jednemu, że najpierw powstanie droga koło domu drugiego? Przecież wszystkiego naraz nie da się zrobić. I ludzie się pokłócą. Sąsiad z sąsiadem przestaną ze sobą gadać. Nie chciałbym dopuścić do takiej sytuacji. Dlatego Fundusz, choć z jednej strony może pomóc w problemie, to z drugiej strony, może problemów namnożyć. Czasem nawet tak myślę, że lepiej, gdyby tych pieniędzy nie było...
- Ale są. I trzeba je mądrze wydać. To co, na które drogi?
- Taką drogą, którą należałoby, moim zdaniem, zrobić w pierwszej kolejności, byłaby ul. 9 Maja. To jedna z dłuższych ulic, przy niej znajduje się szkoła, na końcu rośnie osiedle mieszkaniowe. W dodatku starczyłoby na tę drogę pieniędzy przewidzianych dla Przylepu na ten rok... Ale to mieszkańcy zdecydują, na co przeznaczyć Fundusz. Może okaże się, że chcą zupełnie czegoś innego?
- Niektórzy wspominali o braku świetlicy...
- Rzeczywiście, nie mamy świetlicy. Jak trzeba, to spotykamy się w szkole albo w remizie OSP. Latem bawimy się pod chmurką. Moim zdaniem, to wystarczy. Ale być może są tacy, co marzą o sali wiejskiej z prawdziwego zdarzenia, w której można by organizować imprezy.
- Dziękuję.
Daria Śliwińska-Pawlak
D.Sliwinska-Pawlak@Lzg24.com.p