Business Insider Polska: Ten pożar tlił się od lat. Historia składowiska w Zielonej Górze może się powtórzyć
* Lubuski Wojewódzki Inspektor Ochrony Środowiska już w 2014 r. stwierdził wiele nieprawidłowości na składowisku w Przylepie
* Od 2015 r. wiadomo było, że odpady zagrażają zdrowiu oraz życiu i trzeba je niezwłocznie usunąć
* Nie udało się to do czasu pożaru, bo zabrakło pieniędzy, dobrej woli i wyobraźni
* Teraz zaś może powstać nowy spór: kto posprząta pogorzelisko. To w Zgierzu straszy do dziś
* Podobnie może być w innych regionach Polski, bo takie mamy prawo
Pożar hali z niebezpiecznymi odpadami w Przylepie, w dzielnicy Zielonej Góry, jak w soczewce pokazuje problemy, z którymi administracja nie może sobie poradzić od lat. Co prawda nowelizacja ustawy o odpadach w 2018 r. zmniejszyła skalę pożarów, ale nie wyeliminowała zagrożenia. Jeśli nic się nie zmieni, czekają nas kolejne pożary, bo jak piszemy w Business Insiderze, Zielona Góra to tylko wierzchołek góry lodowej. Nie chodzi tylko o przepisy, ale zmobilizowanie do skutecznej współpracy, administracji rządowej i samorządowej, co najlepiej pokazuje kalendarium składowiska w Przylepie. Odpady powinny być niezwłocznie usunięte już w 2015 r. Spłonęły w 2023 r. I barwy polityczne nie powinny mieć tu znaczenia.
Szkoda czasu na przerzucanie się tweetami jak te Jana Grabca, rzecznika PO, i Anny Moskwy, minister środowiska, bo historia przez taki ping-pong może się powtórzyć.
Duszący dym w Zielonej Górze był tak straszny, jak ten pięć lat temu nad Zgierzem, o czym przypominają Maciej Kałach i Maciej Krüger w Onecie, ugaszonego w Zgierzu składu wciąż nikt nie uprzątnął. Gdyby nie państwo z dykty, można go było uniknąć.
Historia składowiska w Przylepie zaczęła się lata temu
W 2012 r. mała spółka Awinion z kapitałem zakładowym 5 tys. zł z Budzynia, położonego 60 km na północ od Poznania, dostała od wówczas starosty zielonogórskiego Ireneusza Plechana z PO, zgodę na składowanie odpadów w Przylepie, małej wsi, która od 2015 r. stała się częścią Zielonej Góry. Wcześniej należała do gminy wiejskiej, tworzącej obwarzanek wokół miasta.
W 2014 r. wielkopolski Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska (WIOŚ) poinformował WIOŚ w Zielonej Górze o niebezpiecznej działalności spółki. Zielonogórski WIOŚ skontrolował teren, na którym składowano odpady w Przylepie. Stwierdzono liczne nieprawidłowości, w tym działalność niezgodną z zezwoleniem, nieprzekazywanie odpadów do miejsc utylizacji, rozszczelnienie kilku pojemników.
WIOŚ wskazał, że 27 stycznia 2015 r. na terenie hali zmagazynowanych było ok. 3363 m sześc. odpadów, w większości niebezpiecznych. Kolejna kontrola wykazała, że ich liczba systematycznie się powiększała.
W połowie marca 2015 r. w hali zgromadzono już ok. 4810 m sześc. odpadów, co oznacza, że w niecałe dwa miesiące przybyło ich 1500 m sześc. Właściciel sąsiadującego z halą warsztatu samochodowego zgłosił kontrolującym, że jego pracownicy mieli niepokojące objawy (nudności, duszności, bóle głowy, wymioty), których przed czerwcem 2014 r. nie zaobserwowano. Jest to odnotowane w Informacji o działalności WIOŚ w Zielonej Górze w 2014 r., datowanej na maj 2020 r.
Biorąc pod uwagę ryzyko porzucenia odpadów, zielonogórski WIOŚ wniósł o uchylenie zezwolenia na prowadzenie działalności w zakresie zbierania odpadów w trybie natychmiastowym.
W kwietniu 2015 r prezydent Zielonej Góry uchylił ją. Wówczas był nim już Janusz Kubicki, obecny prezydent miasta. Po przejęciu przez miasto wsi, to on odpowiadał za te tereny. Prezydent jednocześnie nakazał niezwłoczne usunięcie odpadów.
W tym samym czasie Prokuratura Okręgowa w Poznaniu prowadziła przeciwko spółce postępowanie w sprawie podejrzenia niezgodnego z prawem składowania, usuwania i transportowania odpadów w warunkach mogących zagrażać życiu lub zdrowiu ludzi.
W 2019 r. poznańscy policjanci zatrzymali 13 osób związanych z firmą Awinion, ale na stronach prokuratury trudno znaleźć oficjalne informacje, jak sprawa się skończyła, a artykuł opieram tylko na tych dostępnych w sieci, komunikatach, informacjach, ogłoszeniach.
Pewne jest, że spółka, która zarabiała na sprowadzeniu odpadów, nie zutylizowała ich. Spółki nie było stać nawet na zapłacenie w sumie 100 tys. zł kary za prowadzenie działalności niezgodnej z zezwoleniem. Problem spadł na miasto. Co zrobiło?
Zielona Góra walczy o pieniądze. Bezskutecznie
Jak można się dowiedzieć z odpowiedzi Dariusza Lesickiego, wiceprezydenta Zielonej Góry, na interpelację radnego Pawła Zalewskiego, miasto od 2016 r. walczyło o pieniądze na usunięcie odpadów.
W marcu 2016 r. starało się o dotację z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Bezskutecznie. W grudniu tego samego roku władze Zielonej Góry wnioskowały do Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska w Gorzowie Wielkopolskim o podjęcie działań w sprawie usunięcia odpadów. Bezskutecznie. W grudniu 2017 r. prezydent Zielonej Góry zawnioskował do Wojewody Lubuskiego o przyznanie środków na usunięcie odpadów z rezerwy ogólnej budżetu państwa. Bezskutecznie. W czerwcu 2018 r. miasto ponownie złożyło wniosek do wojewody i przesłało go też do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Prezydent Zielonej Góry poprosił też o spotkanie z premierem w tej sprawie. Bezskutecznie.
Warto przypomnieć, że wówczas premierem był Mateusz Morawiecki, który pod koniec maja 2018 r., po jednym z największych pożarów wysypiska śmieci w Zgierzu, zapewniał, że dołoży wszelkich starań, aby walczyć z pożarami. - Pożary na wysypiskach to nie jest problem tylko lokalny. To poważny problem społeczny, związany ze środowiskiem i ochroną zdrowia. Nie może być tak, że walczymy ze smogiem z jednej strony, a z drugiej strony poprzez takie zatrucie środowiska niszczy się nasze zdrowie, niszczy się zdrowie naszych dzieci. Dołożymy wszelkich starań, żeby takiemu procederowi zapobiegać, a nie tylko leczyć - mówił premier Mateusz Morawiecki, ale Zielonej Górze nie pomógł. Za to obiecał skoordynowane działania służb i skuteczne zmiany w prawie.
Zmiana przepisów po wielkim pożarze składowiska w Zgierzu
W sumie w 2018 r. wybuchło 120 pożarów na wysypiskach, akurat nie w Przylepie. Tam hala była już pod kontrolą miasta, ochroniarzy, nadzoru budowlanego i straży pożarnej. Płonęło m.in. składowisko opon w Trzebini i Wszedzieniu koło Mogilna w woj. kujawsko-pomorskim. Bo takie wysypiska jak to w Przylepie powstawały dawniej niemal w każdym powiecie. W efekcie wprowadzono szybkie zmiany w przepisach, które miały ułatwić walkę z nielegalnymi składowiskami niebezpiecznych odpadów, a także utrudnić ich sprowadzanie do Polski.
Wprowadzono m.in. obowiązek ponownego złożenia wniosku o zezwolenia na zbieranie odpadów, przepisy dotyczące monitoringu i kontroli składowisk, transporty odpadów objęto systemem monitoringu SENT, zobowiązano do ustanowienia zabezpieczenia umożliwiającego usunięcie odpadów w sytuacji, gdy nie zrobił tego ich właściciel.
Zgodnie z nowo dodanym art. 26a ustawy o odpadach w przypadku gdy ze względu na zagrożenie dla życia lub zdrowia ludzi bądź środowiska konieczne jest niezwłoczne usunięcie odpadów, właściwy organ podejmuje działania polegające na usunięciu odpadów i gospodarowaniu nimi. Doprecyzowano też m.in., że w przypadku gdy obowiązek usunięcia odpadów powstał w związku z wydaniem decyzji o cofnięciu decyzji związanej z gospodarką odpadami, chodzi o organ właściwy do jej wydania. Z tego przepisu postanowiła skorzystać Zielona Góra, która jak twierdzi, nie miała wystarczających funduszy na zutylizowanie blisko 5 tys. m sześc. nieswoich, niebezpiecznych odpadów, które z tego powodu jej prezydent nakazał niezwłocznie usunąć. Miasto ogłosiło kilka przetargów, które unieważniło, bo kwota, jaką chciało przeznaczyć na usunięcie odpadów, była zbyt niska.
Tak zaczął się ping-pong między dwoma samorządowymi urzędami: miasta i marszałkowskim.
Kukułcze jajo, którego nikt nie chciał
12 listopada 2019 r. Zielona Góra przekazała niezwłocznie sprawę usunięcia odpadów marszałkowi województwa lubuskiego. Uzasadniała, że to on na podstawie nowego art. 26 byłby organem właściwym do wydania decyzji związanej z gospodarką odpadami, bo w hali zgromadzono ponad 3 tys. ton.
Marszałek Elżbieta Polak (PO) nie chciała takiego prezentu. Poprosiła Naczelny Sąd Administracyjny w Warszawie o rozstrzygnięcie sporu kompetencyjnego między nią a Januszem Kubickim, prezydentem Zielonej Góry (Bezpartyjni Samorządowcy). NSA w prawomocnym postanowieniu z 10 marca 2020 r. stwierdził, że to prezydent Zielonej Góry jest właściwy do niezwłocznego usunięcia odpadów (sygn. II OW 163/19). Niestety Zielona Góra przez spór z marszałek województwa nie wnioskowała w latach 2019-2020 o dotację do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej na usuwanie porzuconych odpadów. Zielona Góra na usunięcie odpadów zarezerwowała w 2021 r., już po przegranej sprawie, 10 mln zł, ale w kolejnych przetargach nie zgłosili się chętni do oczyszczenia starego magazynu za takie pieniądze. Po ponad trzech latach od tej decyzji wybuchł pożar.
Na pożarze w Przylepie może się nie skończyć
Według danych Głównego Inspektora Ochrony Środowiska w Polsce w 2021 r. odnotowano 424 miejsca porzucenia odpadów niebezpiecznych, część z nich to zapewne miejsca podobne do tego w Zielonej Górze. Przykładowo spółka Awinion podobne bomby jak w Przylepie zostawiła m.in.:
* w Adamowie (pow. wolsztyński),
* Łosieńcu (pow. wągrowiecki),
* Mielżynie (pow. gnieźnieński),
* Parkowie (pow. obornicki),
* Kaliszu,
* Poznaniu,
* Janikowie pod Poznaniem.
Firm działających podobnie jak spółka Awinion było dużo. Spółki z kapitałem w wysokości 5 tys. zł, które wynajmowały teren, uzyskiwały pozwolenie, zwoziły niebezpieczne odpady i znikały. Co prawda z wielu miejsc, np. z Poznania i Kalisza, jak podaje „Gazeta Wyborcza”, odpady już zniknęły. Poznań przeznaczył ponad 4 mln zł z budżetu na usunięcie 2,5 tys. ton niebezpiecznych odpadów. Wiele składowisk wciąż jednak grozi pożarem.
Według szacunków GIOŚ koszt usunięcia i zgodnego z prawem unieszkodliwienia odpadów może wynosić nawet 1,3 mld zł. Na realizowany przez NFOŚiGW program dofinansowania usuwania odpadów rząd w latach 2019-2026 zarezerwował tylko 300 mln zł. A jak wynika z marcowego raportu Najwyższej Izby Kontroli pt. „Zapobieganie pożarom miejsc gromadzenia odpadów”, mimo wniosków inspekcji ochrony środowiska odpady nie zostały usunięte z 215 na 726 wszystkich rozpoznanych nielegalnych wysypisk.
Ponadto, jak wytyka NIK, żaden z wojewódzkich programów ochrony środowiska opracowany przez skontrolowane urzędy marszałkowskie nie uwzględniał problematyki pożarów miejsc gromadzenia odpadów, województwa lubuskiego też, o usunięciu odpadów ze składowiska w Przylepie nie ma ani słowa.
Kłęby trującego dymu takie jak w Przylepie czy Zgierzu mogą więc pojawić się nad innymi miejscowościami. Wtedy też pojawi się kolejny problem. Jak piszą Maciej Kałach i Maciej Krüger w Onecie, ugaszonego w Zgierzu składu wciąż nikt nie uprzątnął, bo trwa spór, kto ma to zrobić, czy starosta zgierski, czy marszałek województwa łódzkiego. Każdy z nich inaczej interpretuje rozstrzygnięcie Naczelnego Sądu Administracyjnego z marca 2022 r., a pogorzelisko wciąż straszy. W Zielonej Górze też już się kłócą o to, kto posprząta po pożarze.
Autor: Jolanta Ojczyk, Business Insider Polska
* Artykuł przedrukowany za zgodą redakcji Business Insider Polska. Można go przeczytać pod adresem: https://businessinsoder.com.pl/prawo/firma/historia-z-zielonej-gory-to-n...