Radosne kle, kle niesie się po Kiełpinie
Pożar, który strawił cały dom w Kiełpinie w listopadzie 2018 r. był tragedią dla zamieszkującej go rodziny, ale też ogromnym szokiem dla sąsiadów. Wiosną tego roku okazało się, że problem ma również... bocian, który przyleciał do gniazda umiejscowionego na spalonym domu. Po powrocie z ciepłych krajów ptak, nie mogąc zlokalizować swojego dotychczasowego lokum, zaczął interesować się kominem i tam chciał uwić nowe gniazdo.
- Niestety, gdyby tak się stało, to prace przy odbudowie domu musiałyby być wstrzymane do połowy października ze względu na okres lęgowy ptaków. Do tego czasu nie można w żaden sposób ingerować w ptasie gniazda – tłumaczy prof. Leszek Jerzak, ornitolog i kierownik katedry ochrony przyrody Uniwersytetu Zielonogórskiego.
Na szczęście dzięki szybkiej reakcji i determinacji mieszkańców Kiełpina udało się sprawę doprowadzić do szczęśliwego zakończenia.
- Na słupie, który stał obok spalonego domu przedstawiciele firmy Enea zamontowali specjalną platformę. Baliśmy się, czy bocian się nią zainteresuje – opowiada Beata Pakulska, która mieszka naprzeciwko bocianiego gniazda i najbardziej zaangażowała się w tę sprawę. Żeby zainteresować bociana nowym miejscem i pomóc mu w podjęciu decyzji o przeniesieniu się na platformę, mieszkańcy zaczęli znosić chrust.
- W wiciu nowego gniazda pomógł nasz leśniczy Michał Całka, ogrodnik Tadeusz Sikora ze swoją żoną Agatą, Dorota Kowala. I udało się! Co to była za radość jak bocian wybrał to stworzone przez nas miejsce! – cieszy się pani Beata.
Po 17 dniach przyleciała samica i w nowym gnieździe udało się złożyć jaja. W połowie maja wykluło się kolejne pokolenie bocianów.
- Pierwsze, co robię po przebudzeniu, to idę zobaczyć, co słychać u bocianków. Okno w kuchni mam naprzeciwko gniazda, więc łatwo mogę je obserwować. Do niedawna w gnieździe zawsze z młodymi był jeden z rodziców, teraz są już na tyle duże, że mogą zostawać same. Są na etapie rozpościerania skrzydeł, próbują uczyć się latać – kontynuuje swoją opowieść B. Pakulska.
Młode bociany już w połowie sierpnia polecą w swoją pierwszą podróż do Afryki. Teraz intensywnie rosną i przybierają na wadze, by mieć siły na tak daleki lot. Rodzice przynoszą maluchom do gniazda wartościowe kąski, głównie dżdżownice.
– Zazwyczaj ten pierwszy lot odbywa się aż do Republiki Południowej Afryki. Młode bociany zostają tam przez trzy lata, aż do osiągnięcia dojrzałości płciowej – tłumaczy prof. Jerzak.
Czy bociany, które wykluły się w Kiełpinie powrócą za kilka lat do rodzinnego gniazda?
– Do samego gniazda może nie, ale mogą przylecieć w okolice Zielonej Góry. Samce zazwyczaj zakładają gniazda w promieniu 20 km od tego rodzinnego, samice już dalej, bo ten obszar może mieć nawet 120 km – opowiada prof. Jerzak.
18 czerwca dwa młode bociany zostały zaobrączkowane. Można więc będzie śledzić trasę ich lotu na inny kontynent, jak i powrót do Polski za kilka lat. Miłośnicy bocianów mają lornetki, dzięki którym odczytują numery z obrączek.
- Bardzo się cieszymy, że bociany do nas wracają. To miłe, że dzięki współpracy kilku osób udało się zrobić dla nich coś dobrego – kończy B. Pakulska.
(ap)