Psiaki schowały się przed złym światem w lisiej norze
To historia z happy endem o czworonożnych słodziakach, nieludzko potraktowanych przez nieznanych właścicieli. Jakiś miesiąc temu w kiełpińskim szczerym polu ktoś bezdusznie porzucił cztery szczeniaki. Psie rodzeństwo. Z pomocą pracowników zielonogórskiego schroniska dla zwierząt bardzo szybko udało się złapać dwie z czterech porzuconych suczek.
Przetrwały upały
- Znalazły sobie u nas schronienie w lisiej norze. Natrafiły na nie mieszkanki sołectwa, które nieopodal spacerowały ze swoimi psami. Gdy po naszym telefonie z pomocą przyjechały pracownice schroniska dla zwierząt, pozostałe dwie suczki uciekły do drugiej nory, w której schowały się jeszcze głębiej - opowiada Aneta Walczak, sołtyska Kiełpina.
Tu należy się wyjaśnienie - lisy zajmują głębokie nawet na trzy metry kryjówki, które mają wiele długich korytarzy i wyjść awaryjnych oraz dużą komorę. W takim labiryncie, w którym nie jest łatwo je „namierzyć”, przed złym światem schowały się kiełpińskie szczeniaki. Dwie suczki przez blisko miesiąc regularnie, na zmianę, dokarmiały mieszkanki sołectwa, w lipcową kanikułę dostarczając im również picie.
- W lisiej kryjówce pieski przetrwały największe upały - mówi sołtyska. - Niemniej jeden z nich był ranny, miał w dwóch miejscach złamaną łapkę i otwartą, długą ranę, tym bardziej chcieliśmy stamtąd wydobyć szczeniaki jak najszybciej. Były wystraszone, ale niebywale bystre, niby jadły nam z ręki, ale zaraz czmychały do nory. Przy każdej próbie złapania gryzły. Nie były agresywne, po prostu broniły się jak umiały.
Siedziały jak w fortecy
Na pomoc wezwano policjantów i straż miejską, która dysponuje siatką do humanitarnego łapania bezdomnych zwierząt. Dobrze okopane pod lasem szczeniaki nie dały sobie ratować życia. Siedziały w norze jak w fortecy. - W końcu pojechałam na Szwajcarską po klatkę-żywołapkę - wspomina A. Walczak. Dwa tygodnie mieszkanki Kiełpina napełniały ją jedzeniem w charakterze przynęty. Ale gdy jeden szczeniak próbował wchodzić do druciaka, drugi bystrzak natychmiast go z niego wyciągał.
Podczas drugiej wizyty pracowników schroniska, którzy tym razem przywieźli ze sobą grube rękawice, mieszkańcy Kiełpina chwycili za łopaty, kopiąc kanał po kanale, każde rozgałęzienie i odnogę labiryntu, aż po półtorej godziny nagle lisia konstrukcja niebezpiecznie się osunęła, odsłaniając tunel. Zwierzęta kamerą termowizyjną namierzyli dopiero wezwani na pomoc strażacy z OSP Ochla i z PSP Zielona Góra. Były dokładnie pośrodku dołu, który wykopali mieszkańcy.
- Chyba z 10 osób je łapało i gdyby nie było nas aż tylu, znów by nam uciekły - kwituje pani sołtys.
Dwie nowe suczki, czarne jak diabełki z brązowymi łapami, w schronisku dla zwierząt nazwano Pocahontas i Kiela, a tym, które najdłużej bawiły się z mieszkańcami Kiełpina w chowanego oni sami nadali imiona jak ulał… Bystra i Norka.
Dziś wszystkie cztery, całe i zdrowe, czekają na podarunek - nowy, ciepły dom.
(el)