Winiarstwo. Winogrona czekają na… mróz!
Wino lodowe to dla winiarzy nie lada wyzwanie. Trzeba mieć do niego szczęście i dużo cierpliwości. Choć tej ostatniej winiarzom w Lubuskiem nie brakuje, to jednak do tej pory wina lodowego nie produkowali.
Ice Riesling, które wprowadził na rynek Marcin Furtak z winnicy Saganum pod Żaganiem, jest wyjątkowe. To prawdopodobnie pierwsze wino lodowe wyprodukowane w Lubuskiem po II wojnie światowej. - Postanowiłem zaryzykować i się udało. To była moja druga próba. Pierwsza, w roku 2019, się nie powiodła. Zobaczymy, jak będzie w tym roku - mówi M. Furtak.
Winiarz spod Żagania oficjalnie zbiory już skończył. Na zakończenie winobrania urządził na winnicy ognisko. Ale… nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Zostawił na krzewach trochę owoców, dokładnie 400 kilogramów winogron ze szczepu souvignier gris. Czekają na mróz.
Wino lodowe narodziło się w Niemczech, występuje tam pod nazwą Eiswein. Jest popularne też m.in. w Kanadzie. Gdy temperatura spada co najmniej do minus ośmiu stopni Celsjusza, a na krzewach są jeszcze owoce, grona zamarzają. Po szybkim zebraniu i wrzuceniu ich do prasy winiarskiej (jeszcze przed rozmarznięciem), wyciska się bardzo gęsty, skoncentrowany sok.
Wino lodowe powstaje rzadko, jest bardzo słodkie. I drogie. To z winnicy Saganum jest sprzedawane w smukłych butelkach o pojemności 375 ml. Cena? 180 zł za butelkę.
- W zeszłym roku na krzewach zostawiliśmy też 400 kg winogron, ale rieslinga. Zmrożone owoce zebraliśmy na początku grudnia. Temperatura spadła aż do minus 14 stopni - opowiada M. Furtak. I dodaje, że wyprodukował wtedy 150 butelek wina lodowego: - Większość sprzedaliśmy podczas Winobrania, zostało nam już niewiele. Gdy odwiedzili nas jurorzy winobraniowego konkursu win, nie mogli się nachwalić.
W związku z kwietniowymi mrozami, które spowodowały na lubuskich winnicach spore spustoszenie, winogrona pod Żaganiem dojrzewały falami. - Souvignier gris zbieraliśmy dwa razy. Za pierwszym razem część owoców była jeszcze niedojrzała - mówi M. Furtak. Grona, które zostawił na krzewach, mają bardzo wysoką kwasowość i niską zawartość cukru. Wyszłoby z nich marne wino tradycyjne. - Przy winie lodowym to i tak nie będzie miało znaczenia, bo wyciśniemy samą esencję.
A co, jeśli mróz nie przyjdzie? M. Furtak się nie martwi. - Jeśli owoce do tego czasu nie zgniją na krzewach, zbiorę je i sam zamrożę. Powstanie wtedy wino „lodówkowe”, a nie lodowe. W roku 2019 też takie zrobiłem - mówi. - Jest równie słodkie, też w smukłych butelkach.
Wino „lodówkowe” tradycyjnie będzie miała w ofercie winnica Aris z Osiecznicy. Robert Stawski i Maciej Stępień produkują je już od kilku lat, cieszy się sporym zainteresowaniem klientów.
(sp)