Słynny Widzew już w czwartek w Zielonej Górze!
Nasz rywal to znany, ceniony i szanowany w Polsce klub. Może nie ma na koncie tylu tytułów mistrzowskich jak Legia Warszawa, Ruch Chorzów czy Górnik Zabrze, bo triumfował w naszej ekstraklasie cztery razy. Jednak przez wiele lat był zespołem, który skupiał na sobie uwagę kibiców. To z Widzewa, małego klubu osiedlowego, słynny prezes Ludwik Sobolewski uczynił zespół, który na przełomie lat 70. i 80. miał znakomitą ekipę - na czele ze Zbigniewem Bońkiem, czy wychowankiem Polonii Nowa Sól, bramkarzem Józefem Młynarczykiem. Starsi kibice do dziś pamiętają piękne mecze z Juventusem Turyn czy Manchesterem City.
„Turku, kończ ten mecz!”
Potem w latach 90., jako druga polska drużyna, pod wodzą trenera Franciszka Smudy awansował do fazy grupowej Ligi Mistrzów (pierwszą była Legia). To wówczas w ostatnich minutach rewanżowego meczu z Broendby Kopenhaga redaktor Tomasz Zimoch w relacji radiowej krzyczał w kierunku sędziego słynne: „Panie Turek, kończ pan ten mecz!”. To w barwach Widzewa grał Marek Citko, kiedy kraj ogarnęła „Citkomania”, po pięknych występach piłkarza i słynnym golu z połowy boiska podczas meczu Ligi Mistrzów z Atletico Madryt w Łodzi.
Potem przyszły lata chude, włącznie z wycofaniem zespołu z rozgrywek centralnych i konieczności gry w czwartej lidze. Ale nawet wówczas, kiedy Widzew powoli, mozolnie wspinał się po ligowej drabinie, o klubie nadal było głośno. O trzecioligowym Widzewie mówiła piłkarska Europa, kiedy fani jeszcze przed sezonem wykupili abonament na cały sezon i niemal na wszystkie miejsca na stadionie! Kibice nigdy nie opuścili swojego zespołu, także wtedy, kiedy musiał jeździć na mecze po małych miejscowościach i grać na równie małych obiektach.
Zagrać jak dwa lata temu
Łódzki klub wrócił do ekstraklasy przed dwoma laty pod wodzą trenera Janusza Niedźwiedzia. Wrócił z przytupem, bo po rundzie jesiennej był w czołówce. Potem było nieco gorzej, a w poprzednim sezonie Niedźwiedzia zastąpił trener Daniel Myśliwiec. W obecnym sezonie łódzki klub jest na siódmym miejscu. Potrafił kilka razy oczarować kibiców, tak jak ostatnio w Lublinie, kiedy przegrywał z Motorem 0:2, by zwyciężyć 4:3. Mecze w Łodzi odbywają się w znakomitej atmosferze przy kompletach publiczności. Widzew ma ambicje powalczyć o europejskie puchary i poważnie traktuje Puchar Polski.
A Lechia? Nasz zespół wygrał dwa kolejne mecze, ostatnio w Turzy Śląskiej z Unią 3:0 (bramki: Franciszek Majchrzak, Mateusz Lisowski i samobójcza). Zielonogórzanie nie mają nic do stracenia. Zdecydowanym faworytem zdaje się być Widzew, ale przecież w pucharze niejedno widziano, włącznie z tym, co dwa lata temu pokazywała nasza Lechia, eliminując Jagiellonię Białystok i Radomiaka Radom. Liczymy, że postawimy się słynnemu Widzewowi. Oby tak się stało!
(af)