OPINIA Wiejska stolica albo kieszonkowe miasto
Obserwowane kierunki rozwoju kraju nieuchronnie zmierzają w kierunku aglomeracyjności i ekspansji terytorialnej miast. Ludzie po prostu wyprowadzają się z miast na ich obrzeża, często do sąsiednich gmin. To jest obserwowane nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie. Odnosząc się do Zielonej Góry, nie sposób nie zauważyć, że miasto z powierzchnią 57 km kw. znalazło się na takim etapie rozwoju, kiedy po prostu nie ma już wolnych terenów - ani inwestycyjnych, ani mieszkaniowych. Dlatego niewątpliwie powinno się podjąć działania, by obszar miejski powiększyć. Do tego jest oczywiście potrzebne przekonanie mieszkańców terenów okalających Zieloną Górę do pozytywnych aspektów, jakie z połączenia obu samorządów mogą wynikać. Nie będę jednak tu zbyt odkrywczy, kiedy powtórzę dość oczywistą prawdę, że konserwatyzm administracji i przyzwyczajenia mieszkańców będzie bardzo trudno przezwyciężyć.
Z punktu widzenia osoby zajmującej się statystyką, nie mogę powiedzieć, że liczby w pełni oddają istotę zależności jednej gminy od drugiej. Nie da się liczbowo dowieść, w jakim stopniu gmina wiejska korzysta z sąsiedztwa miasta lub odwrotnie. Natomiast jest dla mnie rzeczą oczywistą, że zatrzymanie rozwoju miasta, np. poprzez zatrzymanie jego naturalnej ekspansji terytorialnej, bez wątpienia odbije się na sytuacji gminy wiejskiej, okalającej miasto. Jest to stwierdzenie bezwarunkowe. Kiedyś uczestniczyliśmy w pracach nad planami przyłączenia okolicznych wsi do Zielonej Góry, dziś mówi się o przyłączeniu całej gminy, więc mogę stwierdzić, iż odbiłoby się to korzystnie na połączonym organizmie samorządowym. Zielona Góry zdecydowanie by zyskała, osiągając pułap ok. 180 tys. mieszkańców. Trzeba podkreślić, że dziś Zielona Góra liczy ok. 120 tys. mieszkańców i niestety tendencja demograficzna jest malejąca. Niedawno gościłem przedstawicieli centralnych urzędów statystycznych z Polski, Niemiec i Czech. Usłyszałem od nich opinię, że Zielona Góra to takie - „pocket town - kieszonkowe miasto” i „wiejska stolica”. Byli pod wrażeniem tego, że wszędzie jest tu blisko i wszędzie jest tak zielono.
Problem wyludniania się obszarów peryferyjnych, starzenia się społeczeństw i niekorzystnych zmian demograficznych był tematem kilku konferencji i sympozjów, w jakich ostatnio uczestniczyłem. W tym kontekście muszę przyznać, że naszego regionu nie należy postrzegać jako peryferyjnego. Jako Region Lubuski mamy też całkiem niezły potencjał demograficzny, bo wciąż jeszcze jesteśmy stosunkowo młodym społeczeństwem, mamy dodatni przyrost naturalny i stosunkowo korzystne saldo migracji wewnętrznej i zewnętrznej. Nie możemy się przyrównywać do regionu opolskiego, którego władze biją na alarm i postulują objęcie całego województwa tzw. „specjalną strefą demograficzną”, która miałaby zapobiegać wyludnianiu się regionu. W województwie opolskim, w odróżnieniu od naszego istnieje duży problem mieszkańców migrujących długookresowo (powyżej roku), z powodu pracy - głównie w Niemczech.
Roman Fedak, dyrektor Urzędu Statystycznego w Zielonej Górze
(notował Michał Iwanowski)